Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
CIESZYN/ Podzielenie Cieszyna nagle granicą, o której zdążyliśmy już przez lata w UE i Shengen zapomnieć, stało się tragedią dla gospodarki regionu. Ale też prywatną tragedią dla wielu ludzi, którzy dotąd żyli w obu miastach jakby było ono jednym. I, jak trafnie zauważyli Adam Miklasz i Mariusz Chybiorz z cieszyńskiej Fundacji Volens, trudno było o lepsze „uczczenie” rocznicy 100-lecia podziału Śląska Cieszyńskiego, jak przywrócenie granicy.
Wydawać by się mogło, że o ile wtedy, przed stu laty, bliscy stawali na przeciwległych brzegach Olzy, by porozmawiać ze sobą krzycząc nad nurtem granicznej rzeki, to teraz wszyscy oddzieleni od siebie granicą posłużą się w komunikacji nowoczesną technologią i rozmawiać będą ze sobą za pośrednictwem telefonu i internetu.
Nic bardziej mylnego! Nie tylko zdarza się, że ktoś do siebie przez rzekę krzyczy, ale nawet pisze. I to pisze tak, że czyta nie tylko adresat, ale także wszyscy inni przechodnie.
Zaczęło się od wywieszonych na brzegach bannerach będących dowodami transgranicznej przyjaźni (pisaliśmy). Teraz przyszła kolej już nie na ogólne, a całkiem osobiste wyznanie pod adresem konkretnej osoby. Otóż pewien młody człowiek postanowił się oświadczyć swojej dziewczynie. Nad Olzą zawisł banner z wielkimi literami wypisanym po czesku: „Agnieszko, księżniczko moja, czy wyjdziesz za mnie?”. (Agnieszko, moje princezničko, vezmeš si mne?)
Narzeczeni nie chcą ujawniać swych danych. Jak dowiedzieć się można z profilu na FB Stefana Mańki – inicjatora pierwszej akcji bannerowej nad Olzą, oryginalne w swej wymuszonej aktualną sytuacją oświadczyny zostały przyjęte.
(indi)