Krzysztof Rojowski
E-mail: krzysztof@zwrot.cz
Urzędujący prezydent popierany przez rządzącą partię, który jest faworytem sondaży? Jest. Mało rozpoznawalny kandydat największego opozycyjnego ugrupowania? Też jest. I chociaż sylwetki te mogą opisywać zarówno Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudę z 2015 roku oraz Rafała Trzaskowskiego i Karola Nawrockiego ze zbliżającej się kampanii, to jednak nadchodzące wybory prezydenckie niekoniecznie muszą wyglądać tak samo, jak te sprzed dekady.
Na początek zerknijmy na statystyki.
Nawrocki jak Duda…
45% ankietowanych, którzy brali udział w badaniu CBOS-u w grudniu 2014 roku, nie znało w ogóle Andrzeja Dudy. Ustępujący więc obecnie prezydent RP dziesięć lat temu był bardziej rozpoznawalnym politykiem niż obecny kandydat Prawa i Sprawiedliwości – Karol Nawrocki. Prezesa IPN według sondażu Opinia 24 dla Radia Zet nie zna aż 61% badanych. Opinia publiczna według tych danych lepiej kojarzy między innymi kandydata Wolnych Republikanów – Marka Jakubiaka, a w czołowej czwórce (z takim samym wynikiem co Jarosław Kaczyński) znajduje się Rafał Trzaskowski.
Trzaskowski (prawie) jak Komorowski…
Obecnego prezydenta miasta stołecznego Warszawa, według wspomnianego sondażu Opinia 24, rozpoznaje 97% badanych. Co więcej, Trzaskowski jest wiceliderem w najświeższym rankingu zaufania do polskich polityków (IBRiS dla Onetu) – ufa mu 42,5 procenta badanych, a 44,3% czuje wobec niego nieufność. 10,8% ankietowanych jest wobec niego neutralnych.
Co ciekawe, w 2014 roku Bronisław Komorowski cieszył się sporą estymą społeczeństwa. Zaufanie wobec niego deklarowało 77% badanych, a nieufność jedynie 9%. Mimo takich wyników na pięć miesięcy przed wyborami, ostatecznie walkę o reelekcję przegrał.
… Ale to nie będzie taka sama kampania jak 10 czy 5 lat temu
Tyle mówią suche dane sondażowe, ale oczywiście wyników tych badań nie można używać do przewidywania czy to końcowego wyniku wyborów, czy też tego, jak będzie wyglądała kampania. One tylko w delikatny sposób nakreślają nam dwie kluczowe kandydatury, chociaż należy pamiętać także o pozostałych.
Szymon Hołownia, którego w 2020 roku poparło blisko 14% Polaków, w przyszłym roku będzie chciał powtórzyć sukces. Nie ma już jednak statusu kandydata „świeżego” i „niezależnego”. Zbudował już swoją partię, która wchodzi w skład koalicji rządzącej i według ostatnich sondaży popiera ją około 9% Polaków.
Sporo namieszać może Sławomir Mentzen z Konfederacji. Według różnych sondaży zarówno on, jak i jego ugrupowanie są trzecią siłą w kraju z poparciem około dwunastu procent. Partia ta w trakcie kampanii parlamentarnej z 2023 roku kładła nacisk na hasła o „nowym rozdaniu” i „wywracaniu stolika” i być może użyje podobnej retoryki i tym razem.
Gdyby wyniki w sondażach dla Konfederacji i Mentzena utrzymywały się, to znów zapewne pojawią się spekulacje dotyczące udzielenia ewentualnego poparcia w drugiej turze dla kandydata PiS – Karola Nawrockiego. Czyli mielibyśmy sytuację zupełnie odwrotną do tej z 2020 roku, kiedy elektorat Szymona Hołowni naturalnie był bliższy Rafałowi Trzaskowskiemu.
Lata mijają, polaryzacja wzrasta
Nie da się ukryć, że patrząc na ostatnią dekadę, polska scena polityczna znacząco się podzieliła. W 2015 roku ówcześnie rządząca Platforma Obywatelska oczywiście mogła prowadzić czarną kampanię wobec Prawa i Sprawiedliwości, odwołując się do rządów tej partii z lat 2005-2007, ale zwyczajnie nie miało to dużej siły przebicia. PO wówczas sprawowało władzę przez dwie kadencje i społeczeństwo było wyraźnie zmęczone polityką partii Donalda Tuska. Domagano się zmiany i tak też się stało.
2015 rok przyniósł zwycięstwa najpierw Andrzejowi Dudzie w wyborach prezydenckich, a potem Prawu i Sprawiedliwości w kampanii parlamentarnej. Na przestrzeni tych dziesięciu lat wzrosły antagonizmy między nie tylko samymi partiami, ale także wśród ich wyborców. Nie widać też specjalnych oznak, że podział w społeczeństwie choćby minimalnie się zmniejszył po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych, w których doszło finalnie do zmiany władzy.
Zadziała jeszcze „świeżość” władzy?
Gdyby wybory prezydenckie odbywały się na przykład na wiosnę 2024 roku, z dużą dozą prawdopodobieństwa można by było założyć, że wygrana przypadnie kandydatowi wskazanemu przez rządzącą koalicję. Wciąż działałby efekt świeżości nowej władzy, która mogłaby skutecznie odwoływać się do zaniechań poprzedników.
Wybory jednak odbędą się na przełomie maja i czerwca 2025 roku, czyli około 1,5 roku od tamtej wygranej kampanii parlamentarnej. Rząd Donalda Tuska nie ma już tak dużego poparcia jak w październiku 2023 i według obecnych sondaży mógłby nie utrzymać koalicji w Sejmie. Chociaż sama Koalicja Obywatelska wciąż ma najwyższe poparcie w społeczeństwie, co może w dużym stopniu przełożyć się na wynik Rafała Trzaskowskiego.
Każda ze stron znajdzie przytyk wobec drugiej
Jak zatem będzie wyglądała kampania w wykonaniu dwóch największych sił politycznych w Polsce? Obóz rządzący może wytykać opozycji fakt, że Karol Nawrocki jest „kandydatem niezależnym”, ponieważ nie ma negatywnego elektoratu na takim poziomie jak wierchuszka PiS-u. PiS z kolei może wytykać Rafałowi Trzaskowskiemu, że w przypadku wygranej nie będzie prezydentem niezależnym od partii rządzącej. Zresztą już teraz politycy tej partii mówią o próbie „domknięcia systemu” w przypadku zwycięstwa swoich rywali.
Istotną rolę odegra także frekwencja. Ta z wyborów parlamentarnych w 2023 roku była rekordowa w polskiej historii – do lokali wyborczych poszło prawie 75% Polaków. 5 lat temu prezydenta wybierało prawie 65% uprawnionych, a różnice w drugiej turze między Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowskim były niewielkie. Wysoki udział społeczeństwa w wyborach sugeruje więc, że domaga się ono zmiany. Jeśli sytuacja powtórzy się w przyszłym roku, może być podobnie.