Halina Szczotka
E-mail: halina.szczotka@zwrot.cz
CZESKI CIESZYN / CIESZYN / Gadzio (gadżo) w języku romskim znaczy „obcy”, „nie-Rom”. Pejoratywnie oczywiście. Gadziem jest pochodzący z Brna 33-letni reżyser Tomáš Kratochvíl z czeskiej telewizji.
Historia, w której jest jednocześnie aktorem i bohaterem, zaczyna się od jego rozwodu. Aby zmienić środowisko i przestać myśleć o byłej żonie, wyjeżdża do Uścia nad Łabą i zamieszkuje w zdominowanej przez Romów dzielnicy Předlice w rodzinie Jardy. Wchodzi w układy z miejscowymi, a jednocześnie jest świadkiem narastania „kryzysu romskiego” w północnych Czechach w latach 2012-14.
Swą opowieść Kratochvíl ubrał w szaty reportażu. A właściwie jest to dziennik filmowy prowadzony za pomocą jednej kamery, raz umieszczonej na statywie, innym razem na ręcznym wysięgniku.
Ale w tym prowadzonym skrupulatnie diariuszu nie zobaczymy wszystkiego, ale jedynie to, na co mu pozwolono – co sam przyznał podczas rozmowy z widzami po projekcji.
To nie on miał wpływ na to, kto będzie jego cicerone po cygańskim świecie.
– To nie ja ich wybrałem, tylko oni mnie wybrali, Romowie nie lubią dziennikarzy i trudno im się dziwić, i Jarda był jedynym, który zgodził się mnie przyjąć.
Ale Jarda to elita tej předlickiej społeczności. Jarda to człowiek sukcesu. W przeszłości trudnił się przemytem, a teraz wynajmuje mieszkania.
– Inni członkowie tej wspólnoty nie zgadzali się na filmowanie. To są ludzie biedni, tej biedy się wstydzą. Mają zepsute zęby, źle mówią po czesku, ubierają się biednie. I nie wszyscy mnie przyjeli przyjaźnie.
Zatem obraz jest nieco powierzchowny, ale – z drugiej strony – ilu „białych” miało okazję przekroczyć mur „cygańskiego getta”?
W filmie pada sporo słów, nie tylko Romów, ale i mieszkańców miast i miasteczek, gdzie dochodziło do antyromskich wystąpień, członków Dělnickéj strany oraz społecznych aktywistów broniących Romów.
Reżyser nie stara się być obiektywny. Więcej – jak tylko może ingeruje w życie swoich cygańskich przyjaciół, prowokuje. Dokładnie pokazuje, że i Romowie nie są wolni od stereotypów wobec swych „białych” sąsiadów. Chce doprowadzić do ich spotkania z lokalnym działaczem nacjonalistycznym, ten się zgadza, oni – poza Jardą – nie.
Stara się zedrzeć maskę pustych deklaracji, którą noszą niemal wszscy bohaterowie dokumentu, ale robi to ironicznie i z humorem. Ot jeden z członków DS, który ma usta pełne frazesów o miłości do Republiki Czeskiej i jej obywateli, nie znajduje przysłowiowego języka w gębie, kiedy Kratochvíl w rozmowie z nim zauważa, że czeskimi obywatelami są również i Romowie, przeciwko którym ten zwołuje demonstracje.
A proromski aktywista długą chwilę zastanawia się co odpowiedzieć na pytanie, czy chciałby mieszkać wśród nich. Aż wreszcie odmawia litanię problemów, że dziecko musiałby posłać do szkoły w innej dzielnicy, bo ta „w getcie” nie byłaby dobra, że są dziury na ulicach, że, że, że…
Co pewien czas na ekranie pojawiają się dwa krzesła. Białe i czarne. Pierwsze meble Kratochvíla, kiedy zamieszkał w wynajmowanym od Romów mieszkaniu. Raz wniesione do pokoju, ustawione obok siebie, potem, po wyprowadzce pakowane do samochodu, ale też wykonane z lukru ich miniaturki wieńczą zamiast świeczek urodzinowy tort reżysera, który wśród swych nowych przyjaciół świętował trzydziestkę. Krzesła na których się siada. A siada się, by porozmawiać. Czarny z białym. Cygan z gadziem. I o tym jest przede wszystkim ten film.
„Czechy dla Czechów” („Češi proti Čechům”), reż. Tomáš Kratochvíl, 2015
Tagi: 18. Kino na Granicy, Kino na granicy, Tomáš Kratochvíl, „Češi proti Čechům”, „Czechy dla Czechów”