W sobotę 25 kwietnia w samo południe pomiędzy mostami granicznymi na Olzie spacerował tłum. Tłum pracowników, którzy od miesiąca nie mogą pójść do pracy z powodu szczelnie zamkniętej granicy. Według oficjalnych danych, jakimi dysponowała pilnująca porządku nad Olzą policja, liczba spacerowiczów po polskiej stronie dobijała do pół tysiąca. Organizatorzy mówią, że było ich więcej. Na czeskim brzegu granicznej rzeki było ich mniej, koło setki.

    Z polskiej strony

    – Ojej, co ja zrobiłem… – na widok tak licznego tłumu powiedział po cichu wśród kolegów organizator protestu, prosty górnik, który zaangażował się w akcję protestacyjną, mając nad głową widmo nieopłaconego czynszu, a co za tym idzie wyprowadzki pod przysłowiowy most. A przez megafon na przemian krzyczał „chcemy do pracy” i apelował do zgromadzonych „zachowajmy wymagany dystans, nie łammy prawa”.

    Tłum spacerował tam i z powrotem pomiędzy mostami Przyjaźni i Wolności. „Przyjaźni” i „Wolności”… Co za paradoks… – Tak, urosły mi – krzyczał przez Olzę do kogoś stojącego na lewym brzegu siwy pan z faktycznie długą czupryną. Do kogo? Do kogoś z rodziny, albo spośród przyjaciół. Stali tak o 100 metrów od Mostu Przyjaźni i wrzeszczeli ponad nurtem granicznej rzeki.

    – Wczoraj dostałam wypowiedzenie z pracy. Pracowałam po czeskiej stronie, bo po polskiej pracy nie znalazłam – mówiła młoda dziewczyna do innej, która miała więcej szczęścia, bo jak na razie jej miejsce pracy po czeskiej stronie jest i tak zamknięte. – Ale niebawem otworzą i wtedy po wykorzystaniu urlopu też stracę pracę – smutno skwitowała.

    Samorządowcy dostrzegają tragedię poszczególnych rodzin dotkniętych rozłąką albo utratą pracy, dostrzegają też tragedię gospodarczą całego regionu, który przez te lata Unii, Schengen i współpracy w ramach Euroregionu stał się jedną, spójną całością, a przecięto go szczelną granicą w ciągu dwóch dni.

    – To tak, jakby nagle zamknąć wszystkie mosty na Wełtawie w Pradze czy na Wiśle w Warszawie i powiedzieć „od teraz to są dwa miasta, przechodzić nie wolno” – stwierdził pracownik administracyjny trzynieckiej huty, który, jak na razie, pracę swą wykonuje zdalnie, odcięty od zakładu pracy szczelną granicą.

    Czy istnieje jakakolwiek szansa na otwarcie granicy dla pracowników, nim ci dostaną wypowiedzenia, a ich zakłady pracy na ich miejsce będą zmuszone przyjąć kogoś innego? – Jesteśmy w kontakcie z wojewodą, wiemy, że są prowadzone rozmowy na poziomie rządowym i mamy nadzieję, że w przyszłym tygodniu będzie jakaś dobra informacja – mówiła Burmistrz Cieszyna Gabriela Staszkiewicz, która chwilę wcześniej machała przez graniczną rzekę do swej imienniczki, burmistrz Czeskiego Cieszyna Gabrieli Hřebačkovej, z którą w ostatnim czasie tak pieczołowicie pielęgnowały transgraniczną współpracę.

    – To są za każdym razem dramaty ludzkie. To są osoby, które albo zostały po czeskiej stronie, a ich rodziny są tutaj, to są też osoby, które straciły swoją pracę, bo zostały po naszej stronie i dostały wypowiedzenia smsami. To są też osoby, które prowadzą biznesy i są uzależnione od pracowników, klientów, kontrahentów po drugiej stronie – dodała burmistrz.

    W samym powiecie cieszyńskim jest około 13 – 14 tysięcy osób pracujących po czeskiej stronie. Plus ich rodziny również dotknięte brakiem możliwości pracy jednego a czasem jedynego żywiciela rodziny. Na całej granicy polsko-czeskiej problem dotyczy około 30 tysięcy pracowników.

    Z drugiego brzegu Olzy

    Na drugim brzegu było spokojniej. Bez radiowozów, bez megafonów. Wzdłuż Olzy spacerowała na oko setka osób. Wśród nich rodziny, dzieci, młodzi, osoby starsze. Niektórzy prowadzili rowery, gdzieniegdzie pojawiały się transparenty, flagi.

    – Patrz, szukaj taty! – mówiła młoda kobieta do swoich dzieci. Ktoś dzwonił do znajomych, którzy tam na drugim brzegu machali. I tak stali po dwu stronach Olzy, rozmawiając przez telefon. Niestety w ten sposób komunikują się teraz również rodziny, które rozłączyła od siebie granica.

    Wśród protestujących byli nie tylko pracownicy transgraniczni. Można było zauważyć również znajome twarze Polaków z Zaolzia, którym Polska też brakuje. Za granicą zostały ich rodziny, przyjaciele. Nie mogą już pójść wspólnie na kawę do cieszyńskich kawiarni, pospacerować po Rynku, ulicy Głębokiej, kupić polską prasę i polskie książki.

    Rząd czeski oficjalnie pozwolił swoim obywatelom wyjechać z kraju. Jeśli wyjadą na dłużej jak 24 godziny, po powrocie muszą albo poddać się dwutygodniowej kwarantannie, albo mieć negatywny test na koronawirusa. Jednak Czesi nie wyjadą tak szybko, ponieważ większość państw europejskich zamknęła swoje granice i po prostu ich nie wpuści.

    (indi, hs)

    Protest po polskiej stronie

    Protest po czeskiej stronie

    Tagi: , , , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Reklama

      REKLAMA
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego