Czesława Rudnik
E-mail: redakcja@zwrot.cz
Corocznie członkowie grupy turystycznej Gorole, wywodzącej się z karwińskiej drużyny harcerskiej, wyruszają na męską wyprawę. Nim zamieścimy na łamach naszego miesięcznika relację z ich najnowszej podróży, której celem była Czarnogóra i Albania, czytelnikom naszego portalu internetowego przypominamy ich poprzednią eskapadę do Albanii.
Odbyła się na przełomie września i października 2009 roku. – Chcieliśmy zobaczyć, jak żyje się w kraju, do niedawna w izolacji od reszty Europy, niespełna dwadzieścia lat po obaleniu reżimu komunistycznego – wyjaśnia Jerzy, jeden z pięciu uczestników. – Pojechaliśmy w góry na północy, gdzie spędziliśmy większą część naszego dwutygodniowego pobytu.
Środki komunikacji
– Wybraliśmy pociąg z Brna – opowiada Jerzy – co wydawało nam się lepszą alternatywą od samolotu. Można zabrać sprzęt, którego nie wolno mieć w samolocie, jest większy komfort podróżowania i lepsza możliwość interakcji między nami. Dotarliśmy do Belgradu, a stamtąd na wybrzeże czarnogórskie. Bardzo ciekawa trasa prowadzi przez pasmo Alp Dynarskich, po mostach, człowiek dziwi się, po czym tam się jeździ. Na szczęście przespaliśmy większą część podróży. W Albanii chcieliśmy najpierw pojechać zupełnie na północ niedaleko czarnogórskich granic.
Pierwsze spotkanie z Albańczykami polegało na wymianie waluty. Twardym orzechem do zgryzienia okazała się konieczność dogadania się. Ten problem powtarzał się w ciągu całego pobytu. Język albański należy do grupy języków indoeuropejskich, ale ma wiele archaicznych słów i jest tak trudny, że nie byli w stanie zapamiętać słów. Może gdyby znali włoski… A Albańczycy nie znali angielskiego. Na północy niekiedy można było porozumieć się po rosyjsku, bo serbski jest do niego podobny.
Pierwszym słowem, którego się nauczyli, był furgon, samochód – minivan. Albańczycy nie mieli wygórowanych cen za transport czy nocleg, z czym spotkali się Zaolziacy np. w Rosji. W Albanii oferowano im usługi po przystępnych cenach, nie obdzierano turystów ze skóry, a tubylcy byli bardzo mili, gościnni.
Zwiedzany przez Goroli region charakteryzuje się niemal całkowitym brakiem infrastruktury. – W Albanii – wyjaśnia Jerzy – pociągi jeżdżą tylko między dwoma największymi miastami, nie ma autobusów, częstymi środkami transportu są rowery i osiołki. A najpopularniejszym samochodem jest mercedes, to dobre auto na tamte, rzadko kiedy asfaltowe drogi.
Na początek postanowili zrobić małe wyjście na kopce za wioską. Szli pod górę do miejsca o nazwie Maja Trojani. Miały tam być pozostałości po górnikach, którzy kiedyś coś tam kopali, chociaż oficjalnie nie wiadomo, co, może uran, a może tunel dla przemytników. Po tych grzbietach prowadzi granica między Albanią i Czarnogórą.
– Ciekawiło nas – mówi Jerzy – czy spotkamy kogoś na tej granicy, czy będą tam jakieś patrole policji czy celników. Ale te czasy chyba już minęły. Na granicach jest już normalny reżim. Wielu turystów przebywających w Czarnogórze przyjeżdża na dzień, dwa do Albanii, by zobaczyć, jak tam jest. Nawet na rowerach. Dużo jest wśród nich Czechów.
Domowe smaki
– To była pierwsza nasza ekspedycja – śmieje się Roman – kiedy nie gubiliśmy kilogramów, a wręcz przeciwnie.
– Chcieliśmy rozbić namioty i przenocować – wyjaśnia Jerzy. – Zaczepiliśmy ludzi, których widzieliśmy na podwórku pewnego domu. Gospodarze zaprosili nas do środka. Musieliśmy z nimi biesiadować. Każdy tam robi rakiję, pije się też koniak skanderbeg. Kiedyś cała Albania słynęła z jego eksportu. Zaciekawiły nas także zwyczaje hodowlane, świnie biegają tam po drogach. Nasz gospodarz Ilir pracował na granicy z Serbią, był celnikiem. Okazał się ciekawą osobą, starał się wybudować w wiosce hotel, rozkręcić ruch turystyczny.
Mimo problemów z porozumiewaniem dowiedzieli się kilku ciekawostek. Zimą, kiedy spadnie śnieg, region ten zostaje całkowicie odcięty od cywilizacji. Niekiedy brakuje prądu, nie działają telefony komórkowe. Mieszkańcy muszą sobie jakoś radzić sami. Ilir rzeźbi wtedy w drewnie, a jego żona robi koronki.
Zaolziacy pozostali tam dwa dni, ale nie chcieli nadużywać gościnności Ilira i jego rodziny, którzy karmili ich i poili. Kiedy żegnali się, dostali jeszcze kanapki na drogę. Wyruszyli na wycieczkę w góry w miejsca dzikie, bez ścieżek, zupełnie nieoznakowane. Po grani szło im się wspaniale. W końcu nie wiedzieli jednak, dokąd iść dalej, weszli więc do pierwszego napotkanego gospodarstwa, by spytać o drogę.
– Wszedłem do domu i już nie wyszedłem – opowiada Roman. – Musieliśmy zostać. Znowu była kawa, jedna, druga, trzecia rakija i już rozumieliśmy po albańsku, nie było żadnych problemów. Gospodarz pokazał nam potem najkrótszą drogę, była okropna, ale po rakii szło nam się dobrze.
Stawali się coraz bardziej wybredni. W wiosce zastanawiali się, do którego domu wejść, które obejście najbardziej im się podoba. Wybrali dom, którego gospodarz prowadził sklep z piwem. W ogrodzie na pergoli dojrzewały winogrona. Pod pergolą rozbili namioty.
– Kiedy wyciągnęliśmy nasze kociołki, by coś upichcić – kontynuuje opowieść Roman – gospodarze zaprosili nas do siebie. My też zaproponowaliśmy im nasze zupy z torebek, spróbowali z grzeczności, ale chyba nie byli zachwyceni. Tak więc to raczej my zajadaliśmy się ich smakołykami. Uczestniczyliśmy w specjalnym rytuale zaparzania kawy. Kawa to symbol Albanii. Do kawy wlewali zimną wodę i trzymali nad płomieniem, aż wydostał się odpowiedni aromat. Kawa była bardzo smaczna.
Zabytki i krajobrazy
Rolnictwo to podstawa gospodarki. Po drodze spotkali wielu pasterzy. Latem pilnują w górach swoich owiec, mają tam szałasy, na zimę schodzą w doliny. – Wcześniej – mówi Jerzy – zwracano nam uwagę na psy pasterskie, których było dużo, niektóre ogromnej wielkości. Karmiono ich świeżym mięsem. Obraliśmy własną taktykę, staraliśmy się zagadywać pasterzy, wierząc, że wtedy ich psy nas nie zaatakują. Pomysł okazał się trafny, zawarliśmy przyjaźnie nie tylko z pasterzami, ale nawet z ich psami.
Dotarli do Theti, to nie tylko miejscowość, ale i park narodowy. W Albanii jest 13 parków narodowych, chronione są wielkie obszary przepięknej przyrody. W czasach Envera Hodży był w Theti ośrodek wypoczynkowy dla najwyższych władz i dzięki temu zachowało się wiele pierwotnych budynków. Dziś przyjeżdża tam wielu turystów. Podziwiają zabytkowy młyn, kościół katolicki, niedawno wyremontowany, kanion z wodospadami.
W centrum miejscowości stoi kulla, dom twierdza, jak wieża zamknięta bez okien, ściśle związana z tradycją krwawej zemsty, która dochowała się do dnia dzisiejszego. – W kodeksie moralnym Kanun – tłumaczy Roman – zasadnicze znaczenie miało dotrzymanie słowa. Bo inaczej następowała krwawa zemsta. Męska część rodziny, bo kobiet to nie dotyczyło, musiała schronić się w wieży. Nawet na kilka lat. Kobiety pracowały i dostarczały żywność tym mężczyznom. Jeśli sprawa została rozwiązana i mężczyźni wyszli z zamknięcia, przyzwyczajeni, że nie muszą nic robić, leniuchowali do końca życia, a kobiety harowały. Podobno w niektórych wioskach wymordowana została jedna czwarta mężczyzn.
Druga część wycieczki prowadziła do centralnej Albanii, gdzie zamierzali wspiąć się na Korab (Maja Korabit 2764 m n.p.m.), najwyższą górę Albanii i Macedonii, bo wznosi się na granicy z Macedonią. Wybrali trasę promem przez kompleks 3 zapór, na których zbudowane są elektrownie wodne. Dopłynąć można do miasteczka Fierze niedaleko granicy z Kosowem.
– Promem kierował niemal przez cały czas ok. 12-letni chłopak – opowiada Jerzy. – Ciekawe były też przystanki po drodze. Kiedy ktoś zamachał z brzegu, statek skręcił w tę stronę i zatrzymał się na mieliźnie. Kto chciał, wyskoczył, inni wskoczyli. Najczęstszym bagażem, który przewozili, były naczynia, beczki na kwas do palenia rakii i inne urządzenia do destylacji.
Do miasteczka Kukesz można było przedostać się tylko przez kawałek Kosowa, bo droga po albańskiej stronie nie nadawała się do użytku. W ten sposób znaleźli się też w Kosowie. Ale jechali samochodem i nie zatrzymali się tam. Ciekawostką, na którą zwrócili uwagę, było oznaczenie nośności mostów wyrażone w liczbie czołgów.
Wraz ze zmianą wysokości zmieniał się klimat, od ok. 1200 m n.p.m. wszystko było zielone. – Rozciągały się tam rozległe lasy bukowe lub sosnowe. Kiedy planowaliśmy wyjazd – mówi Jerzy – długo zastanawialiśmy się, czy przełom września i października to nie jest za późno, ale okazało się, że była to dobra decyzja. Pogoda nam się udała, temperatura była w sam raz, a przyroda pokazywała swoje najpiękniejsze kolory, bo zaczynały już się przebarwiać liście na drzewach. Latem musi tam być jednak bardzo gorąco.
– Po drodze – opowiada Roman – widzieliśmy wiele bunkrów, które są jednym z symboli Albanii. Zaczęto je budować, kiedy Albania weszła na drogę izolacji, powstało ich 750 tys. Są w górach, w miastach, w ogrodach, trudno je zlikwidować. Często te małe, jednoosobowe, służą dziś jako piwniczki do przechowywania rakii.
Korab, leżący w masywie nazywanym Przeklętymi Górami, ma kilka wierzchołków. Od strony Macedonii jest oznakowanie i pewnie lepiej wychodzić na górę stamtąd niż z Albanii, gdzie nie ma żadnych drogowskazów. – Na szczyt weszliśmy 6 października, roztaczały się przed nami piękne widoki na góry albańskie, bo pogoda była sprzyjająca, a że akurat miałem urodziny, mogliśmy na szczycie symbolicznie poimprezować – kończy opowiadanie Roman.
Albański minisłowniczek
- Shqipëria [szcipyrija] – Albania
- Shqiptar [szciptar] – Albańczyk
- faleminderit – dziękuję
- po – tak
- jo – nie
- mirëdita [mirdita] – dzień dobry
- mirëmbrëma [mirmbrema] – dobry wieczór
- mirëmëngjesi [mirmendziesi] – dzień dobry (rano)
- natën e mirë [naten e mir] – dobrej nocy
- tung – cześć
- më falni [me falni] – przepraszam
- (shumë) mirë [(szum) mir] – (bardzo) dobry / dobrze
- nuk kuptoj – nie rozumiem
- nuk flas shqip [nuk flas szcip] – nie mówię po albańsku
Prawo zwyczajowe w Albanii
Kanun
Prawo zwyczajowe to zespół norm, zakazów i nakazów, funkcjonujący w tradycji, w wielu krajach stał się podstawą oficjalnego, instytucjonalnego ustawodawstwa lub funkcjonuje obok niego. Prawo zwyczajowe reguluje wszystkie wydarzenia z życia człowieka, od narodzin aż do śmierci. Wyraźnie określa prawa i obowiązki poszczególnych osób, a także ustala ich status społeczny.
W Albanii do dziś funkcjonuje prawo zwyczajowe, tzw. Kanun (wyraz z greckiego oznacza zasadę, miarę), zbiór zasad dotyczących honoru oraz gościnności. Pierwsza wzmianka o albańskim prawie zwyczajowym pochodzi z XIII w. W okresie międzywojnia i socjalizmu władze Albanii starały się wyplenić zabójstwo jako formę zemsty klanowej, ale sam dyktator Enver Hodża w 1981 r. w ten właśnie sposób pozbył się swego zastępcy. Po upadku reżimu Hodży prawo zwyczajowe wróciło ze zdwojoną siłą, szczególnie w górach.
