indi
E-mail: indi@zwrot.cz
4 marca imieniny obchodzi m.in. Kazimierz. Od czterystu lat w Wilnie odbywają się tego dnia tradycyjne odpustowe jarmarki.
Tradycja ta wyszła już daleko poza Wilno. Obecnie Kaziuki, bo tak nawyzywany jest ów jarmark, organizowane są także w innych miastach Litwy, a także np. w Grodnie na Białorusi. A od kilku lat zwyczaj za sprawą mieszkających tam Polaków pochodzących z Wilna lub ich potomków przywędrował również do Polski. I tak kaziuki obecnie organizowane są np. w Poznaniu, Szczecinie czy Białymstoku.
Współcześnie Kaziuki to trzydniowy kiermasz odbywający się w różnych miejscach miasta połączony z występami artystycznymi. Znajdziemy na nim wiele ciekawych wyrobów rzemiosła ludowego i artystycznego. Ale nie tylko. Jak wyglądają współczesne wileńskie kaziuki, opowiada Wojciech Jankowski z Warszawy, który był na tej imprezie 4 lata temu.
Kaziuki z warszawskiej perspektywy
„Jarmark już dawno zatracił charakter ludowy. Można jeszcze kupić kosze wiklinowe i sławne palmy wileńskie, ale coraz więcej tu współczesnych produktów, również takich, których nie spodziewalibyśmy się na Kaziukach.
Prospekt Giedymina (gdzie odbywa się jarmark) jest kompletnie zapchany. Ludzie idą powoli, trudno przyspieszyć kroku w tłumie. Trzeba wytężyć wzrok, żeby odnaleźć palmy wileńskie na tym gigantycznym jarmarku. Produkty spożywcze za to są wszystkie, które możemy sobie wymarzyć, albo takie, o których nigdy nie słyszeliśmy. Cudowny litewski chleb: wersja kobieca z owocami i męska z czosnkiem i słoniną. Produkty z miodu. Grzane piwo, grzana gyra, czyli kwas chlebowy. Sosy i pasty z czosnku. Kawa z palonych żołędzi.
Nie sposób oprzeć się wszystkiemu, ale nie da się kupić wszystkiego. Następna okazja będzie za rok… jest tylko jeden czynnik powstrzymujący przed zakupami. Królestwo euro dotarło i do Wielkiego Księstwa. Niewinne z pozoru ceny, po przeliczeniu na złotówki, nie mówiąc o hrywnach, przybysza z daleka potrafią przerazić.
Kuszą prywatne, małe, rodzinne browary. Piwa żywe, niepasteryzowane o smaku tak przednim, że wszystkie korporacyjne produkty chmielowe nie mają szans na konkurencję. Polskie oko gubi się w nazwach litewskich. Już wiem, że moje ulubione nazywa się kvietinis – piwo pszeniczne. Odczuwam ogromną pokusę, żeby od razu napić się piwa, ale chyba na Litwie nie jest to w dobrym tonie. Nie widzę nikogo pijącego piwo z butelki, chociaż stragany z piwem są na każdym kroku. Wreszcie zobaczyłem kogoś popijającego cudowny trunek z flaszki… Mówił po rosyjsku.
Na jednym ze straganów rozpoznaję konopie. Należy zadać pytanie, czy indyjskie, czy lokalne. Można nabyć olejek z konopi, suszone konopie na wywar… wyglądają raczej, jak by były do palenia. Nawet jeśli to nie są indyjskie konopie, to sprzedawcy wyglądają na takich, co od czasu do czasu lubią zapalić nielegalne indyjskie konopie. Na kolejnych straganach znów pojawiają się produkty z podejrzanej rośliny: napar z herbaty – smaczny, olejek – gęsty, mielone konopie – fantastyczne.
