Halina Szczotka
E-mail: halina.szczotka@zwrot.cz
– Jesteśmy Polakami z Zaolzia, chcemy byście o tym pamiętali – zwróciła się do uczestników tegorocznego III Festiwalu Zaolziańskiego w Parku Śląskim w Chorzowie Magda Toboła z zespołu „Glayzy”. Podobnie brzmiała prośba Tadeusza Filipczyka z chóru męskiego „Gorol”.
Dwudniowa impreza, która odbyła się 24 i 25 czerwca, stała się okazją do zaprezentowania kultury zaolziańskiej zarówno tej tradycyjnej, jak i współczesnej, tej ludycznej, ale i tej „z wyższej półki”.
Scena Polska Teatru Cieszyńskiego zaprezentowała spektakl „Ondraszek – pan Łysej Góry”, „Bajka” – „Arkę Noego”, Christian Heczko wraz z „Lipką” zagrał na ludową nutę, bawiąc swoją, niekiedy dość kontrowersyjnie odbieraną na Zaolziu, konferansjerką. A wszystko to po to, aby mieszkańcy aglomeracji katowickiej mogli poznać swoich krajanów.
– Chcemy przybliżyć państwu kawałek Górnego Śląska, bo mało kto pamięta o tym, że to jest Górny Śląsk, który leży za Olzą, gdzie żyje liczna społeczność polska – zwrócił się do publiczności podczas otwarcia Festiwalu jego organizator i pomysłodawca Dariusz Zalega z Grupy Twórczej „Ocochodzi” (tak na marginesie – kolejna osoba „z Polski”, która, w odróżnieniu od części miejscowych „działaczy” dostrzega palącą potrzebę promocji Zaolzia w Macierzy). I nadmienił odrazu, że jego zdaniem Polacy na Zaolziu są najbardziej aktywną kulturalnie społecznością na świecie.
Czy jest przesada w twierdzeniu Zalegi? Fałszywa skromność podpowiadałaby, że nieco przesadził, ale jak sam potem przyznał w rozmowie ze „Zwrotem” (również i nasze stoisko było obecne w Chorzowie, podobnie jak przed rokiem) w Zaolziu zafascynowała go właśnie ta niesamowita wprost aktywność i to zaangażowanie się w kulturę bez pytań typu „a co ja z tego będę miał”. Dostrzegł to po raz pierwszy przed dziesięcioma laty na „Gorolskim Święcie”.
– Sam jestem fanem takiego oddolnego działania i to jest to, co wyróżnia mieszkańców Zaolzia zarówno od Polaków, jak i od Czechów. Chciałbym wprowadzić w Polsce „modę na Zaolzie”, modę na społecznikostwo, bo to jest takie nonkonformistyczne, więc mogłoby się spodobać.
Zalega nie ukrywa też, że chętnie by założył wraz ze znajomymi koło sympatyków PZKO w Chorzowie.
– Nawet byśmy składki na Zarząd Główny odprowadzali – dodaje półżartem. Ale już zupełnie poważnym, kolejnym pomysłem twórcy Festiwalu Zaolziańskiego jest konferencja, która odbędzie się 29 września w Regionalnym Ośrodku Kultury w Katowicach dla pracowników instytucji kultury i animatorów z województwa śląskiego.
W jej trakcie przedstawiciele z Zaolzia przedstawiliby ofertę kulturalną, którą można byłoby ubogacić imprezy na szczeblu gminnym czy powiatowym. I tu znowu powracamy do promocji Zaolzia sensu stricto.
– Trzeba zwrócić uwagę na to, że dzieki Festiwalowi pojawiają się w mediach nie tylko zapowiedzi czy relacje tego wydarzenia, ale konkretne teksty o Zaolziu, jak w ostatnim magazynowym wydaniu „Dziennika Zachodniego”. Więc Zaolzie zaczyna funkcjonować w świadomości. Słowem ten temat nie umiera nawet jak kończy się Festiwal.
Te zielone płuca aglomeracji dzień w dzień ściągają tysiące osób. Sama zaś scena została ulokowana w centralnym punkcie parku, tuż przy głównym wejściu do chorzowskiego zoo (miejsce to bardzo często jest widownią większości, nie tylko zaolziańskich imprez organizowanych przez GT „Ocochodzi”). I to dogodne położenie sprawiło, że ludzie, którzy pomimo trzydzestokilkustopniowego upału oraz silnej konkurencji ze strony EURO 2016 i odbywającego się w tym samym dniu meczu polskiej reprezentacji ze Szwajcarią, pojawili się jednak przed festiwalową sceną, byli w większości zupełnie przypadkowi.
Niektórzy z nich pierwszy raz usłyszały o Zaolziu bez kontekstu 1938 roku. I tak ktoś był szczerze zdziwiony, że „górale z Czech” mówią po polsku. Innych z kolei zaskoczył profesjonalizm Sceny Polskiej. Jedna z uczestniczek zaraz po spektaklu powiedziała, że myślała, iż Ondraszek to była bajka, a okazało się, że była to magia. A przecież samo Zaolzie jest jednym z tych bardziej magicznych miejsc na Śląsku. I warto to wykorzystać.
Kiedy festiwalowy program dobiegł końca, do Zalegi podszedł jakiś znajomy.
– Nigdzie się nic nie dzieje, a u Ciebie zawsze coś się dzieje. I są to rzeczy ambitne.
– Bo na rzeczy nieambitne po prostu nie mam czasu.
(ÿ)
Tagi: Chór męski Gorol, Dariusz Zalega, Festiwal Zaolziański, GLAYZY, III Festiwal Zaolziański