Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
Już dziś niektórzy pracownicy mogą wrócić do pracy w państwach sąsiednich. Jednak nie wszyscy. Niektórzy, jak pracownicy medyczni, nadal nie mogą przekraczać granicy bez obowiązkowej kwarantanny. Ci pracownicy, którzy mogą przekroczyć granicę, muszą mieć negatywny wynik testu na koronawirusa, a jego cena jest dla wielu bardzo wysoka. A są też ludzie, którzy już nie mają do czego wracać.
Pracownicy, którzy w ramach protestu spacerowali pomiędzy granicznymi mostami przed tygodniem, w niedzielę 3 maja również wybrali się na spacer, pokazując, że ich problemy nie zostały całkiem rozwiązane.
– Mógłbym jutro iść do pracy. Tyle, że żyłem od wypłaty do wypłaty, miałem oszczędności, które ledwie wystarczyły mi na przeżycie tego ponad miesiąca, kiedy nie pracowałem i teraz najzwyczajniej nie mam 600 zł, by zapłacić za test – mówi górnik z Cieszyna. A jeśli chce wrócić do pracy i wjechać na teren Czech, negatywny test na koronawirusa mieć musi.
Dwie młode kobiety idąc wzdłuż Olzy, rozmawiają. – Moja koleżanka we wtorek dostała wypowiedzenie, więc dla niej jest już za późno. W dodatku nie może liczyć na żadną pomoc w ramach tarczy antykryzysowej – mówi jedna z nich. W tle z niesionego przez jednego z pracowników megafonu rozlega się jakby w odpowiedzi: „Tarcza antykryzysowa to jeden wielki durszlak!”. I sypią się kolejne problemy, które pozostały nadal nierozwiązane.
To, że zostały otwarte granice dla pracujących, wcale nie znaczy, że problem zniknął. Są ludzie, którzy zostali zwolnieni, są tacy, którzy stracili mieszkania i zostali bez jakiejkolwiek pomocy.
– W skutek tego, że zostałem bez pracy, musiałem zrezygnować z mieszkania. Gdyby nie moja matka, byłbym na ulicy. A mój pracodawca już na mnie nie czeka, bo na moje miejsce w tym czasie znalazł kogoś innego – mówi inny Cieszyniak, który pracował tuż za graniczną Olzą.
– Oczekujemy od rządu konkretnego planu pomocowego dla strefy przygranicznej, gdzie ludzie stracili prace, pozamykali firmy, które opierały się na współpracy transgranicznej – mówią protestujący.
Dochodzą do tego problemy podzielonych rodzin, dzieci, których rodzice nie są razem i mieszkają po różnych stronach granicznej rzeki.
– Rozeszliśmy się z mężem. Ale syna nigdy nie zostawił, dbał o kontakt z nim, zabierał na weekendy. Teraz nie ma takiej możliwości, bo on mieszka po tamtej stronie, my po tej – skarży się matka kilkulatka, któremu trudno wytłumaczyć, dlaczego tatuś już go nie zabiera.
– Po studiach w Krakowie wróciłem nad Olzę, ale zamieszkałem na prawym brzegu. Nigdy nie przypuszczałem, że nie będę mógł odwiedzić mieszkających w Łomnej rodziców – żali się inny spacerowicz.
A nad tłumem spacerujących powiewają flagi. W zdecydowanej mniejszości biało-czerwone, w przewadze niebieskie ze złotym orłem – symbol jedności funkcjonującego jako jeden region przez setki, podzielonego granicą raptem równe 100 lat temu Śląska Cieszyńskiego, którego spójność odbudowywano przez ostatnie kilkanaście lat, kiedy Polska i Czechy weszły do Unii i Schengen.
– Nie jesteśmy ani z prawej strony, ani z lewej! Jesteśmy ludźmi pracy – podkreślał aktywista z tubą w ręce, upominając wszystkich, że nie ma zgody, by ktokolwiek pod protest podpinał polityczne rozgrywki.
– Oczekujemy od rządu konkretnych rozwiązań które pozwolą pracownikom i przedsiębiorcom wrócić do pracy i godnie zarabiać na życie!
Niebiesko-żółte i biało-czerwone flagi po czeskiej stronie
Niedzielny protest po czeskiej stronie był mniej liczny, jak ten przed tygodniem. Czy miała na to wpływ deszczowa pogoda, czy może fakt, że Polska umożliwiła przekraczanie pracownikom granicy bez obowiązkowej kwarantanny, trudno ustalić.
Ciekawe natomiast było to, że protestujący po czeskiej stronie nie krytykowali zbyt głośno tego, że to właśnie czeski rząd upiera się na testy raz w miesiącu. Choć w prywatnych rozmowach zwracali uwagę na absurdalność tej sytuacji: – Przecież test mnie nie ochroni. Mogę zachorować kiedykolwiek po jego zrobieniu. Do czego potrzebny im jest raz w miesiącu, nie rozumiem – denerwowała się młoda dziewczyna.
Protestujący pod flagami biało-czerwonymi krytykowali rząd polski, ci pod flagami ze złotym orłem starali się podkreślać, że Śląsk Cieszyński to jeden organizm, który ponownie został podzielony granicą.
– Ja to przeżywam już drugi raz. W latach osiemdziesiątych zostałem po tamtej stronie, a moja żona z dzieckiem po tej – tłumaczy starszy mężczyzna, który dziwi się, że na proteście nie ma więcej seniorów, którzy przecież mają rodziny po drugiej stronie granicy.
(indi, hs)
Zdjęcia z polskiej strony
Zdjęcia z czeskiej strony
Tagi: Kolumnada Reistna, Spacery ze "Zwrotem"