O języku myśli i snów, umiejętności przełączania języków, dwujęzyczności i życiu w Stanach Zjednoczonych opowiada Małgorzata Hekking.

    Jak długo mieszkasz za granicą?

    Wyjechałam z Polski w 2003 roku (miałam 23 lata). Więc jestem w Stanach 17 lat z dwuletnią przerwą, kiedy mieszkaliśmy z mężem w Polsce.

    Ile znasz języków?

    To zależy, czy pytasz mnie jako Polki czy przybranej Amerykanki (śmiech). Jako Polka znam dwa języki, czyli polski i angielski. Liznęłam też hiszpańskiego, kiedyś uczyłam się czeskiego, miałam też podejście do amharskiego. Więc jako przybrana Amerykanka znam te wszystkie języki płynnie (śmiech), a jako Polska znam dwa.

    Na jakim poziomie znasz język angielski? Jak native speaker?

    Myślę, że tak. Ja myślę po angielsku. Zaczęłam myśleć po angielsku bardzo wcześnie. Nie wyobrażam sobie mieszkać w anglojęzycznym państwie przez dłuższy czas, myśleć po polsku i tłumaczyć aktywnie to, co myślisz na to, co mówisz i piszesz. I w drugą stronę. Mnie się mózg przestawił bardzo szybko. Ale na początku mój język angielski, wbrew moim oczekiwaniom, bo przecież uczyłam się długo angielskiego, nie był zadowalający.

    Po przyjeździe tutaj miałam brutalne zderzenie z rzeczywistością. Nikt nas nie uczy tego, jak ten angielski naprawdę brzmi, jak ludzie szybko mówią. Również amerykański angielski jest inny niż brytyjski, którego nas uczą. Więc szybko się przestawiłam na myślenie w tym języku, ale to, co potrafiłam wyprodukować, było dosyć słabe.

    I to była taka dziwna zależność, bo skoro potrafiłam się wyrazić tylko w prosty sposób, to zaczęłam myśleć w prosty sposób. I to było bardzo frustrujące. Poczułam się jakbym cofnęła się w rozwoju o kilkanaście lat. Też nie potrafiłam tak dobrze wyrazić emocji, więc to było cofnięcie w rozwoju na z każdej strony. Spędziłam pierwszy rok w Stanach głównie potakując i się uśmiechając.

    Jaki jest język twojego obecnego domu?

    Mój mąż jest Amerykaninem. Mówimy głównie po angielsku. Mój mąż zna język polski, uczył się sam z książek, potem w Krakowie i Lublinie w czasie wakacyjnych bardzo intensywnych kursów. Mieliśmy kilka zrywów, żeby mówić w domu po polsku, ale ja w tym nigdy nie wytrwałam. Teraz mówimy głównie po angielsku, czasami wtrącamy jakieś słowa, zdania po polsku. Polski jest też naszym tajemnym językiem, którego używamy, gdy podróżujemy i nie chcemy, żeby nas ktoś zrozumiał. I co było zabawne, jak przyjechaliśmy do Polski po wielu podróżach po świecie, trudno nam się było przełączyć, że to nie jest tajemny język w tym momencie.

    Językiem twojego dzieciństwa był język polski. A jakiego języka używasz w pracy i w rozmowie z przyjaciółmi?

    W pracy mówię tylko po angielsku. Z przyjaciółmi zależy, czy są Polakami czy Amerykanami.

    W jakich sytuacjach używasz języka polskiego?

    Używam polskiego w rozmowach z rodziną i przyjaciółmi. Z nieznajomymi rozmawiam po polsku, kiedy na przykład obdzwaniam polskie sklepy w Stanach w poszukiwaniu majonezu kieleckiego (śmiech). Kiedyś pisałam również bloga po polsku.

    Jakie jest język twoich snów, myśli?

    Jestem jak gąbka. Jeżeli się przełączę na angielski, to trwam w tym trybie, dopóki nie przełączę się z powrotem. Bardzo trudno jest mi się przełączać szybko. Jest mi bardzo trudno w takich sytuacjach, kiedy muszę podczas jednego spotkania z jedną osobą mówić po angielsku, a z drugą po polsku. Nie przychodzi mi to naturalnie. Więc jak mówię po angielsku, to myślę i śnię po angielsku.

    Który język mogłabyś nazwać ojczystym? Który język jest ci najbliższy, w którym najlepiej wyrażasz to, co myślisz, czujesz?

    To wszystko zależy, bo na przykład pisząc, jestem w stanie więcej niuansów wyrazić po polsku i jestem po polsku zabawniejsza. Natomiast jeśli jestem zdenerwowana, nie wyobrażam sobie, żebym musiała to wyrazić po polsku. Ale może to dlatego, że ja nigdy nie klęłam dużo po polsku? (śmiech) W tej chwili zdecydowanie wygodniej mi mówić po angielsku. Jednak gdybyśmy wrócili do Polski, to po roku zdecydowanie wygodniej by mi było mówić i myśleć po polsku. Frustruje mnie to, że w języku angielskim mam akcent, może nie jest tak silny jak kiedyś, ale jednak. Niektóre osoby zwracają na to uwagę. Większość osób rozumie mnie w stu procentach, ale zdarzają się osoby, które nie są w stanie poradzić sobie z moim akcentem, pewnie są to osoby, które nie potrafią sobie poradzić z żadnym akcentem.

    Czy zauważyłaś, że Twój pierwszy język ubożeje? Czy masz jakieś refleksje z tym związane? Czy jest Ci z tego powodu przykro? Odczuwasz dyskomfort?

    Nie ma co ukrywać, że brakuje mi słów, całych zwrotów. I to jest strasznie frustrujące. Oczywiście że jest mi przykro. To jest powtórzenie tego, jak czułam się w Stanach, kiedy tu przyjechałam, kiedy nie byłam w stanie do końca się wyrazić. Bardzo długo opierałam się wtrącaniu angielskich słów w wypowiedzi po polsku. Nie chciałam mówić tak jak stereotypowy Polak z Ameryki. Ale teraz już się to czasami zdarza. I działa to również w drugą stronę. Gdy rozmawiamy z mężem po angielsku zdarza się, że wtrącamy coś po polsku, bo akurat lepiej to brzmi albo lepiej wyraża to, co chcemy powiedzieć.

    Czy to dla Ciebie ważne, żeby zachować język polski? Czy robisz coś w tym kierunku?

    Tak, jest to dla mnie ważne. Czytam polską prasę, polskie książki. I słucham polskich podcastów. I to mi zaczęło bardzo pomagać.

    Jakie są wg ciebie korzyści z bilingwizmu poza oczywistą korzyścią, że się dogadujesz?

    Zdecydowanie fajnie mieć język polski za pierwszy język. Bo nasza gramatyka jest tak potwornie skomplikowana, że mam wrażenie, że nas już nic więcej nie przerazi. Znacznie trudniej jest być Amerykaninem i uczyć się języka, który ma skomplikowaną gramatykę. Jak mój mąż jest w stanie znać przypadki i ich używać, skoro nie jest to dla niego naturalne, to mi się w głowie nie mieści. To jest główna korzyść tego, że polski jest moim ojczystym językiem. Dzięki językowi angielskiemu czuję się po prostu u siebie w Stanach. Angielski to język wytrych, można go używać wszędzie.

    Czy uczenie się języka, gdy jesteś zanurzona w tej kulturze, jest inne?

    To jest zupełnie inny rodzaj nauki, kiedy możesz się nauczyć języka, a kiedy musisz się nauczyć, bo inaczej nie zrozumiesz, nie zarobisz, nie utrzymasz się. Jeżeli język otacza cię wszędzie i na różne sposoby, to jest to zupełnie inny rodzaj nauki. Ja tu przyjechałam sama, zdana tylko na siebie, więc to też był inny rodzaj presji, żeby mówić płynniej, żeby móc wyrazić więcej.

    Czy zachowujesz się inaczej mówiąc po angielsku? Czy masz wrażenie, że jesteś trochę innym człowiekiem wypowiadając się w danym języku?

    Ja tego tak nie dostrzegam. Ale mój mąż to widzi. Zwłaszcza teraz, kiedy on rozumie wszystko po polsku i jest w stanie to porównać. Twierdzi, że jestem zupełnie innym człowiekiem po polsku, że jestem zdecydowanie bardziej zabawna i towarzyska po polsku niż po angielsku.

    Czy czujesz się już na pewnych poziomach Amerykanką?

    Ja w ogóle nie myślę w takich kategoriach. Na pewno nie czuję się inna tutaj. Czuję się u siebie, ale w Stanach nie jest to trudne, bo wielu ludzi pochodzi z innego kraju. Moje doświadczenia w Stanach jest dosyć specyficzne, bo mieszkałam tylko na wybrzeżach. Myślę, że wewnątrz kraju, gdzie mieszanka ludzi jest mniejsza, moje doświadczenie byłoby zupełnie inne. Czasami denerwuje mnie, że moje imię tak strasznie odstaje. Biedni są ci wszyscy ludzie, którzy do mnie dzwonią i zgodnie z wymaganiami pracodawcy, muszą mnie przywitać imieniem i nazwiskiem.

    A czy masz takie sytuacje, jak jesteś w Polsce, że czujesz się jak Amerykanka, że mentalność ci się zmieniła?

    Największy szok przeżyłam, gdy wróciłam pierwszy raz do Polski z moim mężem po wielu latach mieszkania w Stanach. Wszystko mnie wkurzało. Najbardziej mnie wkurzali ludzie w sklepach – w Stanach osobistą przestrzeń jest zdecydowanie większa niż w Polsce. Z resztą to mnie wkurzało w Stanach jak tu przyjechałam, że ktoś w supermarkecie przechodził koło mnie alejką i nie będąc w mojej drodze, przepraszał. A potem to mnie wkurzało w Polsce – że ludzie wchodzą na ciebie wózkami, potrącają, sięgają po coś przeze mnie.

    Wkurza mnie też bezinteresowna chamskość. Często czułam się w Polsce jak przedszkolak, którego na każdym kroku za coś opieprzają. Idziesz do lekarza i masz wrażenie, że im przeszkadzasz. Ja po prostu odwykłam od tego i zapomniałam, że tak jest. Polacy również nie zauważają nieznajomych. W Stanach ludzie nie boją się ze sobą rozmawiać, na przykład w kolejce, zagadują, prawią sobie komplementy.

    Rozmawiała Sylwia Grudzień

    Tagi: , , , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Reklama

      REKLAMA
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego