Renata Staszowska
E-mail: renata@zwrot.cz
BUKOWIEC / W Bukowcu powstał nowy deskal! Na ścianie jednej ze stodół pojawił się wizerunek Adama Ćmiela – wieloletniego wójta miejscowości, znanego mieszkańcom jako „Ujec od Waleczka”. Autorem malowidła jest znany artysta Arkadiusz Andrejkow, twórca projektu „Cichy Memoriał”, który upamiętnia postacie ważne dla lokalnych społeczności.
Uroczyste odsłonięcie deskalu odbędzie się w niedzielę 18 maja o godzinie 15:00. Wydarzenie organizuje Kapela „Lipka”, z której inicjatywy powstało to niezwykłe dzieło.
Maluje twarze zwykłych-niezwykłych ludzi na starych stodołach, szopach i drewnianych ścianach rozsianych po całej Polsce. Tworzy coś więcej niż street art – jego prace to „Cichy memoriał”, czyli wizualne wspomnienie lokalnych bohaterów. Arkadiusz Andrejkow, rocznik ’85, pochodzi z Sanoka, ukończył malarstwo na Uniwersytecie Rzeszowskim. Zamiast białych ścian woli stare, popękane deski, na których czas już odmalował pierwszy szkic. Jego dzieła można zobaczyć w każdym z 16 województw, a teraz także – w Bukowcu.
Rozmawiamy z autorem dzieła – Arkadiuszem Andrejkowem
Panie Arku, kolejna stodoła, kolejna twarz ze starej fotografii. Jak się panu malowało Adama Ćmiela?
Bardzo dobrze. To była twarz, która od razu przykuwa uwagę – spokojna, ale z takim błyskiem w oku. Jakby chciał coś powiedzieć. Lubię, gdy zdjęcie ma w sobie jakąś opowieść. A tu właśnie tak było – patrzysz i widzisz gościa, który coś wie, coś przeżył. Dla mnie ważne – lubię, gdy sztuka wypływa z relacji, nie z przypadku. Najpierw zrobiliśmy razem deskal Marii „Chraścinki” Suszkowej w Piosku, teraz pan Adam w Bukowcu. Naturalna kontynuacja. Fajnie, że ta inicjatywa zatacza szersze kręgi.
Skąd pomysł, żeby malować właśnie stodoły?
Bo domy mi się… skończyły! (śmiech) W moich stronach pomalowałem już tyle elewacji, że trzeba było poszukać czegoś nowego. I wtedy spojrzałem na stodoły – stare, nadgryzione czasem, z odpadającą farbą i krzywymi deskami. Na pierwszy rzut oka – ruina. Ale właśnie w tym cały urok! Te ściany mają duszę, każda deska swoją historię. Nie są gładkie i sterylne jak biała ściana, gdzie trzeba wymyślić tło od zera. Tu wszystko już trochę „jest” – struktura, klimat, patyna. A stare fotografie lepiej się tam układają, jakby były częścią tej historii. Tak naprawdę – ten obraz już się tam maluje od lat. Ja tylko dokładam kilka pociągnięć pędzla.
Woli pan malować deskale czy murale?
Zdecydowanie deskale. Stodoły to dla mnie obrazy, które ktoś zaczął malować kilkadziesiąt lat temu – czasem, wiatrem, deszczem, słońcem. Ja tylko wchodzę i dopisuję swój fragment. Kilka ruchów pędzla… i nagle z tych starych desek wyłania się twarz. To zupełnie inna energia niż mural na gładkiej ścianie, gdzie wszystko trzeba wymyślić od zera. Tu podłoże już ma historię, a ja ją tylko delikatnie podkreślam.

Ile czasu zajmuje namalowanie takiego deskalu?
Zazwyczaj jeden dzień. W Piosku zdążyłem w jeden dzień, tutaj w Bukowcu też wszystko na to wskazuje.
Od czego zaczyna się malowanie deskalu?
Najpierw grunt – dosłownie. Trzeba porządnie przygotować deski, żeby nie wciągały farby jak gąbka i żeby obraz trzymał się latami. Tym zazwyczaj zajmują się osoby, które mnie zapraszają. Potem przychodzi czas na siatkę – rysuję na ścianie kratkę, dokładnie taką samą jak na zdjęciu, z którego pracuję. A potem… sam nie wiem, jak to się dzieje (śmiech). Po prostu zaczynam malować i nagle – jest twarz!
A czym pan maluje?
Używam farb elewacyjnych, akrylowo-silikonowych – takich, które nie boją się słońca, deszczu ani śniegu. Tu akurat jest fajny klimat, bo słońce na obraz świeci tylko przez chwilę.
Malowanie na stodołach to trochę jak rozmowa z czasem…
Tak! Bo ta stodoła już ma historię, te deski coś widziały. A ja tylko dorzucam swój kawałek. Czasem trzeba malować między gwoździami, czasem coś odstaje (śmiech). Ale to część gry. Jak opanujesz technikę, to później już tylko frajda.
Ile takich stodół ma pan już na koncie?
Na początku sumiennie liczyłem – jedna, druga, dziesiąta… Ale w pewnym momencie licznik się urwał. Dziś mogę powiedzieć, że spokojnie ponad dwieście. Każda inna, każda z własnym charakterem, historią i zapachem drewna.
Czym różni się nowy deskal z Bukowca od tego, który namalował pan w Piosku?
Przede wszystkim rozmiarem – ten z Bukowca jest co najmniej o połowę większy. Poza tym podłoże też trochę inne – deski są tu ciemniejsze, a to zawsze wyzwanie, bo na takim tle trudniej oddać detale. Mimo to, kompozycja jest podobna – portret od głowy do pasa. Oba obrazy powstały na podstawie zdjęć, które wyglądają, jakby były zrobione w tym samym okresie – mają zbliżoną ziarnistość, światło i atmosferę. A do takich zdjęć maluje się najlepiej, bo naprawdę oddają charakter portretowanej osoby.
Co taki deskal ma nam przekazać? Co ta twarz powinna powiedzieć tym, którzy na nią spojrzą?
To projekt o ludziach, którzy kiedyś żyli tu obok nas, tworzyli nasze małe światy. Nie chodzi o wielkie pomniki czy patetyczne monumenty, tylko o zwykłe twarze – te, które kiedyś widywaliśmy na co dzień. Teraz wracają – cicho i z szacunkiem. Czasem pojawiają się na stodołach, czasem na innym drewnie, ale zawsze na podstawie starych zdjęć, bo to one pomagają nam pamiętać i nie zapominać.











Komentarze