Krzysztof Rojowski
E-mail: krzysztof@zwrot.cz
CIESZYN, CZESKI CIESZYN / Czwartek 1 maja był drugim dniem cieszyńskiego przeglądu Kino na Granicy. Wśród licznych filmów można było zobaczyć dwie klasyczne polskie produkcje – „Krótki film o miłości” Krzysztofa Kieślowskiego i „Rok spokojnego słońca” Krzysztofa Zanussiego – i obie przyciągnęły liczną publikę. Co więcej, po projekcjach odbyły się spotkania ze znanymi aktorami: Arturem Barcisiem i Mają Komorowską.
Barciś i Dipont wspominają Kieślowskiego
Z samego rana w Ośrodku Kulturalno-Społecznym „Strzelnica” w Czeskim Cieszynie można było zobaczyć „Krótki film o miłości”. To dramat psychologiczny z 1988 roku, który opowiada historię 19-letniego Tomka zakochanego w Magdzie, starszej od niego sąsiadce z bloku naprzeciw. Protagonista codziennie podgląda przez lunetę kobietę, aż ich niespodziewane spotkanie konfrontuje jego wyobrażenia z rzeczywistością i prowadzi do bolesnego zderzenia z prawdziwą naturą uczuć. Film w reżyserii Krzysztofa Kieślowskiego w subtelny sposób ukazuje ludzką samotność, potrzebę bliskości oraz granicę między obserwacją a uczestnictwem w życiu drugiego człowieka.
Obraz jest częścią cyklu filmów „Dekalog”, w których epizodyczne, acz bardzo charakterystyczne role odgrywa Artur Barciś. Aktor znany nie tylko z dzieł Kieślowskiego, ale także ról w „Miodowych Latach” czy „Ranczu” opowiadał o reżyserze na spotkaniu po seansie.
– Kiedy po raz pierwszy dostałem propozycję zagrania w jego filmie – „Bez końca” – Kieślowski już był legendą. Ja kończyłem szkołę filmową w Łodzi, do której przyjeżdżał i pokazywał swoje dokumenty. One były takimi pół-pomnikami – nie były nigdzie dostępne, ale szkoła była pewnym azylem, enklawą, gdzie można było pokazać więcej. Krzysztof nie mówił wtedy publicznie tego, co myśli. Ale wtedy potrafiliśmy siedzieć do drugiej w nocy i słuchać go. Jego cechą charakterystyczną było to, że nie mówi niepotrzebnych wyrazów. Tylko to, co trzeba, esencję – wspominał Barciś.
Rzadko słyszy się od reżysera takie słowa
Pochodzący z podczęstochowskiej Kokawy aktor opowiedział też historię, w jaki sposób zaczęła się jego współpraca z reżyserem. – Był koniec 1983, czy początek 1984 roku i Kieślowski przygotowywał się do zdjęć do „Bez końca”. Produkcja była w Łodzi, on… spóźnił się na pociąg. Nie opłacało mu się wracać do domu, bo następny był za godzinę, więc poczekał na dworcu. I tam, w telewizji emitowany był „Odlot” (miniserial, w którym główną rolę grał właśnie Barciś – dop. red.). Zobaczył mnie i spodobało mu się, jak gram. Gdy dojechał do Łodzi, to kazał odszukać tego aktora, chociaż nie wiedział, jak się nazywam czy co to był za film – mówił Barciś. – Zadzwoniła do mnie potem asystentka i powiedziała, że Krzysztof Kieślowski chciałby się ze mną spotkać. Nogi się pode mną ugięły. To był czas, że każdy chciał zagrać w jego filmie. Spotkaliśmy się w kawiarni Sejmowa, był też Jacek Petrycki. Kieślowski powiedział coś, co mnie zatkało: mam tu scenariusz, chcę, żebyś go przeczytał i powiedział, co o nim sądzisz. Rzadko kiedy się słyszy takie słowa z ust reżysera, a on to mówił szczerze! Zależało mu, żebym przeczytał całą tę rolę i powiedział, czy to dobrze napisał – dodawał.
Ten film po latach jest jeszcze lepszy
Pod koniec spotkania okazało się, że na sali przebywa także odpowiedzialna za scenografię w filmie Magdalena Dipont. Ona także podzieliła się wspomnieniami z planu. – Spotykaliśmy się z Krzysztofem przed kręceniem serii „Dekalog”. Pytałam, czy ma określony pomysł na dekoracje, scenografię i tak dalej. Czego oczekuje. A on mówił: wiesz, zależy mi na tym, żeby było tak, jak jest w Polsce, ale żeby to można było pokazać za granicą. To była jego jedyna uwaga – wspominała.
– Ten film teraz wydaje mi się jeszcze lepszy, niż wtedy gdy powstawał. Zapomina się o technicznych problemach, jakie wówczas były i siedziały w głowie. Nie wiem, czy państwo zauważyli, że zasłona w domu bohaterki jest z pieluchy tetrowej? Wtedy trudno było coś kupić, a pomyślałam sobie, że to rola artystki, która może pozwolić sobie na coś niecodziennego – dodawała Dipont.










Maja Komorowska o swoich najważniejszych filmach i „testamencie”
Tuż po projekcji dzieła Kieślowskiego, w cieszyńskim Teatrze im. Adama Mickiewicza można było zobaczyć inny z polskich klasyków kina. Mowa o „Roku spokojnego słońca” Krzysztofa Zanussiego, w którym główną rolę odegrała Maja Komorowska. To historia opowiadająca o delikatnej, a zarazem trudnej relacji między polską wdową a amerykańskim żołnierzem, osadzona w powojennej rzeczywistości zniszczonej Polski. Obraz w subtelny sposób ukazuje, jak trauma, język i kulturowe różnice wpływają na budowanie bliskości, a także porusza temat potrzeby miłości i godności w świecie pełnym ruin – zarówno materialnych, jak i emocjonalnych. To kameralna, głęboko humanistyczna opowieść o nadziei w czasach, gdy wszystko zdaje się ją odbierać.
Po filmie z publicznością spotkała się odtwórczyni głównej roli, obecnie już 87-letnia Maja Komorowska. To aktorka znana z nie tylko filmów Zanussiego, ale także Andrzeja Wajdy czy Krzysztofa Kieślowskiego.
– Zarówno „Cwał”, jak i „Rok spokojnego słońca” to dla mnie ważne filmy. Przede wszystkim ten drugi, bo mój wspaniały partner z ekranu, Scott Wilson, już nie żyje. Kilka lat temu byłam w USA na takim festiwalu poświęconym jego pamięci, gdzie była jego żona, a mój wnuk był tłumaczem. Więc było to dla mnie wyjątkowe, bo ja nie potrafiłabym dyskutować po angielsku (w filmie protagonistka także nie zna języka Szekspira i jest to istotna część filmu – dop. red.). Właściwie to wiele osób tutaj widocznych już odeszło. Nie ma już Hani Skarżanki, nawet odtwórców tych mniejszych ról, jak Jerzy Stuhr. Tylko ja jeszcze żyję – mówiła warszawska aktorka filmowa i teatralna.
Melancholijne i wspomnieniowe spotkanie z Mają Komorowską
Spotkanie z doświadczoną i wciąż czynną artystką miało charakter dość melancholijny i wspomnieniowy. Prowadzący rozmowę Łukasz Maciejewski wspomniał jednak o najnowszej produkcji z udziałem aktorki – spektaklu Teatru Telewizji „Po co ten spacerek?”, który można bezpłatnie obejrzeć na stronach TVP.
Jak czytamy w opisie: „Dwa wątki, dwie poetyckie opowieści. W jednej Maja Komorowska, w przestrzeni neutralnej, czyta wiersze poetek i poetów polskich – od Czesława Miłosza, przez Tadeusza Różewicza, Jarosława Iwaszkiewicza, Zbigniewa Herberta, Mirona Białoszewskiego i Wisławę Szymborską, Annę Świrszczyńską do Urszuli Kozioł. Równolegle na drugim planie Agnieszka Glińska rozmawia z Mają Komorowską w jej domu. Odniesieniem w tej dyskusji jest książka „Pejzaż. Rozmowy z Mają Komorowską dawne i nowe” autorstwa Barbary Osterloff. Dialog reżyserki i aktorki jest próbą odpowiedzi na pytanie, co jest ważne w życiu”.
Testament Komorowskiej
Komorowska nazwała ten film „swoim testamentem”. – Nie, żebym miała zaraz umrzeć, ale mam takie poczucie, że to taki mój testament. Wiersze wybrała – spośród moich ulubionych – Maria Topczewska, a do tego to jest tak wspaniale zmontowane. Za montaż odpowiadała Beata Barciś, żona Artura – podkreślała.
– Oczywiście wiele trzeba było poskracać, ale może opowiem o tym tytule. To zapytanie „po co ten spacerek?” wiąże się z poetką Małgosią Baranowską i jej mamą Anną, z którą się przyjaźniłam. Obie niestety już nie żyją. Małgosia długo chorowała i dużo pisała – o zdrowiu, chorobie, opisywała też niektóre zasłyszane rozmowy. Między innymi dialog babci z wnuczką – wnuczka pytała się: gdzie byłaś, zanim się urodziłaś? W niebie – odpowiadała babcia. – A gdzie będziesz, jak umrzesz? – Też w niebie – brzmiała odpowiedź. To po co ten spacerek? – zastanawiała się wnuczka. My nie próbujemy tymi tekstami i rozmowami oczywiście odpowiadać wprost, bo na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi, ale mówić, że warto żyć. Że każdy dzień jest wielkim darem – wyjaśniała Komorowska.










Tagi: Kino na granicy