ŁOMNA DOLNA / Początki edukacji w dolinie Łomnej sięgają XIX wieku, kiedy to Łomna Górna i Dolna stanowiły jeszcze jedną całość. Do podziału na dwie samodzielne gminy doszło dopiero w 1900 roku z inicjatywy Ferdynanda Rzehaczka, długoletniego kierownika szkoły w górnej części wioski i wybitnego działacza społecznego.
Jak stwierdza Jan Korzenny junior w publikacji „Łomniańska jubilatka – 120-lecie szkoły Pod Dzwonem”, początki szkolnictwa w Łomnej sięgają 1830 roku, kiedy otwarto prywatną szkołę mieszczącą się w prywatnej chałupie w osadzie „Na Rzece”, czyli w obecnej Łomnej Dolnej.
Trudne początki
Potem wykorzystywano kolejno pomieszczenia w domach miejscowych górali w osadach Budzosze, Mostorzonka, Ondrasze, Szanieczki. Nauka odbywała się w nieprzystosowanych do tego celu izbach z niewielką komórką przeznaczoną dla nauczyciela, czasem i jego rodziny. Pierwszym nauczycielem w Łomnej był Leopold Danecki z Błędowic Dolnych, gdzie jego ojciec był kierownikiem szkoły.
Nauczano na dwie, a nawet na trzy zmiany. W tej „szkole” nie było ławek. Dzieci siedziały w kucki dookoła nauczyciela. Właściciel domku, często chaty kurnej bez komina, nie zawsze był zadowolony z umieszczenia w jego chacie tego typu instytucji, w dodatku z hałaśliwymi dziećmi.
Szkoły miały początkowo charakter utrakwistyczny, polegający na używaniu dwu języków wykładowych. Od lat 50. XIX wieku językiem wykładowym stał się język polski.
W 1852 roku gmina wybudowała na Matyszczynej Łące własny budynek szkolny, który służył już wyłącznie do celów edukacyjnych. Plac pod budowę podarowała Komora Cieszyńska. W drewnianej chacie z dachem krytym gontami znajdowała się jedna klasa i mieszkanie dla nauczyciela.
Gmina buduje nową szkołę
Dzięki usilnym staraniom, zwłaszcza wójta Adama Sikory i nadleśniczego Jana Kardascha, wybudowano w latach 1874-1875 w centrum gminy okazały jednopiętrowy budynek szkolny.
Pierwszym nauczycielem, a zarazem kierownikiem w nowej szkole został Franciszek Raszka z Jabłonkowa, który przedtem uczył w starej szkole na Matyszczynej Łące.
Budynek szkolny z 1875 roku służy swojemu celowi po dzień dzisiejszy, z wyjątkiem okresu okupacji niemieckiej. Ponadto pod koniec wojny zakwaterowano w nim żołnierzy niemieckich, toteż inwentarz został doszczętnie rozkradziony lub zniszczony.
W 1974 roku budynek byłej szkoły z 1852 roku przeniesiono do skansenu w Rożnowie pod Radhoszczem, gdzie znajduje się do dnia dzisiejszego. Natomiast w centrum wsi w 2008 roku wzniesiono Muzeum Łomniańskie, stanowiące dokładną replikę tego zabytkowego obiektu.
Szkoła na Kamienitym
Obecne schronisko na Kamienitym, osady usystuowanej na wysokości ponad 800 metrów, a będącej przysiółkiem Łomnej Dolnej, początkowo służyło do celów edukacyjnych. W budynku bowiem mieściła się polska szkoła ludowa.
Została wzniesiona w 1934 roku staraniem polskiej Macierzy Szkolnej. Parcelę pod budowę ofiarował miejscowy góral Jan Lisztwan. Uroczyste otwarcie, połączone z festynem górskim, nastąpiło w maju, w poniedziałek Zielonych Świąt 1934 roku. W uroczystości wzięli udział również wycieczkowicze z Polski.
Budynek z drewna posiadał jedną izbę lekcyjną i mieszkanie dla nauczyciela. Szkoła została dobrze wyposażona w pomoce naukowe ze zlikwidowanej polskiej szkoły ludowej w Przywozie (obecnie dzielnica Ostrawy).
Alojzy Maroszczyk
Pierwszym kierownikiem został Alojzy Maroszczyk, mianowany przez Zarząd Główny Macierzy Szkolnej. Górale na Kamienitym zgotowali mu i jego żonie tak gorące i szczere powitanie, że już od pierwszego dnia zawiązała się między nimi i państwem Maroszczyków głęboka przyjaźń. Obaj postrzegali mieszkańców osady jako ludzi zacnych i prawych, przywiązanych do swojej ziemi, mowy ojców i odwiecznych obyczajów, których ukształtowała surowa natura i otaczające piękno przyrody.
Alojzy Maroszczyk był urodzony nauczyciel, organizator i społecznik. Na pierwszej lekcji nauczył dzieci starej pieśni religijnej „Z Bogiem, z Bogiem każda sprawa, jak mawiali starzy”. Kiedy uczniowie głośno i z zapałem zaczęli śpiewać przy akompaniamencie skrzypiec, ludzie wyszli przed góralskie chałupy i rękawami ocierali łzy wzruszenia. Płakali z radości, że na miejscu mają swoją szkołę.
Prymitywne warunki
Pod jego kierownictwem uczniowie odgrywali również przedstawienia teatralne, np. „O sierotce Marysi i krasnoludkach”. Kostiumy szyła jego żona Wanda według własnych projektów. Maroszczyk założył też ogród obok budynku szkolnego. Kilka drzewek przywiózł z Milikowa. Wspólnie z żoną i z uczniami hodowali jarzyny, zbudowali inspekt, posiadzili kilka róż i mnóstwo kwiatów.
Warunki na Kamienitym były dość prymitywne. Maroszczykowie wieczory spędzali przy lampie naftowej. Po zakupy trzeba było jeździć na rowerze aż do Jabłonkowa. Zegar regulowali według odgłosu dzwonu dobiegającego z kościoła w Łomnej Górnej.
Tragedia rodzinna
W miarę swoich skromnych możliwości wspierali niejednokrotnie niektórych górali żyjących w skrajnej nędzy. Za posyłanie dzieci do polskiej szkoły byli często pozbawiani pracy w lesie.
Na Kamienitym musieli też stawić czoła tragedii rodzinnej, kiedy w 1937 roku zmarł ich pierworodny synek, trzyletni Leszek, który przedtem zaraził się szkarlatyną od szkolnych dzieci.
Po przyłączeniu Zaolzia do Polski w 1938 roku Alojzy Maroszczyk został przeniesiony na stanowisko kierownika szkoły do Pietwałdu. Z wielkim żalem opuszczali obaj ten uroczy zakątek beskidzki i ludzi, z którymi byli tak zżyci. Górale odprowadzali ich ze łzami w oczach.
W czasie okupacji niemieckiej szkołę pozostawiono na pastwę losu, natomiast Maroszczyka aresztowano. Na szczęście jakoś dotrwał końca wojny. Podczas jego pobytu w więzieniu pani Wandzie i dzieciom pomagali górale z Kamienitego. – Ci ludzie o nas nigdy nie zapomnieli – wspominała potem ze wzruszeniem Wanda Maroszczykowa.
Zamordowanie uczniów z Kamienitego
Nadmienić jeszcze należy, że wychowankami szkoły na Kamienitym byli również bracia Alojzy i Jan Czeczotkowie. Młodzieńcy ci zostali rozstrzelani jesienią 1944 roku przez gestapo za pomoc okazywaną partyzantom, którzy ukrywali się w okolicznych lasach. Wraz z nimi zamordowano również dwudziestoczteroletniego Pawła Szkanderę. Przed śmiercią musieli sobie wykopać mogiły. Starszy z rodzeństwa miał wówczas dziewiętnaście, młodszy siedemnaście lat.
W lesie przy drodze prowadzącej do centrum Łomnej Dolnej, za wiaduktem kolejowym, znajduje się pomniczek z trzema nazwiskami. Został wzniesiony na pamiątkę wspomnianej trójki. Znany poeta regionalny Henryk Jasiczek wspomniał tragiczny los braci Czeczotków we wzruszającym wierszu p. t. „Uczniom z Kamienitego”. Ich ostatnie chwile ujął w słowa: „A jesień była tak piękna… W cichej pozłocie tonął świat. Płakali chłopcy, kopiąc mogiły – najstarszy miał dziewiętnaście lat”.
