Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
CIESZYN/ W sobotę mieszkańcy domów przy lewym brzegu Olzy zapewne przecierali oczy ze zdumienia. Na wysokości Wzgórza Zamkowego po obu brzegach Olzy padły armatnie strzały, a także salwy z broni prochowej.
Gdy opadł nieco dym i kurz, oczom przechodniów ukazali się żołnierze. Ale nie współcześni, a z epoki wojny trzydziestoletniej. To zaprzyjaźnione grupy rekonstruktorów XVII wieku z Polski i Czech postanowiły odegrać inscenizację ataku Szwedów na cieszyński gród.
Oprócz ostrzeliwania się ponad taflą rzeki rekonstruktorzy spotkali się także na moście. Z ubolewaniem przyjęli fakt, że ani jedni, ani drudzy nie mogą przejść nieszczęsnej, do niedawna tak niezauważalnej granicznej linii, a pokłonić się sobie i porozmawiać mogą z odległości 5 metrów.
Taką bowiem odległość zarządzili czescy policjanci. Mimo że nie przepuścili rekonstruktorów przez granicę, tych, którzy na odległość 5 metrów od granicy, czyli już za czeski posterunek graniczny przechodzili, wylegitymowali. Każdemu też sprawdzali broń.
Po spotkaniu na moście każda grupa odeszła na swoją stronę. Rekonstruktorzy, którzy do Cieszyna zjechali z całej Polski, udali się do obozowiska, które rozbili na Wzgórzu Zamkowym. Można było ich tam odwiedzić i podejrzeć, jak wyglądało życie obozowe w XVII wieku. Oni zaś zwiedzili Wzgórze Zamkowe, po którym oprowadził ich Władysław Żagan.
Organizatorzy przyznają, że impreza miała dwie myśli przewodnie.
– Pierwsza to oczywiście rocznica uderzenia Szwedów na zamek i miasto Cieszyn pod koniec wojny trzydziestoletniej, w 1645 roku. To jest rys historyczny, który nas, jako rekonstruktorów siedemnastego wieku bardzo interesuje. A drugi motyw naszego przyjazdu to sytuacja, jaka panuje w tej chwili na granicy. Od tylu miesięcy nie mogliśmy się zobaczyć z naszymi przyjaciółmi na Morawach, w Czechach, z którymi od lat spotykamy się na wielu, wielu imprezach w całej Europie. I teraz, kiedy granice są już otwarte, okazuje się, że my nadal nie możemy się spotykać…. – ubolewa Piotr Dusza.
Impreza została przez rekonstruktorów wymyślona spontanicznie, jako reakcja na bannery na brzegach Olzy. – Też chcieliśmy pokazać, że tęsknimy za Czechami – wyjaśnia Tomasz Wolski.
– W pierwotnym planie chcieliśmy zrobić potyczkę na Olzie. Tak, żeby nie przekroczyć granicy, ale w wodzie. Jednak stan wody jest za wysoki, dlatego ostrzeliwaliśmy się z brzegów – dodaje Robert Czarny Czarnecki.
Wszyscy trzej są z różnych drużyn rekonstrukcyjnych. Organizatorzy wydarzenia to Niezależne Regimenty Polskie, czyli grupa kilku niezależnych regimentów, w skład których wchodzi kilka grup rekonstrukcyjnych takich jak Swawolna Jednostka, Święty Jerzy, Hieronima Wierzbowskiego, Samuela Łaszcza, Korpus Artylerii Zamku Tenczyn.
– Odtwarzamy zarówno Polskę, jak i zachód. Dzisiaj jesteśmy ubrani po polsku, ale odtwarzamy także inne wojska z pierwszej połowy XVII wieku – wyjaśnia Joanna Wolska, która jako kobieta ma jeszcze więcej strojów, niż mężczyźni z drużyny, bo do strojów bojowych dochodzą kobiece stroje obozowe. A wszystko to szyte ręcznie, z materiałów jak najbardziej zbliżonych do odtwarzanej epoki.
– Jeszcze trzeba dodać, że rekonstrukcja wymaga od nas regularnych treningów. Przy tej ilości imprez, jakie robimy, obchodzimy się dobrze z bronią palną, natomiast szermierka wymaga od nas cotygodniowych treningów – wyjaśnia Wolska.
– Bo tu chodzi o bezpieczeństwo i nasze, i widów – dodają jej koledzy. –Przecież my mamy w rękach broń, która w XVII wieku zabijała – zauważa Robert Czarny Czarnecki.
I choć podczas rekonstrukcji nie ładuje się do niej kul, to jednak sam wystrzał, albo zaplątany w prochu malutki kamyczek mogą śmiertelnie kogoś ugodzić. – Ciśnienie, temperatura podczas wystrzału są tak niebezpieczne, że może nawet urwać rękę.
(indi)
Tagi: najazd szwedzki, rekonstrukcja historyczna, wojna trzydziestoletnia, Wzgorze Zamkowe