Krzysztof Rojowski
E-mail: krzysztof@zwrot.cz
Jagoda Suchy to mieszkająca w Ustroniu nie tylko wokalistka i kompozytorka folkowa i folk metalowa, ale także naukowczyni – ma doktorat z nauk humanistycznych, kończyła także filologię polską. Pisaliśmy o jej muzycznej interpretacji „Dziadów” Mickiewicza, która ma zapowiadać drugi album studyjny Dziewanny (bo pod takim pseudonimem tworzy). Porozmawialiśmy z nią o tym, co będzie chciała przekazać na tym nadchodzącym wydawnictwie, ale także o jej inspiracjach i o tym, czy wiedźma jest feministką. Zdradziła nam również tytuł powstającej płyty.
Zmęczenie folk-metalem? Nowy album, nowy kierunek
Masz w planach wydanie drugiego albumu studyjnego. Poprzedni – „Widziadło” – miał premierę w 2019 roku i był folk metalowym wydawnictwem. Późniejsze Twoje projekty jednak były bardziej folkowe. Z czego to wynika? „Zmęczyłaś” się folk metalem, czy też po prostu dostosowujesz brzmienie do tego, co chcesz przekazać?
Każdy nowy materiał musi być zgodny z tym, jak zmienia się moja osobowość i wrażliwość twórcza. Od pewnego czasu proces ten pokrywa się z reodkrywaniem archetypu wiedźmy. Spoglądam w stronę kierunku żywiołów, natury, ziemi, a tematy te bliższe są folkowi niż folk metalowi.
Do komponowania staram się podchodzić naturalnie. Słucham swojego serca. Zazwyczaj pierwsze myśli i pomysły wyznaczają kierunek procesowi twórczemu i tak też się dzieje w perspektywie drugiego albumu. Podczas przygotowywania „Widziadła” zakładałam, że na kolejnym albumie mogą pojawić się elementy metalowe, ale ta ewolucja moich inspiracji i zainteresowań była jednak na tyle wyraźna, że stało się inaczej. Przekaz znalazł odbicie w folku, a nawet powiedziałabym, że gotyckim folku. Te utwory mają w sobie na tyle mroku, że ta gotyckość jest tam słyszalna.
W sieci zamieściłaś singiel „Dziady”. To dość ciekawa interpretacja dzieła Mickiewicza, stojąca w kontrze do popularnego jakiś czas temu utworu „Elektryczne Dziady” grupy Hard Rockets. Ona ma właśnie taki mocny, hard rockowy klimat, a Twoja kompozycja jest bardziej melancholijna. Podkreśla w ten sposób duchowość i mistycyzm tego obrzędu.
Taki właśnie był zamysł. Myślę, że melancholia bardzo dobrze współgra ze swoistą wzniosłością, tak charakterystyczną dla muzyki gotyckiej. Chciałam to wyeksponować; w mojej twórczości ostatnio podążam w kierunku inspiracji towarzyszącym moim przodkom i przodkiniom. Eksploruję muzycznie różne miejsca na mapie Europy. „Dziady” to jeden przykład, ale myślę także o muzycznej adaptacji „Makbeta”. Marzy mi się, by nagrać ją w takich warunkach jak teraz – przy deszczu, odrobinie mgły, może w ruinach zamku. To kolejny kierunek w mojej twórczości – przodkowie, historia, tęsknota i melancholia.
Dziady, Makbet. Nowy album podąży takimi klasykami polskiej i światowej literatury?
Będą na nim zarówno klasyczne dzieła, jak i nawiązania do twórców – powiedziałabym – nieco „zakurzonych”. Niekoniecznie nawet poprzez bezpośrednią adaptację ich utworów, co przez nawiązania, aluzje. W jednym z nowych utworów pojawią się też wątki wiedźmińskie.
Kluczową postacią nowego albumu – którego nazwy jeszcze nie zdradziłam – będzie jednak Przewodnik.
Inspiracje i tytuł nowego albumu
To może zdradzisz go nam?
Zatytułowałam go „Widuni”. Widun to przewodnik, autorytet z pewnym namaszczeniem, duchowością. Każdy z tych utworów będzie się wpisywał w tę koncepcję. W „Dziadach” widunem jest guślarz. W innym utworze – postać z folkloru zbójnickiego, harnaś. Będą też postacie fikcyjne, które same się w mojej głowie „urodziły” i wpisują się w rolę przewodnika po zaświatach.
„Widziadło” to płyta koncepcyjna, treściowo osadzona w pewnym stanie zawieszenia. Tytułowy utwór, kończący album, inspirowany był Królem Olch i pokazuje moment przejścia. Dlatego też „Widuni” będą już podróżą po zaświatach, nawiązaniem do przodków, duchów, przewodników po innym wymiarze.
To całkiem szerokie spektrum źródeł inspiracji. Pewnie wiele tych dzieł znałaś już wcześniej – kończyłaś filologię polską – ale pewnie wciąż poszerzasz swoją wiedzę.
Dokładnie, bo tak jak wspominałam, dla mnie kluczowy jest archetyp wiedźmy. Duże znaczenie ma tu aspekt rozwoju – wiedźma to ta, która wie, a w mojej ocenie również ta, która chce wiedzieć. Dlatego też zagłębiam się nie tylko w polską kulturę, ale też na przykład szkocką. Mogę zdradzić, że na albumie pojawi się moja interpretacja tradycyjnej szkockiej ballady, którą przetłumaczyłam na język polski. By jednak to zrobić, musiałam poznać jej genezę, poszukać informacji.
Pewnie nie jest to najłatwiejsze. Nigdy tego nie sprawdzałem, ale nie wydaje mi się, by polski internet oferował łatwy dostęp do pradawnych szkockich legend i podań.
W tym wypadku miałam trochę szczęścia, bo kilka zespołów folkowych już adaptowało tę historię. Natomiast nie była ona nigdy tłumaczona na język polski, a uważam, że warto budować mosty między kulturą polską i kulturami innych krajów.
Przeważnie jednak jest trudno, bo lokalne legendy przekazywane są zazwyczaj słownie. Mam konta na różnych internetowych forach, w grupach, gdzie zdarza się, że ktoś się jakąś historią podzieli. Opowie o półlegendarnej postaci związanej z danym regionem. Niektóre z tego typu opowieści słyszałam niegdyś, jeszcze za dziecka, na żywo. To skarby kultury oralnej, które staram się kolekcjonować.
Takie poszukiwania muszą być czasochłonne.
Tak, ale jestem do tego przyzwyczajona i udaje mi się to pogodzić z pracą zawodową w szkole oraz na uczelni. Przez lata wypracowałam sobie system takich „szuflad” w umyśle – jedne związane są z pracą zawodową, inne z twórczością, jeszcze inne z działalnością naukową. Te dotyczące muzyki i nauki chyba muszą być obok siebie, bo często przekładam pomysły z jednej do drugiej (śmiech).
Spontaniczny proces twórczy
A jak u Ciebie wygląda proces twórczy?
Bywa często spontaniczny i niepoukładany. Najczęściej jak zainspiruje mnie jakaś książka, film, samotny spacer czy nawet sen, to siadam do keyboardu. To taka baza, która pomaga nakreślić akordy czy melodię.
Działam pod wpływem impulsu – zdarzało się, że budziłam się w środku nocy i szybko przygotowywałam roboczą melodię czy tekst. Bywało też, że mimo dalszej pracy nad tekstem uznawałam, że do niczego się nie nadaje i lądował w koszu. Na szczęście to rzadkie przypadki, które występują, jeśli próbuję tworzyć coś na siłę… bo na przykład mam poczucie, że dawno niczego nie napisałam i „muszę”.
Archetyp wiedźmy a feminizm
Wspominałaś o archetypie wiedźmy. Czym on jest?
Myślę, że on mi towarzyszy od zawsze. Zaczęłam go dopiero dostrzegać, gdy rozpoczęłam studia doktoranckie. Zaczęłam wtedy pisać pracę doktorską poświęconą Wiedźminowi.
Tak jak wspominałam, wiedźma to ta, która wie. I która chce wiedzieć. Ten termin obejmuje wszystkie obszary mojego życia – kontakt z naturą, rozwijanie talentów, duchowy kontakt z samą sobą, o którym tak często dzisiaj zapominamy.
Brzmi to nieco feministycznie.
Jak najbardziej.
Widziałem, że organizowałaś ostatnio spotkanie dla kobiet.
Tak, organizuję tak zwane kręgi kobiet, w ramach których dzielimy się inspiracjami, prowadzimy dialog, medytujemy. Wprowadzam też metody wspomagające rozładowanie napięcia emocjonalnego – korzystam z dóbr midfulness czy bodyfulness. Jestem psycholożką z wykształcenia, więc staram się swoją wiedzę wykorzystywać w praktyce.
Ważne dla mnie jest budowanie społeczności kobiet. By potrafiły się wspierać, szanować, by nie rywalizowały… Choć możliwe, że w przyszłości będę organizować kręgi również dla innych osób, mężczyzn…
No właśnie, mężczyzn. Czy Wiedźmin to „ten, który wie”?
Jak najbardziej. Geralt jest dość złożoną postacią – z jednej strony zamkniętym w sobie mrukiem, widzimy jednak jego rozwój – uczuciowy, moralny. Myślę więc, że w kontekście społecznym „wiedźmin” ma duży potencjał, by się zakorzenić w języku codziennym – i odnosić się do osób, które chcą poszerzać swoje horyzonty.
Nagrywanie albumu od strony technicznej
Te horyzonty musisz też pewnie poszerzać nie tylko w wymiarze twórczym, ale też technicznym. Jak będzie wyglądać od strony praktycznej nagranie „Widunów”?
Album będę nagrywać w studio, jak każdy inny utwór. Współpracuję z doświadczonymi realizatorami i muzykami – Arkadiuszem Wiechem i Krzysztofem Lenartem. To ludzie, którzy znają moją twórczość i wiedzą, na jakie akcenty kładę nacisk.
Nagranie płyty w studiu to jednak finalny etap, a wcześniejsze bazy „do nauki” przygotowuję na domowym sprzęcie.
Poza tym współcześnie ważne są też działania marketingowe – trzeba nagrywać rolki, przygotowywać wpisy na media społecznościowe. Więc tak, to spore pole do poszerzania swojej wiedzy technologicznej. Dobrze odnajduję się w świecie social mediów – i lubię tworzyć również treści edukacyjne, jako Wiedźminolożka.
Twoje utwory aranżowane są na gitarę, bębny czy wiolonczelę, ale wykorzystujesz też czasem nietypowe instrumenty. Skąd je bierzesz?
Słucham sporo zagranicznego folku. Jakiś czas temu na przykład natknęłam się na nyckelharpę – to tradycyjny instrument skandynawski. Usłyszałam go po raz pierwszy w utworze duńskiej artystki Myrkur. Przemówił do mnie od pierwszego dźwięku. Oczywiście nie da się go kupić w sklepach, więc musiał go skonstruować lutnik.
To pewnie kosztowna sprawa.
Tanio nie było, ale na jakości się nie oszczędza (śmiech).
Pytam, bo prowadzisz też zbiórkę pieniędzy na wydanie drugiego albumu. To pewnie dość trudne, bo proces twórczy i artystyczny jest piękny, ale trzeba też zejść na ziemię.
To prawda. O ile samo komponowanie bywa dość spontaniczne, wiele rzeczy robi się pod wpływem impulsu, to w przypadku przygotowywania albumu trzeba mieć określony plan. Zbiórka jest na 36 tysięcy złotych. Obecnie zebranych jest 13% kosztów – będzie ona prowadzona, aż nie zostanie zebrana większość środków. Oczywiście mam też w zanadrzu plan B, monitoruję różne programy stypendialne czy konkursy. Jestem osobą, która preferuje zadaniowy tryb pracy. Gdy w moim umyśle pojawia się wizja, przystępuję do tworzenia strategii i planów. Po skomponowaniu materiału przychodzi czas na rzemieślnictwo.
Rozwijająca się muzyczna nisza
Tworzysz dość niszową muzykę, nie mającą nic wspólnego z mainstreamem. Nie masz czasem takich dylematów, że może lepiej by było zrobić coś bardziej radiowego, przystępnego i w ten sposób łatwiej byłoby taki materiał wydać?
Nie, ale też nie będę miała oporów, by nagrać coś lżejszego, jeśli pojawi się na to pomysł. Nie wyobrażam sobie jednak muzyki bez żywych instrumentów, skrzypiec, wiolonczeli, gitary. Mam trzy utwory, które nie są typowo folkowe, a balladowe – i być może ujrzą kiedyś światło dzienne.
W kwestii jeszcze „mainstreamowości” folku czy folk metalu – ta scena się rozwija. Na moim kanale na YouTubie przekroczyłam 3 miliony wyświetleń i 10 tysięcy subskrypcji, co uważam za dobry wynik.
Bardzo dobry, zwłaszcza że jesteś artystką silnie zakorzenioną w tradycje Śląska Cieszyńskiego i Ustronia konkretnie. Czy na nowym albumie ten duch Beskidów będzie słyszalny?
Oczywiście, że tak! Będzie coś o Ondraszku, nie zabraknie odwołań do folkloru zbójnickiego, a to tematy dobrze znane lokalnemu odbiorcy i odbiorczyni. Zapuszczę się także w zupełnie nowe tereny muzyczne i kulturowe. Miłośnicy bieszczadzkich szczytów powinni być ukontentowani…
Chyba za dużo gadam. Ale w takim towarzystwie to sama przyjemność.
Dziękuję za rozmowę.
Również dziękuję i pozdrawiam Czytelników oraz Czytelniczki.