Krzysztof Rojowski
E-mail: krzysztof@zwrot.cz
TRZYNIEC / Miał 200 metrów długości i ważył 8,5 tysiąca ton. Statek Trzyniec, który został zwodowany pół wieku temu w szczecińskim porcie i teraz czeka na zezłomowanie, ma jeszcze w tym roku wrócić – nie cały, ale w części – do swojego „domu”. O losach jednostki Czeskiej Żeglugi Morskiej, która obecnie znajduje się w holenderskim Rotterdamie, rozmawiali trzynieccy radni.
O misji „powrotu” statku Trzyniec do miasta pod Jaworowym pisaliśmy w artykule:
Wyjątkowi goście na sesji rady
Przypomnijmy: statek Trzyniec był ostatnim z czterdziestu czterech należących do czechosłowackiej floty – swego czasu drugiej największej na świecie wśród państw śródlądowych (ustępowała tylko szwajcarskiej). Był najnowocześniejszym i drugim co do wielkości statkiem, a na dziobie miał herb Huty Trzynieckiej. Wiele jego części zostało wyprodukowanych właśnie w Trzyńcu, stąd nazwa.
Do trzynieckiego magistratu na spotkanie z radnymi przyszli Martin Bednář (wiceprzewodniczący Czeskiego Towarzystwa Żeglugi), Jiří Žižka (kurator zbiorów Muzeum Morskiego w Veletovie) oraz Monika Valentová (członkini Czeskiego Towarzystwa Żeglugi i aktywna kapitanka). – Piszemy właśnie nową, wielką historię – mówiła witając gości prezydentka miasta Věra Palkovská. – Wszystko zaczęło się od córki niestety już nieżyjącego kapitana Ponikavskego, który kochał statek Trzyniec. Na pogrzebie kapitana jego córka spotkała pana Bednářa i pana Žižkę i poprosiła ich o ratowanie statku – opowiadała.
44 statki, w tym jeden mały Titanic
Na sesji rady o historii statku Trzyniec opowiadał Jiří Žižka. Na wstępie jednak przypomniał, czym była Czeska Żegluga Morska. – Między 1959 a 1998 rokiem, gdy ją zlikwidowano, mieliśmy dokładnie 44 statki. Oczywiście budowane były stopniowo. Wśród nich znajdował się jeden tankowiec (pozostałe były klasycznymi statkami towarowymi), a także jeden statek pasażerski. Nazywał się Slapy i można powiedzieć, że był to mały Titanic. Odbył tylko jeden rejs, ale pływał pod czeską banderą i miał czeskiego kapitana. Warto też wspomnieć, że jeden ze statków towarowych – nazywał się Pionýr – zatonął. Na szczęście nikomu nic się nie stało – opowiadał kurator Muzeum Morskiego.
Žižka mówił też o oprowadzaniu turystów po dość wyjątkowym muzeum, jak na kraj bez dostępu do morza. – Często goście pytają się „co wy tu macie do pokazania? Tu kiedyś mieściła się piekarnia, więc pewnie wszystko co macie, to jakiś stary rogalik” – ironizował. – Podejrzliwie patrzą się, gdy się dowiedzą, że za bilet wstępu trzeba zapłacić. A jak już zobaczą ekspozycję, to nie chcą wychodzić. Siedzą nawet godzinę, a jak przyjdzie jakiś były marynarz, to jeszcze dłużej. Zwykło się mówić, że gadatliwe są kobiety, ale to nie prawda – najbardziej gadatliwi są marynarze – dodawał.
Kolos zwodowany w Szczecinie
Był 17 maja 1975 roku, gdy w szczecińskim porcie zwodowany został statek Trzyniec. W uroczystości brało udział wielu pracowników Huty Trzynieckiej, a butelkę szampana na jego rufie rozbiła pracownica huty Eva Klepáčová. Pozostałości butelki znajdują się w Muzeum Miejskim w Trzyńcu.
Budowa jednostki pochłonęła 130 milionów czechosłowackich koron. Była długa na 200 metrów, szeroka na 25, a wysoka na 16. Ważyła 8500 ton. – Statek nie posiadał żadnego własnego sprzętu do przeładunku – dźwigów czy innych urządzeń. Służył wyłącznie do transportu ładunków sypkich – przede wszystkim rudy żelaza, ale też na przykład zboża – opowiadał Žižka. Trzyniec pływał po wodach całego świata – swój pierwszy rejs, jeszcze w 1975 roku, odbył do Brazylii, a w kolejnych latach odwiedził wszystkie kontynenty.
Pierwszym kapitanem Trzyńca był wciąż żyjący Vladimír Podlena, urodzony w 1939 roku. Na statku służbę pełniło 27 marynarzy. – Czasami liczba osób znajdujących się na pokładzie była większa, ponieważ marynarze mogli zabierać ze sobą rodziny – swoje żony, a nawet dzieci – mówił kurator muzeum.
Co ciekawe, gdy przewożono statkiem rudy żelaza, to z racji na wagę ładunku wykorzystywano tylko niektóre ładownie. W pozostałych marynarze grali w piłkę nożną czy tenis.
Trzyniec ma wrócić do „domu”. Jeszcze w tym roku
Obecnie statek należy do holenderskiej spółki i pod nazwą Marcor Bulk jest zacumowany w Rotterdamie. Pełni funkcję magazynu i jest przeznaczony do rozbiórki. Władze miasta Trzyniec jednak zabiegają o to, by poszczególne jego części zostały do niego sprowadzone. Do miasta miałby trafić między innymi mostek kapitański, który jest w praktycznie nienaruszonym stanie. – Statek obecnie wygląda tak, jakby załoga przed chwilą z niego wyszła na ląd i miała wrócić. W szafkach znaleźliśmy robocze ubrania, świetlówki, różne narzędzia – opowiadał Žižka.

Prezydentka miasta Věra Palkovská mówiła, że w sprowadzeniu statku do Trzyńca kluczowe jest pozyskanie funduszy na całą logistykę. – Jesteśmy w bliskim kontakcie z holenderską ambasadą, wspierają nas też byli i obecni czescy ministrowie transportu – pan Havlíček i pan Kupka. Skontaktowałam się także z trzema partnerami: panem Čvrčkiem odpowiedzialnym za projekt CirkAreny, który chciałby pewne elementy kajut zaprezentować na wystawie i wesprzeć finansowo projekt; Hutą Trzyniecką, która chce nabyć pewne części statku; a także z województwem morawsko-śląskim, którego władzom też bardzo podoba się ten projekt – mówiła.
Kiedy Trzyniec może wrócić do domu? Jak wyjaśniała Palkovska, w marcu lub kwietniu ma dojść do spotkania osób zaangażowanych w projekt z ambasadorem holenderskim w Czeskiej Republice, a potem delegacja z miasta ma się udać do Rotterdamu, by omówić szczegóły transportu. Demontaż jednostki potrwa do czerwca, a już latem poszczególne elementy łodzi będą mogły być transportowane do Czech. – W październiku moglibyśmy zorganizować już kilka uroczystości związanych z powrotem statku do „domu” – przyznała prezydentka.
Wyjątkowy prezent dla miasta
Do radnych i prezydentki miasta zwrócił się także Martin Bednář, wiceprzewodniczący Czeskiego Towarzystwa Żeglugi. – Mam pewien wyjątkowy dar – to flaga Czechosłowackiej Żeglugi Morskiej z pokładu Trzyńca. W muzeum mamy trzy takie oryginalne egzemplarze, a to jest czwarty. Ona symbolizuje drugą co do wielkości największą flotę świata wśród państw śródlądowych – 44 statki i 3,5 tysiąca czechosłowackich marynarzy. Każdy z nich był z niej dumny, bo świadczyła o profesjonalizmie i pasji – wyjaśniał.











