Halina Szczotka
E-mail: halina.szczotka@zwrot.cz
Dziś zapraszam na podróż w czasie – do lat przełomu wieków XIX i XX, na dalekie kresy Rzeczypospolitej, gdzie we wsi Tymoszówka mieściła się rodzinna siedziba rodu Szymanowskich. Wydana przed niespełna 100 laty, w roku 1935, książka Zofii Szymanowskiej „Opowieść o naszym domu” w tym roku doczekała się kolejnego wydania.
Rodzina, której najbardziej znanym członkiem był Karol Szymanowski, jeden z najwybitniejszych polskich kompozytorów i pianistów, na pewno zasługuje na uwagę. Karol, nazywany przez bliskich Katotem, nie był jedyną ciekawą osobistością w tej familii. W opowieści jego młodszej siostry Zofii nie znajdziemy jednak zbyt wielu faktów biograficznych o Karolu Szymanowskim czy jego rodzeństwie, również utalentowanym artystycznie. Tę książkę czyta się dla pięknych, poetyckich opisów domu rodzinnego i beztroski młodzieńczych lat, dla sentymentu do czasów dawnych i atmosfery szlacheckiego dworu i kultury polskich Kresów.
Położona na południowy wschód od Kijowa malownicza Tymoszówka to wieś jakby wyjęta z powieści sienkiewiczowskich. Usytuowana była w samym sercu Zaporoża, niemalże u wylotu dzikich stepów Chersońszczyzny. Aż do II Rozbioru Polski tereny te należały do Rzeczypospolitej Polskiej, a zamieszkiwała je fascynująca etnicznie mozaika ludności złożona z Polaków, Rusinów, Rosjan, Ormian, Niemców i Żydów. Stojące pośrodku wsi ukraińskie siedlisko Szymanowskich, Tymoszówka, stanowiło przykład typowego kresowego dworku szlacheckiego.
Zofia tak opisuje dom rodzinny: „Dom tymoszowiecki był wielki i trochę mroczny. Szeroki korytarz ciągnął się jak kręgosłup przez całą długość domu. […] Dom był parterowy, z jasnym dachem, z jednej strony otoczony lipami, z drugiej osłaniały go również lipy i dwa stare orzechowe drzewa, osypane owocem co roku. Przez całą prawie długość domu, od zachodniej strony, ciągnęła się biała weranda, gęsto dzikim winem obrosła. […] W starym rzeźbionym gdańskim kredensie, otwieranym ćwierćmetrowym kluczem, i w równie starej, rzeźbionej cechowej skrzyni, spoczywały sobie bezpiecznie „pamiątki”. […] W sali jadalnej wisiały portrety. Byli tam biskup i prałat, piękne młode damy o białych szerokich dekoltach i najstarszy, znany nam z portretu pradziad — Maciej Korwin-Szymanowski, kasztelan rawski, poseł do Rzymu z ramienia króla Władysława IV.”
Tymoszowiecki dwór był enklawą polskości i wyrafinowanej kultury, bo chociaż najbliższa stacja kolejowa w Kamionce oddalona była o 9 kilometrów, a jedyne większe miasto, Elizawetgrad, aż o 70 km, tętniło tu wyrafinowane życie intelektualne, dochodziła prasa i nowości wydawnicze. W dworku gościły też ciekawe osobistości, które Zofia chętnie wspomina na kartach książki – Artur Rubinstein, pianista żydowskiego pochodzenia, czy kuzyn młodych Szymanowskich, Jarosław Iwaszkiewicz. Dom pełen był muzyki i sztuk pięknych, bo każde z rodzeństwa było w jakiś sposób utalentowane. Feliks został pianistą, Karol – kompozytorem, Zofia – pisarką i tłumaczką, Stanisława – śpiewaczką. Najstarsza, Anna, absolwentka wydziału malarstwa, z życiowej konieczności podjęła pracę archiwistki.
Nie brak uroku tej książce, lirycznym, sentymentalnym opisom spokojnie płynących w Tymoszówce dni, wspomnień ukochanego domu i rodziny, domowników i gości. Zofia wspomina ludzi (oraz czworonożnych mieszkańców dworu), zapachy i dźwięki. W jakiś niepojęty sposób potrafi opisać zapach świątecznych mazurków unoszący się w pomieszczeniach dworu, upajającą woń róż pnących się po werandzie, a nawet śpiew, który niósł się po ogrodzie. Tu, w Tymoszówce, na chwilę zatrzymał się czas, a takie opowieści mają szczególną siłę przyciągania. Nie dajmy się jednak zwieść. Historia nienachalnie wyziera z każdej niemal strony tej książki, aż do smutnego finału, bo dzieje źle obeszły się z tymoszowieckim dworem.
Rodzina musiała opuścić siedzibę rodową w październiku 1917 roku. W czasie rewolucji bolszewickiej dwór zamieniony został w zgliszcza i ugór. W 1918 roku, decyzją Traktatu Wersalskiego, ziemie te nie weszły w skład odrodzonej II Rzeczpospolitej. Po Tymoszówce zostało kilka pożółkłych zdjęć.
Nawet jednak tragiczny koniec dworu nie zasłużył sobie na choćby krótki opis w tej książce. W końcu fakty historyczne nie były tu istotne. Zofia Szymanowska napisała opowieść pełną ciepła, starając się zachować przede wszystkim dobre wspomnienia, tak jak to robi większość z nas, przypominając sobie dom rodzinny i czasy dzieciństwa. Udało się jej jednak coś, co rzadko komu może się udać – osobiste, pełne dygresji i, wydawałoby się, mało znaczących szczegółów wspomnienia potrafią jeszcze dziś pobudzić wyobraźnię czytelników tak, że Tymoszówka, jej mieszkańcy i atmosfera żywo stają im przed oczami.
Elżbieta Przyczko
Tagi: Karol Szymanowski, Tymoszówka