ROPICA / Gmina Ropica liczy 1 486 mieszkańców, z czego według ostatniego spisu ludności 359 zadeklarowało narodowość polską. O tym, jak żyje się i pracuje w gminie, w której żyją obok siebie obywatele czeskiej i polskiej narodowości, a dzieci chodzą do wspólnej szkoły rozmawiamy z wójt Ropicy Uršulą Waniovą.

Jak to jest być wójtem gminy, w której żyje mniejszość?

Polska mniejszość w naszej gminie istnieje historycznie. Kiedyś nawet była to większość. We współczesnych czasach nie wszyscy to rozumieją, nie znają historii. I ta nieznajomość historii powoduje, że poglądy młodych pokoleń na prawa mniejszości i ogólnie na mniejszość bywają różne. Bywają z tego powodu kłopotliwe nieporozumienia, ale zdecydowanie więcej jest dla gminy korzyści z istnienia tutaj mniejszości narodowej.

Czyli brakuje regionalnej edukacji historycznej.

Na pewno. Nie mając wiedzy o historii niektórzy tłumaczą sobie pewne sprawy po swojemu, czasami błędnie. Tymczasem wszyscy powinni zdawać sobie sprawę, że tradycje istnienia tutaj polskiej mniejszości są długie i historyczne.

A jak układa się współpraca Urzędu Gminy z przedstawicielami tej polskiej mniejszości?

Bardzo dobrze. Już od początku lat 50. ubiegłego wieku organizowane były wspólne festyny szkolne czeskiej i polskiej szkoły. Szkoły nie mają osobnych festynów, tylko uczniowie polskiej i czeskiej szkoły bawią się zawsze razem. Myślę też, że funkcjonowanie szkoły jest w regionie nadzwyczajne. Bo z tego, co wiem, w innych wioskach mają osobno polski festyn, osobno czeski festyn. A u nas od lat udaje się to robić wspólnie.

A nie powoduje to asymilowania się polskiej mniejszości?

Nie. Polskie dzieci mówią po polsku, czeskie po czesku i wspólnie się bawią.

W Ropicy czeska i polska szkoła mieszczą się w jednym budynku. Jak wpływa to na funkcjonowanie obu placówek?

Mamy też jeszcze jedną specyfikę. Otóż mamy jedno wspólne przedszkole. I to, że to wszystko jest w jednym miejscu, sprawia, że dzieci od początku mają do siebie bliżej. Przedszkolacy od początku spotykają się ze starszymi kolegami. No i jedni mówią po czesku, inni po naszymu, albo po polsku. I dzieci od najmłodszych łapią wszystkie te języki. Myślę, że dzięki temu związki koleżeńskie są między nimi lepsze, niżby szkoły były w dwóch budynkach.

A czy przez to, że dzieci są wszystkie razem, to nie dzieje się tak, że wszystkie zaczynają mówić po czesku?

Moim zdaniem absolutnie nie. Odnoszę wrażenie, że ostatnio więcej dzieci mówi po naszymu. Jestem nauczycielką i pamiętam czasy, kiedy po naszymu była gańba mówić. Ale teraz mi się wydaje, że ta gwara nie zanika, wręcz przeciwnie. W sąsiednim budynku jest przedszkole. Jest tam czeski i polski oddział. I do polskiego chodzą czasem i czeskie dzieci.

Jak to?

Są rodzice, którzy zrozumieli, że jak dziecko nauczy się o jeden język więcej, to będzie dla niego taka dodatkowa dewiza na całe życie. Więc są tacy Czesi, którzy dają dzieci do polskiego przedszkola.

A do szkoły już czeskiej?

Tak, do szkoły już zapisują czeskiej, bo – jak mówią – nie potrafiliby już się z dziećmi uczyć w języku polskim. Ale dzieci w przedszkolu już złapią podstawy języka. Panie nauczycielki w polskim przedszkolu umieją i po polsku i po czesku. Do czeskich dzieci zwracają się po czesku, do polskich po polsku, ale oba oddziały są w jednym budynku, więc dziecko słyszy i to, i to. I jest to podstawa językowa na przyszłość. Tak więc my w gminie mamy pełne zarówno czeskie, jak i polskie przedszkole. Ci mali mówią między sobą jeden po polsku, drugi po czesku.

I nie mają z tym problemu, nie próbują się dostosować i mówić tym samym językiem, co koledzy?

Nie.

Jakie jeszcze korzyści szkoła ma z tego, że jest dwujęzyczna?

Może pozyskiwać dotacje zarówno od państwa czeskiego, jak i państwa polskiego, co pozwala na podniesienie standardu nauki. Tak więc oprócz języka jest też z istnienia mniejszości narodowej w gminie korzyść materialna. A do tego zarówno na polską i czeską szkołę, jak i na czeskie i polskie przedszkole mamy jedną dyrektorkę, co jest też, myślę, specyficzne nawet tu, w regionie.

Czyli gmina zyskuje też finansowo, bo zamiast dwóch etatów ma jeden.

Tak. Ale uważam, że ma to też pozytywny wpływ na organizację pracy obu placówek, bo dyrektorka zna problemy tak polskiej, jak i czeskiej szkoły i łatwiej jej jest dzięki temu rozwiązywać wszelkie problemy i pogodzić interesy obu szkół.

A jak gminie współpracuje się z polskimi organizacjami?

PZKO i stowarzyszenie myśliwych to są dwie organizacje, które w gminie jeszcze działają. W obu brakuje młodych ludzi. W ostatnich latach PZKO wraz z Macierzą Szkolną i właśnie stowarzyszenie myśliwych były jedynymi organizacjami, które robiły imprezy typu bale. Które potrafiły zorganizować imprezę, zapewnić ludzi stoisk, wszystko przygotować, przeprowadzić, posprzątać.

Czyli są w gminie dwie organizacje: czeska zrzeszająca myśliwych i polska: PZKO

Myślę, że stowarzyszenie myśliwych tworzą tak Czesi, jak Polacy. No i jest jeszcze Macierz Szkolna. Osobna dla polskiej, a osobna dla czeskiej szkoły. To są kolejne dwie organizacje, które działają przy szkole. I do czasu, kiedy pandemia wszystko zatrzymała, to też i Macierz i stowarzyszenie przyjaciół czeskiej szkoły czyli SRPŠ razem organizowały festyny i inne imprezy dla dzieci.

Więc gdyby ta polska mniejszość zniknęła, albo nie było jej tyle procent, ile jest wymagane, by zachować prawa mniejszości, to straciłaby na tym cała gmina?

Myślę, że tak. Nie chciałabym nikogo obrażać i nie chciałabym, by to wyszło na tworzenie jakichś narodowościowych podziałów, ale odnoszę wrażenie, że mieszkańcy polskiej narodowości, zwłaszcza ci starsi, bardziej interesują się tworzeniem kultury we wsi. Są bardziej aktywni kulturalnie. Ci starzy PZKO-wcy to naprawdę są ludzie, którzy potrafią zorganizować imprezę i to od początku do końca. Przygotować, roznieść ulotki, że jest akcja. To jest ta grupa, która aktywnie włącza się w akcje kulturalne.

Czyli kultura w gminie działaczami PZKO stoi…

W zasadzie tak. Bo z czeskich organizacji jeszcze aktywnie działało SRPŠ, ale to są wyłącznie te akcje szkolne. Tak samo, jak myśliwi raczej organizują wydarzenia wewnętrzne. Jest jeszcze chór Ropica-Godulan. Schodzi się w naszych pomieszczeniach na dole, w gminie. Ale znów jego członkami są starsi ludzie. Każda z tych organizacji ma problem, by wciągnąć młodą generację, by włączyła się w działalność. I tu wielka nadzieja w mniejszościowych organizacjach, bo tam dochodzi jeszcze idea kultywowania tradycji narodowościowej, więc powodów do zrzeszania się i działania jest więcej. Działacze PZKO to są ci, którym jeszcze chce się, i to za darmo, nie pytając, ile za tę pracę będą mieć, organizować imprezy. A z organizowanych przez PZKO czy polską szkołę wydarzeń kulturalnych korzystają wszyscy mieszkańcy.

(indi)

Tagi:

Komentarze



CZYTAJ RÓWNIEŻ



REKLAMA
REKLAMA
Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2022.
Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie.