TRZYNIEC / Jednym z ambasadorów Beskidzkiej Poprzeczki w Trzyńcu był Jacek Wszoła – były znakomity polski skoczek wzwyż, złoty i srebrny medalista igrzysk olimpijskich w Montrealu i Moskwie. Był zachwycony trzyniecką Werk Areną. – Gdyby przyszło mi trenować w takich warunkach, wiele rzeczy byłoby prostszych – stwierdził.

     

    Podobała się panu Beskidzka Poprzeczka w Werk Arenie?
    Hala jest większa, pomieści więcej ludzi. A wiadomo, ilość robi atmosferę. Mimo że hala jest duża, widzowie są stosunkowo blisko. Zawody były bardzo fajne, dobrze przygotowana nawierzchnia, świetne oświetlenie i nagłośnienie, jednym słowem znakomity konkurs.
    Szkoda tylko, że nie wystartował w nim polski skoczek Sylwester Bednarek, zwycięzca mityngu w Bańskiej Bystrzycy. Podobno musiał wrócić do Torunia.
    E tam, musiał. Ja na jego miejscu bym nie pojechał. Jego menedżer zdecydował inaczej. Nie powiem, że jestem rozczarowany, bo każdy z nas ma swoje plany. Sylwester był stosunkowo niedaleko, po co jechać tyle kilometrów, żeby wystartować w konkursie w Łodzi? A wiemy, jak to się skończyło – Sylwester wygrał, drugi zawodnik skoczył o siedem centymetrów mniej a następni dwanaście. Poziom konkursu był bardzo słaby, Beskidzka Poprzeczka na pewno stoi na wyższym poziomie, więc ja wyznaczyłbym sobie takie priorytety. Nie jechałbym tyle kilometrów ze Słowacji do Łodzi, raczej odpocząłbym dwa dni w Trzyńcu.
    Ile razy brał Pan udział w Beskidzkiej Poprzeczce?
    Chyba ze dwa albo trzy razy, bo był to cały cykl zawodów. Całkiem mi się powodziło, był to mój najlepszy okres. Jako junior dobrze się rozwijałem, zwyciężyłem w igrzyskach olimpijskich. Startowałem w świetnych zawodach w Ostrawie, w Pradze, Bańskiej Bystrzycy, no i oczywiście tu, w Trzyńcu. Chyba się nie pomylę, kiedy powiem, że Czesi wymyślili skok wzwyż przy muzyce. A właściwie jestem pewien, że to jest czeski pomysł.
    Jaki utwór rozbrzmiewałby z głośników w trakcie Pana skoków?
    Moje ulubione utwory nadają się nie tylko do słuchania, ale też do wysiłku fizycznego, ponieważ go podkreślają. Mam takie kawałki jazzowe, że gdyby ktoś usłyszał jakiś fragment wycięty ze środka, nawet by mu nie przyszło do głowy, że to jazz. Po prostu taki power, że same nogi chodzą.
    Często pełni Pan rolę ambasadora na mityngach w skoku wzwyż?
    Właściwie to tak. Kiedyś to nawet sam organizowałem zawody w skoku wzwyż w Słupsku, było chyba ze sześć czy siedem edycji. Później hala miała iść do remontu, nikt nie był w stanie powiedzieć, czy remont się odbędzie czy nie, zdecydowali zbyt późno, nie zdążyłem już przygotować konkursu i tak się skończyła moja rola menedżera generalnego zawodów. Na zawodach bywam często, niektóre odwiedzam regularnie i nigdy się nie zawodzę.
    Kto jest Pana ulubionym zawodnikiem w ostatnich latach?
    Mutaz Isa Barszim z Kataru. Mimo swoich 25 lat, dalej jest zawodnikiem rozwojowym, ciągle ma dużo do zrobienia. Oby tylko nie nabawił się kontuzji, a na pewno będzie autorem nowego rekordu świata, tego jestem pewien.
    Jak bardzo – Pana zdaniem – zmienił się na przestrzeni lat skok wzwyż?
    Nie ma wielkiego przełomu, a jeśli o sprzęt chodzi, to też nie. Nawierzchnie są bardzo podobne, nie mówimy oczywiście o wczesnych latach 70., ale o późnych 80. W porównaniu z chwilą obecną nie ma takiego postępu, zdecydowany postęp natomiast widać w przygotowaniach. Coraz więcej do powiedzenia mają ludzie, którzy mogą coś doradzić od strony biochemii, biomechaniki, fizjologii wysiłku – tutaj widać ogromny postęp. Gdybym teraz mógł znowu zacząć skakać, na pewno wiele rzeczy wyeliminowałbym zupełnie ze swego treningu.
    Jak z perspektywy czasu ocenia Pan swoją karierę?
    Jak tak sobie czasami pomarzę, to wiele rzeczy bym zmienił, jak już wcześniej wspomniałem. Największe moje marzenie kręci się wokół zmian polityczno – gospodarczych. Samo uprawianie sportu jest bardzo podobne jak kiedyś, natomiast cała ta otoczka wokół organizowania zawodów jest zupenie inna. Nie ma paszportów, przynajmniej w strefie europejskiej, nie trzeba iść sterczeć pod ambasadę, nie trzeba wymieniać pieniędzy, każdy ma swojego menadżera, o nic się nie troszczy, tylko trenuje, odpoczywa, wsiada w samolot i jedzie na zawody. Żyć, nie umierać! Gdyby przyszło mi trenować w takich warunkach, wiele rzeczy byłoby prostszych.

    (des)

    Tagi: ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Reklama

      REKLAMA
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego