Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
Święta, święta i po świętach. Po bożonarodzeniowym świętowaniu i ucztowaniu pozostało już tylko wspomnienie i niedopinające się spodnie. Wigilijna i świąteczna uczta przeszły do historii. A jak takie świętowanie wyglądało w historii dużo odleglejszej, 600 czy 700 lat temu? O tym rozmawiamy z Władysławem Żaganem – pracownikiem Zamku Cieszyn, ale przede wszystkim pasjonatem piastowskiej historii miasta i regionu.
Czy na dworze pierwszych Piastów obchodzono święta Bożego Narodzenia?
Tak. Ale wigilia Bożego Narodzenia była w średniowieczu zwykłym dniem. Nie świętowano. Człowiek średniowiecza świętował narodzenie Pana Jezusa 25 grudnia, czyli tak, jak dziś w krajach anglosaskich. Więc ta kolacja, ta najważniejsza uczta odbywała się 25 grudnia. Natomiast w wigilię normalnie wystawiano dokumenty, normalnie pracowano.
W sumie w Polsce też Wigilia jest dniem roboczym. To w Republice Czeskiej jest dniem świątecznym.
Tak. Tyle że wówczas w Wigilię tylko przygotowywano się do świętowania, ucztowania w dniu następnym. Poza tym w średniowieczu to nie były święta rodzinne. Świętami rodzinnymi tak naprawdę Boże Narodzenia stało się dopiero w wieku dwudziestym. Musimy zdawać sobie sprawę, że kiedy książę podróżował, a księżna siedziała na zamku sama, to bardzo często spożywała ona ucztę bożonarodzeniową w otoczeniu dworzan, czyli de facto ludzi obcych, z dworem związanych. A książę kolację zjadał na zamku, w którym akurat przebywał. A uczta bożonarodzeniowa trwała nie tylko wiele godzin, ale świętowano do Trzech Króli, czyli do 6 stycznia.
Co pojawiało się na stole podczas takiej uczty?
Dwa lata temu przygotowywaliśmy na zamku wystawę o stole piastowskim. Wprawdzie był to stół szesnastowieczny. On nieco się różni od tego stołu z wieku czternastego. Różni się przede wszystkim potrawami i dostępnością składników. W średniowieczu postne były czterdzieści dni przed.
W czasie świątecznej uczty pojawiają się na stole alkohole. W czternastym wieku było to przede wszystkim wino i piwo. Wodę pito rzadko, bo ona po prostu była zanieczyszczona. Wydawać by się mogło, że człowiek średniowiecza był wiecznie pijany, bo pił tylko piwo, ale tak naprawdę to piwo było bardzo niskoprocentowe i przede wszystkim było nie takie, jak znamy dzisiaj. Był to dość gęsty i mętny napój.
Smakowały by nam potrawy z okresu średniowiecza?
Prawda jest taka, że gdybyśmy odtworzyli w stu procentach średniowieczną kuchnię, to większości potraw byśmy dzisiaj nie przełknęli. Albo były one bardzo słone, albo kwaśne, albo były niedoprawione. Albo były za bardzo doprawione. I to przyprawami, które dzisiaj nie za bardzo by nam przypadły do gustu.
Na stołach pojawiały się podobno tarty?
Tarty były bardzo popularne w średniowieczu. Były proste w wykonaniu, bo to przecież wystarczy trochę ciasta rozwałkować, włożyć w formę i wypełnić jakimś nadzieniem. Były to tarty przede wszystkim mięsne, ale też tarty warzywne. Te tary mięsne były z dziczyzny. Książę lubił polować, więc na stołach królowała dziczyzna. Ale były też tarty grzybowe. Była tarta z pieczarkami. Bo pieczarki były w średniowieczu znane. I chodziło już o pieczarkarki hodowlane. Od wieku trzynastego zaczęto pieczarkę hodować w piwnicach. Taką tartę z pieczarkami przyprawiano serem gouda, bo gouda też była już znana co najmniej od wieku dwunastego. Natomiast doprawiano też cynamonem. I ten cynamon może zdziwić. Ale kiedy w lecie w czasie nocy muzeum odtwarzaliśmy niektóre potrawy, to ten cynamon wcale nie przeszkadzał i całkiem dobrze smakowała taka tarta z pieczarkami, serem i cynamonem.
Nie brzmi to wcale tak źle.
W średniowieczu uczty organizowano po to, żeby się pokazać. Pokazać swój status majątkowy, swoją pozycję społeczną. Więc wymyślano najwymyślniejsze dania. Jak na przykład bażant upieczony, z powrotem wsadzony po upieczeniu do skóry z piórami. Oprócz efektu miało to też praktyczne zastosowanie. Bo taka uczta trwała godzinami. A pod tymi piórami ta potrawa była cały czas ciepła. Poza tym zjadano naraz straszne ilości.
Czyli jednak jadano niezdrowo.
Tu też jest odpowiedź na to, czemu większość średniowiecznych władców chorowało na podagrę. Ale też nie jest tak, że tego mięsa w średniowieczu jadano tak dużo. Bo dużo wtedy było dni postnych i postu przestrzegano. Więc te choroby brały się stąd, że wiele dni mięsa nie jedzono, po czym obżerano się w niewyobrażalnym dla nas stopniu
A na przykład owoców wtedy nie jadano?
Na stole pojawiały się też owoce cytrusowe. Były to owoce z importu, ale niektóre owoce cytrusowe tu na zamku uprawiano. Jeszcze w szesnastym wieku, są o tym wzmianki, nie tylko na zamku cieszyńskim, ale także na Wawelu hodowano w donicach pomarańcze i cytryny. To potwierdza, że klimat wtedy był dużo cieplejszy. A dzisiaj trochę ten klimat wraca taki, jaki był w średniowieczu.
A słodycze?
W czternastym wieku nie znano jeszcze cukru. Wszystko słodzono miodem. Cukier, który przywędrował z krajów arabskich, możemy datować od wieku szesnastego. Jeszcze w wieku siedemnastym cukier zaliczano do przypraw. W średniowieczu jedyny cukier, jaki znano, to trzcinowy. Ale było go tak mało, tak rzadko się pojawiał, że możemy powiedzieć że właściwie go nie było. I jeżeli już stosowano, to faktycznie szczyptę, jako przyprawę.
Piastowie cieszyńscy na praskim dworze panoszyli się jak na swoim własnym, bo zajmowali tam najważniejsze urzędy. W ten sposób do Cieszyna już w czternastym wieku docierały na przykład pierniki. Sprowadzone z Pragi, gdzie pierwsza wzmianka o nich pochodzi z 1348 roku. Przemysław jak rozsmakował się w piernikach w Pradze, to sprowadził je do Cieszyna i tutejsi kucharze musieli się nauczyć je przyrządzać. Również on sprowadził winorośl. Dlatego że w Pradze Karol IV postanowił założyć sobie Vinohrad na Hradczanach. A Przemysław nawet nazwy nie zmienił za bardzo, Winograd założył w Cieszynie. I jeszcze starsi Cieszyniacy nazywają to osiedle osiedlem na Winogradzie.
Mówisz że strasznie się obżerano. Jakie więc były ilości jedzenia na takim średniowiecznym książęcym stole podczas świątecznej uczty?
Mamy zachowaną na Zamku listę zakupów, wprawdzie nie z uczty bożonarodzeniowej, ale daje to jakieś wyobrażenie jak taka uczta wyglądała. Zakupiono 54 woły, 12 jeleni, 46 cieląt, 103 kg śliwek węgierskich, smalcu 158 litrów, 932 karpie.
O! To karpie już wtedy znano i jedzono!
Tak. Tu taka ciekawostka. Stawy książęce były w tych okolicach, które dziś nazywamy Żabim Krajem oraz w Zatorze. I jeżeli państwo jedzą na święta karpia z Polski, to jest spore prawdopodobieństwo, że on pochodzi z tych książęcych stawów założonych w trzynastym wieku. Bo stawy w Zatorze wykorzystywane są do dziś i tam jest największa produkcja karpia w Polsce. Więc możemy zawsze dumnie sobie powiedzieć, że karp na naszym stole pochodzi ze stawów księcia cieszyńskiego.
A pieczywo?
Książęta cieszyńscy oczywiście posiadali swoją piekarnię. Więc żeby upiec chleby na taką ucztę, trzeba było zużytkować 26576 litrów żyta i 2433 litry pszenicy. Pszenica były dużo droższa od żyta.
To aż strach zapytać o ilości piwa i wina, o którym wspominałeś…
17 420 litrów wina
Ilu było biesiadników?
Setka. To akurat jest lista na wesele, czyli na jednodniową ucztę. Ale to było trochę inne wino niż dzisiaj, nie miało tyle procent.
No dobrze, wiemy już co nieco o tym co jadano, a teraz na czym? Jak wówczas wyglądała zastawa stołowa?
Oczywiście ta zmieniała się na przestrzeni wieków. W średniowieczu sztućców nie używano. Wystarczał nóż i łyżka. I tak było jeszcze w wieku szesnastym. Widelec w wieku czternastym był nowością. Nowością, którą używali przede wszystkim Włosi. Świąteczna zastawa była cynowa. W czternastym wieku nie było jeszcze srebrnych naczyń. W szesnastym, siedemnastym wieku Piastowie Cieszyńscy posiadali już zastawę srebrną. I to nie była byle jaka zastawa, bowiem całą tę zastawę ostatnia księżna piastowska Elżbieta Lukrecja otrzymała w prezencie ślubnym i po jej śmierci zastawa wróciła do Liechtensteinu. Liczyła ona sześćset części.
Tagi: Boże Narodzenie, Zamek Cieszyn
Komentarze