Rodzina
Zgodnie z Kanunem rodzina to grupa ludzi, której zadaniem jest rozmnażać się oraz rozwijać, ekonomicznie i intelektualnie. Głową rodziny jest najstarszy lub najbardziej zaradny mężczyzna. Ma on prawo do zaszczytnego miejsca w domu, posiadania własnej broni, konia, łóżka, kawy. Zarządza majątkiem, może karać członków rodziny, ale musi też dbać o ich interesy i chronić ich. Pani domu, żona gospodarza lub inna starsza kobieta, jest najważniejszą kobietą w rodzinie. Status kobiety jest jednak znacznie niższy niż mężczyzny. Dom i rodzina są domeną kobiety, sfera publiczna należy do mężczyzn.
Ojciec ma prawo do życia swojego dziecka, może je nawet zabić. Gdy zabije, nie spada na niego ciężar zemsty. Mąż nie ma prawa do życia żony, jeśli zabije, pomszczą ją jej ojciec lub bracia. Obowiązkiem ojca jest zapewnienie dzieciom utrzymania oraz równy podział majątku między synów, córki nie mają prawa do dziedziczenia. Matka nie ma żadnych praw do dzieci czy domu.
Naród
Jednostką większą od rodziny jest bractwo, dalej grupa krewniacza, klan, chorągiew, wreszcie naród. Naród to grupa ludzi połączonych wspólną ojczyzną, więzami krwi, językiem i obyczajami. O przywiązaniu do obyczajów świadczy żywotność prawa zwyczajowego, wyrażająca się w niespotykanej gdzie indziej gościnności, a także innego niż nasze rozumienia takich pojęć jak honor czy hańba.
Naród powinien mieszkać na jednym terytorium, stąd dążenia Albańczyków do stworzenia Wielkiej Albanii. Nie mogła ich połączyć religia, bo w wielowyznaniowej Albanii na jednym terenie mieszkali muzułmanie, katolicy i prawosławni. Zresztą Albania w 1967 r. stała się pierwszym na świecie oficjalnie ogłoszonym państwem ateistycznym. Władca Enver Hodża rozkazał zburzyć wszystkie kościoły i meczety lub zamienić je na hale sportowe czy magazyny. Do upadku komunizmu przed 20 laty publiczne wyznawanie wiary było zakazane.
Gościnność i honor
Dom jest miejscem, gdzie Albańczyk czuje się bezpiecznie, tu nie dosięgnie go zemsta rodowa. Kanun wyraźnie określa, jak należy odwiedzać albański dom. Należy zawołać z zewnątrz, aby ktoś gościa przywitał. Gospodarz sadza gościa w centralnym miejscu domu, koło ogniska. Gość powinien pomieszać w ogniu. Następnie częstuje się przybysza chlebem i solą oraz myje się jego stopy. Jeśli jest to ktoś wyjątkowy, to również częstuje się go rakiją, kawą i mięsem. Gość też zobowiązany jest do przestrzegania ścisłych reguł. Znieważyć gospodarza można np. zdjęciem pokrywki z garnka stojącego na palenisku.
Krwawa zemsta i besa
Najbardziej egzotyczny i sensacyjny dla współczesnego człowieka jest element prawa zwyczajowego dotyczący krwawej zemsty. Albańczycy bardzo ściśle odróżniają krwawą zemstę od odwetu. Odwet następuje wtedy, gdy ktoś komuś ukradnie lub zniszczy majątek. Krwawa zemsta natomiast jest konsekwencją popełnionej wcześniej zbrodni, morderstwa lub zranienia w wyniku pozbawienia kogoś honoru. Zabójca może otrzymać tzw. besę, czyli gwarancję daną przez rodzinę ofiary, że w ciągu określonego czasu nikt zabitego nie pomści.
Przez ten okres zabójca może swobodnie żyć i nikt nie ma prawa go zabić. Potem jego życie będzie polegać na ciągłym ukrywaniu się i przemieszczaniu się tylko nocą. Besa oznacza zarówno gwarancję, jak i danie czy dotrzymanie słowa. Niedotrzymanie słowa jest równoznaczne z utratą honoru.
Kobiety pozostają poza prawem krwi. Kobietę można zabić np. za cudzołóstwo, a ponieważ jest to traktowane jako kara, nie zostaje ona pomszczona. Kobieta jest mniej warta od mężczyzny, więc jej życie nie kosztuje tyle, co życie mężczyzny.
CR
(„Zwrot”, 2010, nr 1)
Tagi: Albania, grupa turystyczna Gorole