Zanim zostali rozstrzelani, spędzili jakiś czas w więzieniu w Jabłonkowie. Kiedy rodzice braci Czeczotków nieśli im do więzienia żywność, ich matka zobaczyła na szosie niedaleko wiaduktu krew. Wówczas miała podobno powiedzieć: „Nie idę dalej, bo czuję, że to krew moich chłapców.” Nieszczęsna matka miała niestety rację…
Wspomnienia na braci Czeczotków
Pani Maroszczyk we swoich wspomnieniach z Kamienitego wyraziła się o Janku i Lojzku Czeczotkach jako o dobrych i kochanych góralskich dzieciach. Do końca życia przechowywała w pamięci jak Janek, pędząc krowy z pastwiska, przynosił im nieraz grzyby w swoim starym zużytym kapeluszu i jak kiedyś złapał czarną wiewiórkę, by pokazać ją ich małemu synkowi.
Kiedy wiewiórka dotkliwie go podrapała, włożył ją pod pachę i niechcący udusił. Długo potem płakał nad śmiercią zwierzątka. Wówczas jej nawet przez myśl nie przeszło, że obu chłopców za kilka lat czeka okrutna śmierć z rąk niemieckich oprawców.
Schronisko płonie!
Szkołę ponownie otwarto w 1954 roku. Ówczesnemu kierownikowi polskiej szkoły w Łomnej Dolnej Janu Korzennemu udało się przeprowadzić potrzebny remont dzięki pomocy finansowej wielkiej liczby Kół PZKO. Jego żona Olga, nauczycielka robót ręcznych, przychodziła na Kamienity już przed wojną nauczać dzieci. Uczył tam też między innymi młody Gustaw Sajdok, absolwent Gimnazjum Pedagogicznego w Orłowej, a w latach 1981 – 1983 redaktor Zwrotu.
W dniu 9 lutego 1973 roku wybuchł pożar w schronisku na Kozubowej, które w latach 1928-1929 wznieśli z wielkim zapałem i poświęceniem członkowie i sympatycy Polskiego Towarzystwa Turystycznego „Beskid Śląski” w Czechosłowacji. Było ono oddalone od Kamienitego tylko trzy kilometry. Kierownikami schroniska byli wówczas państwo Bezděkowie. Chociaż Czesi, syna Dalibora posyłali do polskiej szkoły na Kamienitym.
Kiedy w szkole dobiegała końca druga lekcja, do klasy wbiegła pani Bezděková z krzykiem, że schronisko płonie. Ówczesny kierownik Władysław Młynek, ojciec znanej piosenkarki Haliny Mlynkowej, odesłał natychmiast dzieci do domu z poleceniem, żeby powiadomili wszystkich mężczyzn w osadzie, by przyśpieszyli na pomoc.
On sam niezwłocznie udał się na nartach w kierunku kozubowskiej przystani dla turystów. Kiedy zupełnie wyczerpany dotarł na Kozubową, płomienie buchały wysoko ponad dach budynku, dogorywała weranda, pękały szyby w oknach. Jak wiadomo, wysiłek Młynka i pozostałych mężczyzn z Kamienitego okazał się daremny… Wspomina o tym Tadeusz Schulhauser w swojej książce „Kozubová – Kozubowa”, która ujrzała światło dzienne w 2009 roku w wędryńskim wydawnictwie Beskydy.
Zamknięcie szkoły na Kamienitym
W 1973 roku, czyli w tym samym roku, co ogień ogarnął schronisko na Kozubowej, szkołę z powodu ciągłego ubytku dzieci, zamknięto. Osada zaczęła się wyludniać, ostatnia rodzina wyprowadziła się stąd początkiem lat 80. Władysław Młynek poświęcił jej wiersz „Szkoła na Kamienitym”. Pierwsza i ostatnia wzrotka brzmią następująco:
„Dziyń sie obudził niewiesioły,
Wiater i deszcz po oknach chlusto.
Dzieci ku dołu tyrckają do szkoły –
A jejich szkoła stoi wedle pusto.
Stoletni smreki, jawory i buki
Staną gęściutko na straży dokoła,
Aby wiedziały prawnuki i wnuki,
Że tu gorolsko była se szkoła.”
Przedwojenny kierownik Alojzy Maroszczyk zmarł w 1987 roku. Jego żona w swoich wspomnieniach zawartych w artykule pt. Lata na Kamienitym (Kalendarz Śląski 1993) opisała pobyt w tym zakątku Beskidów bardzo czule, jako coś szczególnego w życiu ich obu.
Budynek byłej szkoły potem zaadaptowano na schronisko, natomiast okoliczne chaty na domki letniskowe. Kiedyś znajdowała się tu skromna gospoda, która jednak doszczętnie spłonęła w 1961 roku następstwem uderzenia pioruna.
(gam)
Tagi: Łomna Dolna
Komentarze