Wszyscy zachęcają do próbowania ich towarów z pewnym natręctwem. Bywają natarczywi, a gdy odpowie się ačiu (dziękuję) i idzie się dalej, w ich oczach jest widoczne rozczarowanie. Gdzieś litewska oschłość i małomówność ginie. Są gadatliwi i kontaktowi. Mają tylko trzy dni na sprzedanie towaru. Druga taka okazja będzie za rok.
Na jednej z bocznych „uliczek” bazarowych jest wyspa polsko-ukraińska. Obok siebie stoją stragany z ukraińskimi wyszywankami, rękodziełem z Ukrainy, słodyczami. Nieopodal polskie wyroby z drewna z Białowieży, polskie słodycze – nad straganem widnieje napis „krówki” i… baklawa z Polski. Polsko-turecka piekarnia z Warszawy sprzedaje baklawę z powodzeniem. Kontaktują się z klientami po angielsku i są zadowoleni. Litwini kupują tureckie słodycze. Kupują również wyroby z drewna, ale Polacy musieli zaniżyć cenę w porównaniu do Polski. Pomimo to są zadowoleni. Warszawiacy sprzedający słodycze z Polski narzekają – Litwini nie chcą kupować polskich produktów, gdy usłyszą, że towar jest z Polski, potrafią zostawić zakupy i sobie pójść. Nie wiedzą, czy przyjadą za rok.
W niedzielę po południu tłum rzednie. Wystawcy powoli zaczynają zwijać stragany. Jeszcze kilka godzin korków w Wilnie i wszystko wróci do równowagi.”.
Tyle współczesnych kaziuków w relacji Wojciecha Jankowskiego. Sięgając do historii warto wspomnieć, że Kaziuki rozpoczynały się już 3 marca nieszporami w katedrze. 4 marca w katedrze oraz w kościele św. Kazimierza odprawiano uroczyste msze. A później ulicami Wilna przechodziła procesja, wzorowana na tej z dnia kanonizacji św. Kazimierza w 1604 r. W czasach późniejszych procesja przekształciła się w pochody z kuglarzami i przebierańcami na czele. W okresie międzywojennym pochód otwierał przebrany za św. Kazimierza wilnianin.
Święty Kazimierz
Na koniec warto jeszcze wspomnieć dlaczego w Wilnie tak hucznie obchodzony jest dzień wspominania św. Kazimierza. Otóż Święty Kazimierz – czyli Kazimierz Jagiellończyk – był pierwszym litewskim świętym. Był polskim królewiczem, synem Kazimierza IV Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki. Urodził się 3 października 1458 w Krakowie, zmarł 4 marca 1484 w Grodnie. Od 1481 był namiestnikiem królewskim w Koronie Królestwa Polskiego.
Jako święty Kościoła katolickiego został patronem Polski i Litwy. Zmarł w młodym wieku na gruźlicę, i, jak podaje Wikipedia „Śmierć młodego księcia wzbudziła w Polsce i na Litwie poruszenie. Pojawiły się sławiące królewicza wypowiedzi i epitafia. Niewątpliwie w staraniach o kanonizację Kazimierza poważną rolę odegrał aspekt polityczny. Chrześcijańska od stu lat Litwa nie miała świętego patrona rodzimego pochodzenia.
Możnowładcy litewscy dobrze wspominali królewicza (był ich kandydatem do wielkoksiążęcego stolca). Święty wywodzący się z ich rodu dodałby również splendoru dynastii Jagiellonów. Młodo zmarły, mający opinię sprawiedliwego i pobożnego królewicz, wyśmienicie nadawał się do spełnienia obu z tych ról. Wśród rycerstwa polskiego i litewskiego biorącego w czasie wojny litewsko-moskiewskiej udział w wyprawie z odsieczą Połockowi w 1518 r. pojawiły się opowieści o pomocy zmarłego królewicza, który miał się pojawić na chmurze i pokazać dogodne brody na Dźwinie. Dało to Zygmuntowi Staremu dodatkowy atut w staraniach o wyniesienie brata na ołtarze.”
(indi)
