Halina Szczotka
E-mail: halina.szczotka@zwrot.cz
CIESZYN / „Spacerowaliśmy po zamku lub parku od szóstej rano do szóstej wieczór. Wieczór zmieniali nas inni, a my odchodziliśmy do mieszkańców miasta, gdzie były naturalnie ładne damy i hulali.
Po kilkudniowej służbie poszedłem z drugiemi dywizyjnymi ordynansami na nocną zabawę i spałem tam też, kiedy nasze sławne sokoły odleciały jak orły na granicę Bukowińsko – Bezarabską.
Ja nowinę tą usłyszałem dopiero rano, jak się przebudziłem. Żegnając się z obywatelami tego domu udałem się do kancelarii batalionu a tu niestety kancelaria batalionowa także wyjechała. Został tylko jeden sierżant batalionowy, z praniem batalionowym, który zgodził się mój rynsztunek zawieźć na miejsce ku swoim i mnie także zawieźć, jeżeli będę o godzinie wpół do jedenastej obecny, to jest jak będzie wyjeżdżał.
Ja, nieprzyzwyczajony do punktualności przyszedłem po bawieniu w jednej restauracji o pół godziny później na opróżnione już miejsce. Zlekceważyłem ten przypadek i postanowiłem zostać do następnego dnia w owym mieście udając się do knajpy by zabawić się z kelnerką”.
Fragment Haška? Nie! Pamiętnika legionisty z Karwiny. Nic zatem dziwnego, że poświęconą rękopiśmiennym zapiskom z lat 1900 – 1918 prelekcję z cyklu „Cymelia i osobliwości ze zbiorów Książnicy Cieszyńskiej” zatytułowano „Bohater czy cieszyński Szwejk? Pamiętnik legionisty z Karwiny”. Prelekcję wygłosiła Anna Maria Rusnok z Książnicy Cieszyńskiej.
Ci, którzy w piątkowe popołudnie 20 lipca przyszli do Książnicy Cieszyńskiej, wysłuchali niezwykle barwnych wspomnień Szczepana Koppela, które ten skrzętnie notował od momentu rozpoczęcia nauki w szkole powszechnej aż do końca wojny.
I to notował szczerze i starannie, nie pomijając najwyraźniej żadnych szczegółów swych przygód. A przyznać trzeba, że życie wiódł nader barwne, a spotykające go przygody godne były powieściowego „Szwejka”.
Warto zaznaczyć, że pochodził z górniczej rodziny. W szkole powszechnej w Karwinie uczył się krótko. Rychło trafił wpierw na rok na służbę jako pasterz w Łąkach, później pracował w różnych zawodach, aż trafił do górnictwa.
Mając 16 lat, z tego ponad dwa przepracowane w kopalni, doszedł do wniosku, że skoro jego koledzy których pamiętał z szóstej klasy, zdołali jakoś wydostać się z biedy i wykształcić się w różnych zawodach rzemieślniczych, to i on też może swe życie polepszyć.
Chciał zostać kelnerem i w tym kierunku konsekwentnie dążył przez kolejne lata, kształcąc się pilnie. Uczył się też się angielskiego. Ale, jak pisał w pamiętniku, naukę tę zaniechał z powodu… zatonięcia Titanica na którym planował się nająć…
W swych pamiętnikach Koppel opisuje drogę swej kariery od kelnera do restauratora (przez dwa lata przed wojną prowadził własny interes), a także swe liczne romanse, które zaprowadziły go do… Legionów Polskich.
I tu zaczyna się właściwa część pamiętnika, czyli wojna. Zapiski z czasów wojny też pełne są osobistych opowieści autora, świadczących, że i na froncie wiódł bogate życie towarzyskie i nader rozrywkowne, co zawdzięczał funkcji ordynansa.
Spacerował po parku, chadzał na nocne zabawy. I dopiero jak już całkiem „przegiął” z hulankami, które niczym u powieściowego Szwejka sprawiły, iż przegapił odjazd swego pułku, zdegradowany do szeregowca miał okazję wykazać się na froncie.
– W momencie, jak już trafił na front i miał możliwość się wykazać, to chyba równie szczerze pisał o dokonaniach i przeżyciach na froncie, jak wcześniej o swych przygodach restauracyjnych i damsko-męskich – stwierdza Anna Rusnok z Książnicy, podkreślając, że pamiętnik taki jest cennym źródłem wiedzy.
Historię Legionów Polskich w pierwszej wojnie światowej znamy dość dobrze i wiemy jak Legiony powstawały, od Pierwszej Kadrowej Piłsudskiego po ostateczne sformowanie się I i II Brygady Legionów, wiemy kto dowodził poszczególnymi jednostkami i jakie były ich losy. W licznych wydawnictwach dotyczących tej tematyki można prześledzić szlaki bojowe poszczególnych pułków a także przebieg najważniejszych bitew i poznać liczby strat po obu stronach frontu.
A jednak, czytając nawet najlepiej udokumentowane opracowania, nie dowiemy się wszystkiego. Każdy oddział wojska składał się przecież z pojedynczych ludzi. O tym, co czuli, jak przeżyli działania wojenne, przemarsze, bitwy, choroby, rany, śmierć kolegów, niewolę, możemy dowiedzieć się tylko z ich osobistych relacji – zwraca uwagę Rusnok.
I właśnie taką wiedzę znajdziemy w pamiętniku z frontu Szczepana Koppla. Choć tego typu zapiski zazwyczaj robili przedstawiciele inteligencji, to Koppl był przecież prostym synem górnika.
Jako szeregowiec autor pamiętnika brał wielokrotnie udział w straży bojowej. Zaznał też deszczu i zimna w okopach, a także ostrzeliwania przez nieprzyjaciela. Po czasie spędzonym na froncie znów miał okazję być ordynansem dywizyjnym. Jednak tylko na krótki czas odpoczynku, po którym przyszło mu znów wrócić do okopów.
„Tylko wierzący w opowieści biblijne może sobie przedstawić, że to było coś takiego, jak w dzień śmierci Chrystusa” – pisał o przeżyciach z okopów. Zapiski z ostatniego roku wojny także opisują ciężką fizyczną pracę.
„Postanowiłem być człowiekiem prawdomównym, poważnym i bardzo starannym” – zanotował na końcu zeszytu Koppel. – Co mu się raczej udawało, bo cały pamiętnik wydaje mi się, że jest bardzo prawdomówny – podsumowała Rusnok dodając, że autorowi z Karwiny faktycznie ze Szwejka można przypisać spokój, zaradność, umiejętność odnalezienia się w trudnych sytuacjach, a także skłonność do zabaw.
(indi)
Tagi: Książnica Cieszyńska, Legiony Polskie, Szczepan Koppel