Nina Suchanek
E-mail: nina@zwrot.cz
Jeśli jesteście gośćmi Teatru Cieszyńskiego, to nazwisko Lidia Chrzan-Pochroń na pewno odbiło się wam o uszy. Aktorka ta związana jest z Teatrem Cieszyńskim od przeszło 30 lat. O tym, jak wyglądały jej początki na scenie, opowiada w naszym wywiadzie.
Jak zaczęła się pani przygoda z teatrem?
Urodziłam się w Kielcach, mam tam rodzinę i bardzo chętnie tam wracam. Aktorstwo nie było moim marzeniem od dziecka. W szkole średniej planowałam zostać lekarzem i uczęszczałam do klasy biologiczno-chemicznej. W połowie szkoły średniej zaczął interesować mnie teatr. Dzięki moim sąsiadom aktorom miałam możliwość zaglądania za kulisy, bywania na przedstawieniach i tak ta myśl zaczęła dojrzewać.
Skończyłam wydział lalkarski, chyba pod wpływem tego, co zobaczyłam na festiwalu teatrów lalkowych. Zafascynował mnie teatr lalkowy, ale nie zdawałam sobie jednak sprawy z fizycznego wysiłku, jaki ze sobą niesie. Po dwóch latach pracy w świetnym teatrze dormanowskim w Będzinie przeniosłam się do teatru dramatycznego w Bielsku -Białej, a od przeszło trzydziestu lat żyję i pracuję w Czeskim Cieszynie.
Dlaczego właśnie Cieszyn?
Jak zwykle życiem kieruje przypadek. Dawno temu stałam w nocy pod rozgwieżdżonym cieszyńskim niebem i pomyślałam, fajnie byłoby tu mieszkać, widocznie spadała jakaś gwiazda i stało się. Zawirowania w bielskim teatrze potrzeba zmiany i pomysł na teatr wtedy jeszcze w Czechosłowacji. Miała to być tylko przygoda, a trwa już tyle lat. Polubiłam to miejsce, tych ludzi, zagrałam w bardzo dużej liczbie spektakli. Oczywiście wiele razy miałam ochotę na zmianę, chciałam uciekać jak każdy młody człowiek. Jednak założyłam tu rodzinę i tak Cieszyn stał się moim miejscem.
Ma pani jakieś marzenie? W czym chciałaby pani zagrać w przyszłości ?
Marzenia są zawsze. Z perspektywy czasu już wiem, że nie ma co marzyć o wielkich rolach, często epizody są dużo ciekawsze i dają większą satysfakcję niż bycie dwie godziny na scenie. Wszystko zależy od tego, z kim się pracuje i w jakiej atmosferze. Ważne jest porozumienie między reżyserem a aktorem, współpraca w zespole, więź, jaką się wytworzy. Wtedy dzieje się magia i dla niej chce się być aktorem. Jeśli jeszcze dojdzie do tego akceptacja publiczności, to jest pięknie. Oczywiście są lepsze i gorsze role czy spektakle, staram się podchodzić uczciwie do tego, co robię i na szczęście nigdy nie musiałam się za siebie wstydzić. I niech tak zostanie.
Bardzo lubię role charakterystyczne, nieoczywiste. Cenię reżyserów, którzy mają odwagę przedstawić swój punkt widzenia, nawet jeśli może on kogoś dotknąć. Teatr nie może być obojętny – poza ładnymi obrazkami powinien poruszać, dotykać rzeczy trudnych. Przypomniała mi się sytuacja, kiedy podczas aksamitnej rewolucji solidaryzowaliśmy się z aktorami praskimi i nie graliśmy przedstawień, staliśmy na scenie i rozmawialiśmy z publicznością. Jakie gromy wtedy się na nas sypały, że nic nie rozumiemy, oni przeżyli wojnę, komunizm, że my nie mamy prawa. Mieliśmy prawo i teraz też mamy prawo wypowiadać się na różne tematy, czy to polityczne, czy to społeczno-obyczajowe. Sztuka musi być wolna.
W obecnej pandemicznej rzeczywistości trudno mówić o planach i marzeniach teraz chcemy grać, chcemy mieć dla kogo grać.
Jaka jest publiczność zaolziańska? Czy różni się od tej w Polsce?
Publiczność mamy cudowną, jest nam wierna od wielu lat, czujemy się z nią bardzo związani. Widz tzw. abonamentowy, do którego skierowany jest ten teatr, ma prawo oczekiwać od nas tego, co go interesuje. Tylko ja nie bardzo wiem, co to jest. Czasami przychodzą listy, że coś się podobało lub ze skargami na dany spektakl. Mamy coraz więcej publiczności z polskiej strony, młodzieży, czy te oczekiwania są spójne? Jaki teatr powinien być w Czeskim Cieszynie? Na szczęście nie ja tworzę linię repertuarową, więc mogę sobie marzyć i gdybać.
Jak dotrzeć do młodego pokolenia?
Teraz jest pomysł z Młodzieżowym Klubem Teatralnym. Młodzież szkolna będzie miała możliwość zobaczyć teatr od kulis, uczestniczyć w warsztatach z aktorami. Chcemy się wzajemnie poznać, polubić, pokazać, że teatr może być fajnym miejscem do spędzania czasu. Może, kiedy ruszy mała scena, będzie szansa na spektakl, który zainteresuje tę grupę wiekową, będzie konkurencyjny wobec innej rozrywki.
Jak pani spędza wolne chwile?
Wykonuję zawód, który lubię, który jest w zasadzie moim życiem, obracam się stale w kręgu jakiejś sztuki. Oglądam dużo filmów w zaciszu domowym, od dawna kocham kino skandynawskie, podobnie jak literaturę. Kiedy sięgam po serial, to muszę zobaczyć cały sezon od razu, często bywa też tak z książką. Ostatnie tytuły, które pamiętam to „Genialna przyjaciółka”, „Dżentelmen w Moskwie”, kryminały Camilli Lackberg, a z filmów „Lilyhammer”, „Ragnarok”, „Psie pazury”. Lubię słuchać jazzu i już czekam na Bielską Zadymkę, na cudowny klimat tej imprezy i na spotkania ze światowymi artystami.
Wiele się zmieniło w ciągu ostatnich czterech lat w moim życiu rodzinnym. Zostałam sama i nie umiałabym sobie z tym poradzić, gdyby nie moje zwierzęta, które są u mnie na prawach domowników, z małymi zastrzeżeniami oczywiście. Mam kotkę birmę o imieniu Marii i psa płochacza niemieckiego Frodo. W ubiegłym roku, kiedy odszedł mój szesnastoletni spaniel Simba, nie chciało mi się wychodzić samej na spacer, popadałam w coraz większą depresję. Córka przekonała mnie, że muszę mieć psa, bo jestem osobą zadaniową. I tak wychowuję szczeniaka, nawet chodzimy na psie przedszkole.
Tagi: Lidia Chrzanówna, Scena Polska Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie, Teatr Cieszyński
Komentarze