Santor-8890_iPodczas XXVI Koncertu Adwentowego „Muzyki i Słowa” w wypełnionym po brzegi ewangelickim kościele św. Apostołów Piotra i Pawła Na Niwach w Czeskim Cieszynie wystąpiła legenda polskiej estrady Irena Santor. W programie znalazły się stare przeboje, z którymi wchodziła na scenę, ale i nowe utwory, a także – bo jakże inaczej w takim okresie – nawiązujące już do świątecznego klimatu pastorałki. Dlaczego akurat pastorałki? Na to i na kilka innych pytań Pierwsza Dama Polskiej Piosenki odpowiedziała zaraz po recitalu.

    – Kolędy są tak ośpiewane i wszyscy je znają, więc ja wolę pastorałki, które są mniej znane. Co roku wyszukuję je po różnych wydawnictwach, przywożą mi znajomi. Niektórzy powiedzą, że to jest taka moja pasja – szukam co chwila.

    Bo rozrzut czasowy był dosyć duży na Pani koncercie. „Jam jest dudka” to stara rzecz, bodaj XVII wiek, a śpiewała Pani jeszcze te współczesne, które chyba wszyscy usłyszeli po raz pierwszy.

    – Staram się pokazać, że polscy kompozytorzy i autorzy tekstów też piszą pastorałki, piszą kolędy i to powiedziałabym, że ochoczo piszą. Naprawdę. I starają się gdzieś umieścić w tej tematyce. Nie dziwię im się – mają rację.

    Szczególnie, że teraz jesteśmy zalewani kulturą anglosaską, stąd aż jestem zdziwiony, że ktoś w Polsce pisze jeszcze pastorałki.

    – Właśnie. „Jingle Bells”, „Merry Christmas”… Ja już tego nie mogę słuchać. Trochę z zazdrości też, że wszyscy w Polsce kochają tylko tamte. A to, co nasze przepiękne, to be! To wszystko dlatego, że tego jest u nas za dużo i nikt tego nie szanuje. Bo gdyby była tylko jedna kolęda, jedna pastorałka, to by wszyscy śpiewali i cieszyli się. (śmiech)

    Santor-9040_iWiele osób spędza Święta Bożego Narodzenia w pani towarzystwie, może nawet pani tego nie wie. Pamiętam, że w latach 70.-80. czy to moja babcia, czy ciocie słuchały kolęd Ireny Santor, i pewnie w tym roku w wielu domach będzie podobnie.

    – To miłe. A muszę się pochwalić. Pierwszą płytę kolędową nagrały „Czerwone Gitary” [„Czerwone Gitary śpiewają kolędy”, tzw. czwórka, 1967 – przyp. red.], ale po nich drugą płytę kolędową nagrałam ja [„Wśród nocnej ciszy”, LP, 1969]. Tam była „Lipeczka”, tam była „Dudka”… Ale wszystkich nie pamiętam. Ja siebie nie słucham. (śmiech) Jeszcze potem nagrałam drugą płytę w opracowaniu wielkiego muzyka Mariana Sawy [„Witaj gwiazdko złota”, LP, 1972]. To był wielkiej klasy organista, nie żyje niestety, ale przechytrzył trochę, bo chciał pokazać, jaki ma talent, ile to on jeszcze zrobi. A tam połamie rytm, a tu pójdzie na trzy czwarte, a tam na dwie czwarte – a to wszystko w jednej kolędzie. I to się zrobiło takie, hm… Bo kolęda i pastorałka musi być prościutka. Pro-ściut-ka. No a ta płyta? No fajnie, dobrze jest. (śmiech). Ale – za mądra, tak to powiem.

    A jak się Pani tutaj śpiewało?

    – Ale tak „jak Boga kocham”?

    No może być nawet szczerze…

    – Nie, nie, nie, ja wiem, że pan to szczerze nie napisze. Bo tu jest bardzo trudna akustyka dla mikrofonu. Naturalna akustyka jest świetna i gdyby można było śpiewać bez mikrofonu, to tutaj byłoby idealnie. Kościół jest trudną salą.

    Jak go budowano,to pewnie nikt nie myślał, by postawić mikrofon. A widownia?

    Widownia? No jak to! Ponad wszelkie zasługi. Cudna. Naprawdę jestem wdzięczna i dziękuję całym sercem, bez kokieterii dziękuję za takie przyjęcie. I jak ja mogę nie jeździć na koncerty? Niech mi pan powie prawdę?

    A będzie pani jeszcze koncertować przed Świętami?

    Jeszcze jadę do Torunia na benefis Ali Majewskiej i Włodzimierza Korcza. A tak mi się nie chce… Bo oni zrobili taki gigantyczny koncert i kazali mi śpiewać piosenkę (bo z Korczem nie ma dyskusji, on każe) taką, którą śpiewałam trzydzieści lat temu i mi się wcale nie chce tego śpiewać. Techniczna taka bardzo piosenka, a mi się już nie chce do tego wracać. Ale on nie popuści. On będzie tak chodził i tak namawiał, tak mówił i tak sugerował…

    Teraz pani Grażyna [menadżerka] mi zrobiła w styczniu cztery koncerty. To ja płaczę. Dosłownie płaczę. No bo to jest ciężko, w moim wieku to jest naprawdę cieżko [9 grudnia Irena Santor skończy 81 lat – przyp. red.]. A tak na ogół to daję dwa-trzy koncerty miesięcznie. Góra..

    Ale cały czas jest Pani w formie i…

    Jest coś takiego, z czym ciągle walczę, i dlatego poprosiłam Wojtka Młynarskiego, by mi napisał piosenkę o starości [„Starość to nie jest wiek” wykonywana podczas koncertu – przyp. red.]. Ciągle się mówi „starzy ludzie” w takim kontekście, jakby to było coś dokuczliwego, jakby to mrówki po nas chodziły.

    Jesteśmy sprawni albo nie. Umiemy albo nie. Jesteśmy przydatni albo nie. Jak nie, to się nami opiekujcie, bo jesteście od tego, młodzi. Ale jeżeli my możemy dać sobie sami radę, jeżeli chcecie – będę nieskromna – przyjść na mój koncert, ryzykujecie, a jeszcze wychodzicie bez poczucia, że to było ryzykowne i straszne, no to w czym rzecz? Ja mam tylko dużo lat. Ale staram się być w formie. Wiem, że to nie jest jak trzydzieści lat temu. Trzydzieści lat temu to Korcz mi kazał śpiewać właśnie tę techniczną piosenkę (teraz też mi każe i on to wymusi na mnie, i ja się zmuszę, i ja poćwiczę, poćwiczę, poćwiczę, i ja dojdę do tego). Ja mam tylko dużo lat. Nic więcej.

    Tagi: , , , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Reklama

      REKLAMA
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego