Aby umilić czytelnikom Zwrotu ten wyjątkowy czas, prezentujemy świąteczne wiersze Saloniku Cieszyńskiego – grupy poetyckiej skupiającej twórców z obu stron Olzy.
„Salonik to bardziej stan naszej kondycji twórczej, (…) jego celem jest odnalezienie się w przestrzeni, która nas wyzwala od zła, niedobrych myśli. Wielokulturowość ziemi cieszyńskiej wzbogaca i inspiruje każdego z nas.” – tak pisze Stanisław Malinowski w Kalendarzu Cieszyńskim 2023.
Wszystkich zainteresowanych wysłuchaniem wierszy na żywo zapraszamy na świąteczny wieczór poetycki Saloniku Cieszyńskiego 13 stycznia 2023 o 17:00 w Bibliotece Miejskiej w Cieszynie.
Marta Bocek
Pieczki
Gdy zaczynają pachnieć Święta, wspomina pachnące szupki mandarynek. Mówi, choć słyszeliśmy to już tyle razy, że w dzieciństwie Aniołek przynosił cukierki zawinięte w sreberka i mandarynki. Cenne, każdy zjadał owoc, a potem skórkę.
Na Wilije były pieczki, pod obrusem mościło się siano. Był chleb i Biblia, sól i cukier, twaróg i powidła. Starzik grał na jargankach kolędy, a na Boże Narodzenie śnieżne zaspy plątały i na powrót odkrywały drogę do kościoła.
Stareczka, czyli babcia, suszyła pieczki jeszcze długo po tym, jak mandarynki spowszedniały i przestały być wigilijnym rarytasem. Gdy wnuki garnęły się do siadania, trzeba było ostrożnie, by nie zawadzić ławą lub plecami o siatkowe rynienki na kaloryferze. Pieczki dojrzewały w nagrzanej ciszy – nabierały zmarszczek, rdzawej maści i niepojętej słodyczy. Sprężyste, gdzieś w środku, pomiędzy fałdami, zatrzymywały świeżość dopiero co opadłego jabłka.
A potem się odchodziło z babcinymi woreczkami obfitości. Najlepiej smakowały z książkami lub w formie kompotu z cynamonem. Proste, zdrowe, pieczki wymagały jedynie ciepła i cierpliwości. Może w ten sposób babcia uczyła mnie przechowywania sił, zatrzymywania soków.
Gdy zaczynają pachnieć Święta, przywołuję pieczki. Jeśli starość to wysuszanie, to chcę starzeć się jak babcine jabłka.
Marta Bocek
Życzenia
Choince nie powinno być łyso,
pierniki powinny wyrażać się wzniośle,
kolędy niech nie spuszczają z tonu,
opłatek nie boi się załamać,
a życzenia, otwierając serca,
niech przecinają węzły w relacjach.
Dodać trzeba,
aby zdrowie było końskie, apetyt wilczy,
miłość ślepa jak kret, a wierność psia.
Kłótnie rozpuszczalne niczym kawa,
a my twardzi i figlarni
jak pierwsza grudniowa gołoledź.
I wreszcie życzenie jedno –
byś w życiu i w słowach
nawet bez metafor trafiał w sedno.
Agnieszka Czarnojan
***
Mienią się bombki na choince –
jutro wigilia, idą święta,
lecz do niej przecież nikt nie przyjdzie,
smutek zaczyna serce pętać…
Zalśniła bańka czystym złotem
wspomnień, gdy dzieci były małe.
Nie było przedtem ani potem,
ze wzruszeń dusza jej zadrżała.
Kolejna bombka wabi bielą,
jak obrus z domu rodzinnego,
lecz ojciec, matka już się śmieją
tylko ze zdjęcia, ech dlaczego…
Strojną czerwienią szpic wzrok przykuł
i zakrwawiły znowu rany.
Otwarła usta w niemym krzyku,
dziś inna jest z jej ukochanym…
Anielskim włosem przyozdabia
gałązki świerku – pachną cudnie…
Lecz gdzieś zniknęła ta świąt magia
i coraz bardziej zimne grudnie…
Agnieszka Czarnojan
***
A cieszyński rynek caluteńki w bieli,
jakby z nieba pierzem sypali Anieli…
Wirują śnieżynki leciutko na wietrze
i tak wokół czysto, magicznie, bajecznie…
Pod strojną choinką przystanęli ludzie,
aby serdecznością słów wypełnić grudzień.
Witają się, cieszą, pozdrawiają mile,
chcąc zaskarbić sobie do bram niebios bilet.
Śpiewają kolędy, czułe pastorałki,
dla innych przynoszą uśmiech i podarki,
bo w sercach Betlejem rozpaliło miłość,
aby cieszyniakom znów lepiej się żyło.
To nic, że maseczki, chora rzeczywistość,
ważne, że światełko nadziei rozbłysło.
Niosą je mieszkańcy już do swoich domów –
ono może wszystkim w trudnych czasach pomóc…
Zuzana Bláhová
advent, tradiční
po stranách dne
rozkrojit stůl
napnout prýmky
další den ztratit
ve vlasech dcer
v lepkavé pasti
perníkové polevy
zalovit znova v míse
s glazurou ještě sladkou
po hruškách
a potom ~ počkat
až den opadne
až zmizí v haluzích
v závěsu tmy
jak stopa po parfému ze zápěstí
jako list
z úst od chvojí
odezírat ~ jak láska křičí
a napříč zimou
posouvá přetrženou nit zvyků
to máma právě nakrojila
puklé srdce chleba
kvílelo
(ze sbírky Pozdní sběr, 2022)
Zuzana Bláhová
svatá trojice
už druhý den
padají jablkové hvězdy
a páté přes deváté
zpřeházené v adventu
v domech to voní karamelem
a vodou po holení
všechno je hladké
obroušené
tváře hrany čas
—
v krámech je všechno
se slevou
výhodná koupě
čpí a vykřikuje z regálů
lidí tak pomálu
mezi tím
jen stín
a šafrán
parafín
—
poslední všechno zaplatí
otec syn duch svatý
Paweł Czerkowski
Tylko ptasia para
Kura Zbawiciela wyczekiwała;
Grzebiąc w gnoju,
Ziarna prawdy szukała.
Kogut prawdę jej obwieścił,
Miotał się jak kościelny dzwon.
Gospodyni miotłą przeganiała,
Prawdę strącając w kąt.
Tylko ptasia para
– kura i kogut, wiedziała,
Że się uniżył;
W biedzie i brudzie
Rozświetli mrok.
Paweł Czerkowski
Pusty talerz
Dla kogo to nakrycie na najdalszym brzegu stołu?
Gdy odświętnie ubrani usiądziemy pospołu,
Przeczytawszy słowa Łukasza – medyka,
Usłyszymy, jak stary zegar w izbie tyka.
Kto z nami nie siądzie do stołu?
Z kim już się opłatkiem nie przełamiemy?
Z kim karpia i barszczu nie zjemy?
Nie zaćmi już ojciec fajki,
Babcia nie opowie wnukom bajki.
Dla kogo pusty talerz, już rozumiemy,
Nie dla Józia, Nie dla Rózi,
Sybirak zmieścić już się też nie musi.
Może dla samotnego sąsiada?
Powiedzże, dla kogo puste nakrycie się rozkłada?
W innym wypadku wspomnienie się zawieruszy.
Edyta Hanslik
Gdy nowy nadchodzi
już ostatnia kartka znika z kalendarza
wspomnienia spisały dni starego roku
chwila jest jak życie raz tylko się zdarza
na myśl co minęło łza kręci się w oku
było i wzruszenie łaskotane szczęściem
radości usłane spełnionym marzeniem
cierpienie gdy bliskich nadeszło odejście
ból który przytulał czasu przeznaczenie
gdy nowy nadchodzi rodzą się pytania
sekund tajemnice budzą niepokoje
oddech rytmu szuka w codziennych wyzwaniach
a przyszłość rozpala w duszy wiary płomień
Edyta Hanslik
Prezenty
jakby nie było
biednie czy bogato
pod choinką zawsze były prezenty
każdy przeważnie wiedział
co dostanie
ale radość przy ich otwieraniu
była zaskoczeniem
zdziwieniem
na nic
nie zamieniłabym tamtego czasu
kolejnych par majtek i skarpet
kolejnej pary kapci
kolejnej koszuli nocnej
kolejnych świąt
Elżbieta Holeksa-Malinowska
Jak co roku
Znów wezmę obrus biały.
Płonące świece ustawię.
Na półmiskach te same
jak co roku potrawy.
Staniemy znów razem,
gromadząc się wokół stołu
i będą za nami ważne słowa pospołu.
„…jako i my odpuszczamy…”
Potem gwiazda zaświeci
i zabrzmi:
„…Bóg się rodzi…”
płynące w mroźną noc uroczyście.
I połączy się z inną kolędą
słyszaną ledwo, z oddalenia i mgliście.
A mnie znów zostanie otwarte pytanie,
zresztą jak co roku.
Czy to Bóg odradza się w człowieku,
czy może odwrotnie
człowiek w Bogu.
Elżbieta Holeksa-Malinowska
Zaproszenie
Pierwsza gwiazda
dała już znak srebrnym mrugnięciem,
zapraszając do Wigilijnego Stołu.
W oknach mienią się światełka.
To … choinki panienki
wychwalają swe stroje.
Dom pachnie jedliną i sianem.
Jemioła sufit zdobi,
a zwierzęta przygotowują
swą doroczną mowę.
Słyszysz …?
…podnieś rękę Boże Panie …
Ktoś zaczął już kolędowanie.
Dziś nikt nie powinien
czuć osamotnienia.
Pozwól więc się zaprosić,
choć nie znam Twego imienia.
Anetta Kania
„Powrót taty” II (Świat maleńki)
Połaskotał go promień słońca, co to nisko nad horyzontem grudniowym stało. Jeszcze wespnie się trochę na nieboskłon, by zaraz znów skryć się za dachami chałup sąsiedzkich.
Otworzył zaspane oczy, przetarł kułakiem i chyżo skoczył do okna, za którym mroźne wietrzysko wzbijało kurzawy srebrzystego pyłu śniegowego. Cóż to za widok był! Niezliczone krocie śnieżynek wirowało bezładnie – to tu, to tam – miotane podmuchami zimowego wiatru. Jak maluśkie zwierciadełka odbijały słoneczne światełka, niekiedy nawet mieniły, niczym tęcz tysiące. Wpatrywał się zachłannie w śnieżny pył – i taka to była jego radość wielka w sercu kilkuletnim.
Matula krzątała się po izbie, ale tak jakoś niecodziennie uradowana. Co i rusz spoglądała na swojego chłopaka, uśmiechając się leciutko do siebie. Postawiła kubek ciepluśkiego mleka na czyściuchnym stole i ukroiła pajdę chleba, wprzódy znak krzyża na nim nakreśliwszy. Jeszcze tylko masła osełka i gomółka sera białego.
– Śniadać pora, bo ojciec zaraz wróci. Sprawował żeś się jak pan Bóg przykazał i pomocnyś był, to i możeć jaki podarek przywiezie… Ino go patrzeć!
Oj, skoczyło serce wysoko z tej radości przyobiecanej…
A kłęby myśli się w głowinie kotłować zaczęły. Cóż to tatulo przywiozą…? Może konika drewnianego… albo jakiesik słodkości, pierniki jakie…? Ani się jeść już z tego wszystkiego nie chciało, ino ojca i upominku wypatrywać. Ale coby matula się nie gniewała, posilił się prędko i duszkiem wychylił mleko, nie bacząc na cienki kożuszek, jaki się na nim uczynił. Wytarł małą piąstką nie całkiem dokładnie wąsy mlekowe i już przyoblekać koszulinę, portki na nico i serdak wełniany kończył. Jeszcze tylko obuć małe, chude nożyny i gotów na czekanie.
Zrazu słyszeć się dało za oknem ujadanie Burkowe, a to niechybnie zwiastunem tatowego przybycia! Tako też i było. Zaraz otworzyły się drzwi i do izby wpadł powiew grudniowego poranka wraz ze srebrzystym pyłem, który zawirowawszy w parę się zmienił.
Za zimnem tanecznie wskoczyło do izby zieloniuśkie drzewko jedlinowe wnoszone przez ojca. Zatrzepotało gałązkami, osypując resztki białego puchu, z którego robiły się maleńkie kałuże na ziemi.
– Będzie z niej piękna podłaźniczka u powały! Przyozdobim ją światami słomianymi, jabłuszkami czerwonymi i orzechami – ćwierkała jak sikora uradowana matka z rumieńcem na licu.
– Gdzieżeś jest, chłopaku? – zagrzmiał ojciec, rozglądając się za swym pierworodnym – cóż się kryjesz za matczyną spódnicą? Patrz, jakiem drzewko z lasu przywiózł…Wylazuj, bom ci cosik jeszcze ładnego w upominku przyniósł… Matka mówiła, żeś się jako sprawował, to patrzaj!
Powolućku, nieśmiało wychynął zza matczynego fartucha pszeniczny kosmyk niesforny, potem jasne oczy wielkie, zaciekawione. Cóż to tatko przynieśli…? Na dębowym stole było postawione cacko jakoweś czarowne… Niby kula lodowa, co to przez nią światło prześwituje, ale insza jakaś… Nie topiła się w ciepłej izbie, ino w całości była… Matka i dzieciak z jednakim zaciekawieniem patrzyli na podarek. Wtedy ojciec podniósł kulę pod światło – zrazu przeszyła ją strzała słoneczna, a potem… Potem to już piskom i okrzykom radości i niedowierzania końca nie było!
W kuli był świat maleńki zamknięty; i kościółek maciupeńki, i bałwanek śniegowy, i drzewko, jak ta nasza podłaźniczka, ino wierzchem do góry, i piesek z kotkiem… a wszystko to jeszcze bardziej czarowne, jak się tę kulę poruszyło i śnieżek najprawdziwszy zaczął padać w tej kuli! Niedowierzanie, jakie to cudeńko było najśliczniejsze. „Miastowe”- jak rzekł tatko, ale syn tego nie rozumiał, bo już tego i nie słyszał wcale, wciągnięty do środka tej kuli i w niej już na czas długi mieszkający…
Stanisław Malinowski
Niebo otwarte
Tak się nam niebo otworzyło w sobie,
żeśmy znaleźli w Jezusie ozdobę.
I wstała Panna, by psalmem ogłosić,
że pragnie nadal w sercu Pana nosić.
Myśmy śpiewali półszeptem kolędę,
gdyż Bóg powiedział – gdzie miłość, tam będę.
Bożą obecność Anioły już znały.
Wzniosły Dzieciątko aż pod gwiazd powały.
Wtenczas się niebo otworzyło w sobie, by nas na nowo narodzić w ozdobie.
Stanisław Malinowski
Kolęda czekania
Czekam na piękno
Twego życia,
zanim wypłyniesz
z ukrycia
dzieckiem,
pieszczoty prawdą.
Czekamy!
Może zdążysz uleczyć
chore ptaki
i zranione drzewa.
Czekamy,
bo może razem z Tobą
nauczymy Ludzi dobrego dnia
kolędą
Twych narodzin.
