Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
Dzień Scrabble przypada na 13 kwietnia. Jak podaje „kalendarz świąt nietypowych”, nie mogło w nim zabraknąć tej kultowej gry, wymyślonej przez Alfreda Buttsa w 1931 roku.
„Jej ogromną popularność potwierdza choćby fakt, że organizuje się mistrzostwa świata w Scrabble. Tworzenie słów to świetna zabawa, dlatego dziś warto zagrać z rodzinką albo przyjaciółmi.” – czytamy w kalendarzu. A czy faktycznie gra ta jest tak popularna? W naszym regionie niekoniecznie, ale mimo to znaleźliśmy cieszyniankę, która się nią pasjonuje i grywa w nią regularnie. Z Ireną French z Cieszyna rozmawia Beata (indi) Tyrna.
Szczerze mówiąc to nie odniosłam wrażenia, żeby ta gra była szczególnie popularna u nas. Skąd więc twoja fascynacja?
Początki były urocze: na 30. urodziny dostałam od męża polską wersję scrabble, a od teściowej – angielską. Obie jednego dnia! I przyznaję, że uwielbiam je do dziś, a trochę czasu już minęło… Początkowo był to poniekąd nałóg, ale powiedzmy, że z w wiekiem staramy się jakoś opanowywać swoje nałogi.
A znałaś tę grę wcześniej?
Wydaje mi się, że nie. Mogłam ją widzieć w Anglii, ale w Polsce na sto procent jej nie znałam. Być może było to tak, że zobaczyłam ją w Anglii i stąd ten prezent, że mnie zainteresowała. To było już dawno, więc nie pamiętam…
Ale jednak okazało się, że jest i polska wersja.
Ba! Nie tylko polska. Raz próbowałam zagrać po czesku. Ale to była absolutna tragedia! Tych znaków diakrytycznych jest pełno, plus odmiany, a ja jestem za słaba z czeskiego, więc to był serio koszmar!
Czyli zafascynowała cię gra w polskiej wersji. No ale co wtedy z mężem – Anglikiem?
Kiedy zaczęliśmy grać po polsku, z zaskoczeniem przyjmowaliśmy fakt, że najczęściej wygrywał mój mąż – Anglik.
Jak to możliwe?
Powody były przynajmniej dwa. Po pierwsze polski był dla niego językiem obcym, którego się uczył, a ucząc się języka obcego, studiujemy jego strukturę, poznajemy go inaczej niż język ojczysty. Rozkładamy go na czynniki pierwsze. Kiedy gram w angielskie scrabble, czasami układam jakieś krótkie słowo, którego nie znam i nigdy nie widziałam, ale wydaje się bardzo prawdopodobne i okazuje się, że ono istnieje! Trochę to ryzykowne, ale różnica między grą po polsku i angielsku jest wielka.
I tu chodzi nie tylko inne litery i inną ich punktację. W polskim znając jeden wyraz możemy ułożyć mnóstwo jego form. Najlepszym przykładem są czasowniki, które odmieniają się przez osoby, rodzaje, liczby, tryby, czas, mają jeszcze przedrostki, więc form jest pełno! Piszę, napisałeś, pisalibyśmy, odpisz, spisała itd.
W angielskim jest trudniej, bo czasowniki mają w najlepszym razie trzy formy i literkę -s w trzeciej osobie liczby pojedynczej (write/writes, written, wrote), jeden czy dwa przedrostki i koniec. Rzeczownik w polskim odmienimy przez przypadki i liczbę, w angielskim tylko przez liczbę, ale w sposób najprostszy – dodajemy -s (ewentualnie -es). Więc ze słowa 'pies’, odmieniając je, zbudujemy w polskim kilkanaście form (!), a z angielskiego słowa 'dog’ – właściwie tylko liczbę mnogą 'dogs’ i tyle…
Więc mój mąż – patrząc na język strukturalnie poznał wszystkie, no może prawie wszystkie reguły gramatyki i słowotwórstwa, i dlatego z nami wygrywał! W angielskim do gry potrzebny jest wielki zasób słów, bez niego jest krucho, dlatego czasami te słowa jakoby wymyślam, ale trafnie!
Po drugie, a to już taka smutna sprawa, wydawało mi się na początku, że tworzenie pięknych, wieloliterowych słów, które jeszcze ułożą się wspaniale choćby wzdłuż istniejącego już słowa, wygląda mistrzowsko! Tymczasem wygrywa ten, kto uzbiera najwięcej punktów, a nie ten kto zachwyca formami… Więc można położyć jedną czy dwie literki i zdobyć więcej punków niż ten, kto położy pięć czy sześć! Oczywiście najbardziej punktowane jest wyłożenie jednoczesne wszystkich siedmiu liter, za co otrzymuje się 50 punktów premii, ale to nie zdarza się za często.
Skomplikowane to… a tu, w Cieszynie masz z kim grać?
Jak już pokochałam scrabble, to od tamtego momentu zamęczam nimi wielu moich znajomych i przyjaciół – vide fotografia! Wielu jest zaskoczonych, że z danych liter można ułożyć tyle słów! Niektórym granie się spodobało! I powiedziałabym, że spodobało się Jotowi – Jarkowi Drużyckiemu. Bardzo szybko zorientował się w czym rzecz, może i za szybko, bo ja jednak lubię wygrywać! Nie jeżdżę na turnieje, tam grają mistrzowie, poza tym wolę to traktować jako spotkanie ze znajomymi, a nie grę samą w sobie. Dlatego nie gram z anonimowymi graczami w internecie.
Cóż… Jot w szpitalu usiłuje „wylizać się” po ciężkim wypadku, córka w Walii na studiach, a i tak z powodu pandemii nie można spotykać się ze znajomymi. Czyli jesteś chwilowo pozbawiona swojej ulubionej rozrywki?
Ależ nie. Właśnie umówiłam się z kilkoma znajomymi i moją córką, że w ramach urozmaicenia czasu kwarantanny zagramy przez internet, ale po angielsku. Moja córka zaczęła grać, co tam grać… ona zaczęła wygrywać! I to w obu językach! Natomiast najlepszy gracz, jakiego spotkałam, niestety odszedł – w zeszłym roku zmarł Alfred Znamierowski. To był mistrz! Kiedyś we czwórkę – z Jotem oraz Fredem i jego żoną Beatą graliśmy… przez całą prawie noc. Powiedzmy, że skapitulowaliśmy koło piątej nad ranem. Większość z tych kilku partii wygrał Fred, ale emocje były jedyne w swoim rodzaju! Szkoda, że tego już nie powtórzymy.
Z Twoich wypowiedzi wynika że to niezwykle wciągająca gra…
Bardzo! Założyłam się kiedyś z przyjacielem, kto z nas ułoży inne słowo (oczywiście żadnych skrótów i nazw własnych) z zestawu siedmiu liter, jakie tworzą wyraz CIESZYN. I udało się! Ale nie wyjawię, jakie to słowo. Proszę spróbować, może jest ich więcej?
No to niech teraz Czytelnicy mają łamigłówkę 😉 A tobie dziękuję za przybliżenie tej chyba jednak mało znanej w naszym regionie gry.
(indi)
Tagi: Dzień Scrabble, Irena French, Scrabble