Beata Sabath
Piosenka o Wigilii
grudniowy wieczór u drzwi tuż
kolędę niesie całą w bieli
za oknem niebo z ziemią już
srebrzystym się opłatkiem dzieli
choinka w radość strojna lśni
wspomnienia wokół jak prezenty
minionych świąt dziecięcych dni
w których czas został uśmiechnięty
i betlejemskiej gwiazdy blask
w spojrzeniach naszych z wolna wschodzi
i tyle ciszy światła w nas
wieczerzy pora wraz nadchodzi
i jak co roku w domu próg
gość – cud wstępuje niepojęty
znowu się w sercach rodzi Bóg
w ten wigilijny wieczór święty
Beata Sabath
Wigilia
przystąpmy do siebie
z różnych stron
betlejemskiej gwiazdy
podzielmy się
bielą kruchych
wspomnień
popatrzmy
jak migocą
kolorowe chwile
posłuchajmy
jak srebrne nuty kolęd
błogosławią ciszę
i pozwólmy
wzejść
Słowu
Bóg z nami
Małgorzata Sadowska-Szklorz
Pastorałka
I.
W Stajence od rana
wielkie zamieszanie
Przewidują przyjście Pana
Boskie Zmiłowanie
Z trzech stron świata
Trzej Królowie
Nie głupstwa Im w głowie
Tak przejęci
Jak Ci Święci
Z nieba Aniołowie
Ref.:
A witajcie Goście Drodzy
Nie bardzo ubodzy
Chociaż ciasno pod powałą
Bóg się dzieli Chwałą
II.
Pod choinką od rana
wielkie zamieszanie
Przewidują przyjście Pana
trwa wielkie sprzątanie
Z trzech stron świata
Trzej Królowie
W ceramice, w drewnie
Do Stajenki Papierowej
Biegną ku Królowej
Ref.:
A witaj nam Panno Miła
Choinka się błyszczy
Pierwsza Gwiazda Cię zdradziła
widzieli to wszyscy
Świat co roku
o tej porze
w świątecznym humorze
wielbi
Nowonarodzone
Twoje Dziecię Boże
(ze zbioru God
et… (seria A-H), 2009)
Tekst: Małgorzata Sadowska-Szklorz
piosenka, muzyka, aranżacja i wykonanie: Magdalena Matula-Kisiała
Po Świętach
powiedz…
…którą drogą dojść można
do Dobrych Ludzi
powiedz…
…którędy do Kogo
tak, by tych złych nie obudzić
…że droga tam i z powrotem
stała szeroka nie kręta
i że Dobrego Człowieka
spotka się również po Świętach
w tle: Nikogo nie budzić
Nikomu nie zasnąć
powiedz…
…którędy z powrotem
od Ludzi TYCH nieść transparent
z napisem DOBROĆ POTĘGĄ
DOBROĆ WYMIENNA NA WIARĘ
…że droga tam i z powrotem
stała szeroka nie kręta
i że Dobrego Człowieka
spotka się również po Świętach
w tle: Nikogo nie budzić
Nikomu nie zasnąć
Alicja Santarius
***
obdarowana
dzielę się
potrzebująca
przyjmuję
bez wielkich słów
zastawionego stołu
spokój gładzi moje serce
świeca rozgrzewa co skostniało
kiedy dobro się rodzi
zamieram, by go nie spłoszyć
Alicja Santarius
Białemu dziś światu
Świecie,
którego jaskrawość nie sposób przeoczyć,
który czuję na wskroś,
którym oddycham z trudem,
strząśnij śnieg fałszu
ze swej magicznej kuli.
Poukładaj kolory
logiką serca.
Uspokój flesze
i wykrzykniki.
Chcę przestać śnić
o wejściu
w ramę starej fotografii,
skąd w skromności stołu
i cichości nocy
płynie do mnie
zwykła
człowiecza
prawda.