KOŃCZYCE MAŁE /W dużej sali kończyckiego pałacu wykład zatytułowany „Aneksja Zaolzia – blaski i cienie” wygłosił w niedzielę Daniel Korbel – historyk zajmujący się konfliktem polsko-czeskim. Opowiedział o mało znanych, ale też mało wygodnych dla polskiej narracji faktach z tego okresu.

    O tym, jak w wigilijny wieczór (24 grudnia 1938 r.) sznur wygnanych z polskiego Zaolzia Czechów ciągnął do Morawskiej Ostrawy – ktoś z wozem, ktoś wioząc na taczkach przygotowaną już na święta choinkę, a ktoś inny dzieci w pierzynach. O tym, jak zmuszano czeskich urzędników, by sami wyjechali z tego terenu, bijąc ich, wybijając okna, żeby nie trzeba było formalnie z nimi rozwiązywać umowy o prace i płacić odpraw.

    A także o tym, że wygoniono nie tylko tych, którzy przyjechali na Śląsk Cieszyński po 1918 roku, ale także tych, którzy mieszkali na tym terenie w trzecim pokoleniu. I o tym, jak prześladowano wyznawców kościoła husyckiego. I jak pozamykano czeskie szkoły.

    I, choć wprowadził w kontekst historyczny, zauważając, że można traktować to jako odwet za prześladowania i czechizację, którą państwo czechosłowackie konsekwentnie prowadziło przez poprzednie 18 lat, to fakty nie pokazują w dobrym świetle działań polskiej administracji państwowej wobec Czechów.

    To, dlaczego warto fakty te wyciągać z mroków historii na światło dzienne, krótko wyjaśnia naszej redakcji.

    Mówił pan tutaj o „niewygodnej” dla Polski części historii. Dlaczego uważa pan, że warto o tym mówić?

    Dzisiaj dokładnie przypada rocznica zakończenia wojskowej części operacji zajmowania Zaolzia. Zakończyła się ona 11 października 1938 roku. Między innymi stąd to spotkanie akurat dzisiaj.

    Tytuł spotkania był „Blaski i cienie”. Być może mniej troszeczkę dzisiaj było o blaskach, ponieważ je znamy np. z kronik filmowych, tych pokazujących, jaka radość była wśród polskiej ludności Zaolzia. Ale chciałem też przedstawić drugą stronę medalu.

    Nie tyle czeski punkt widzenia, bo nie posługiwałem się praktycznie czeskimi dokumentami, a tylko polskimi. Ale uzmysłowić słuchaczom, że jedni się wtedy cieszyli, inni niestety się smucili. I że tak do końca nie wszystkie rzeczy wtedy zostały zrobione dobrze, sprawiedliwie.

    No tak, mówił pan o zaolziańskich Polakach, którzy w pewnym momencie stwierdzili, że czescy sąsiedzi traktowani są niesprawiedliwie i ich bronili…

    Tak. W relacjach zwykłych czeskich świadków jest bardzo dużo informacji o tym, że „sąsiad Polak pomógł”. Jak chodziły te grupy, które biły Czechów, żeby zmusić ich do „dobrowolnej” emigracji, to że sąsiad Polak ich ukrył, sąsiad przyszedł i powiedział „schowajcie się u nas”. Ktoś nie chciał iść do polskiego wojska, a mieszkał tutaj, to Polacy go ostrzegli „jak zostaniesz, to zaraz będzie mobilizacja i wezmą cię do wojska”, więc uciekł do Protektoratu.

    Ewidentnie polscy sąsiedzi pomagali. Tych informacji jest bardzo dużo. I samo to, że nie byle kto, ale były burmistrz Karwiny Wacław Olszak, dyrektor Gimnazjum w Orłowej Piotr Feliks, sam generał Władysław Bortnowski ujmowali się za mniejszością czechosłowacką, bo to była mniejszość w naszym kraju, że próbowali bronić ich praw, świadczy o tym, że naprawdę jakieś granice tego oczyszczania, czy jak ja uważam – wręcz czystki etnicznej – zostały przekroczone i nawet Zaolziacy wobec tego protestowali.

    A dlaczego uważa pan, że warto o tych działaniach polskiej władzy mówić?

    Dotychczas było tak, że Polacy i Czesi – każdy miał własną wersję historii i nie chciał słuchać albo nie miał dostępu do tej drugiej strony medalu.

    Czesi np. nie dopuszczali informacji o Stonawie, o zbrodni w Stonawie w 1919 roku. Uważali, że to jest przesadzone, propaganda, nie prawda, naciąganie.

    U nas nie mówiło się o tym, w jaki sposób traktowaliśmy Czechów na Zaolziu po aneksji w 1938-1939. I o tym trzeba mówić. Co ludzie z tą wiedzą zrobią, jak to ocenią, jak to położą na szalach– to już jest każdego prywatna sprawa.

    Czyli jest pan zwolennikiem historii faktów bez emocji.

    Nie da się tego tak do końca oddzielić, ale dzięki temu, że nie jestem ze Śląska Cieszyńskiego, jest mi łatwiej. Natomiast jestem zwolennikiem tego, żeby podawać jak najwięcej prawdziwych informacji, nawet tych „niewygodnych” i starać się być jak najbardziej obiektywnym w przekazywaniu historii.

    Wspomniał pan także o sprawie pogranicza polsko-słowackiego i akcji „Łom”- o wydarzeniach, o których u nas mało się mówi

    Starałem się zwrócić uwagę słuchaczy na fakt, że mimo iż Czesi oddali Zaolzie, minister Beck nie tylko nie zaniechał, ale jeszcze nasilił politykę antyczeską.

    Od 22 października do 30 listopada 1938 nasze grupy terrorystyczno-dywersyjne atakowały czechosłowacką Podkarpacką Ruś. 1 listopada 1938 r. znowu postawiliśmy Pradze ultimatum, żądając oddania terenów koło Czadcy, na Orawie i Spiszu.

    Tych działań zmierzających do rozbicia naszego południowego sąsiada nie da się już usprawiedliwić. Niestety, na polityce ministra Becka najbardziej skorzystał Hitler i III Rzesza.

    (indi)

    Tagi: , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Reklama
      REKLAMA Reklama
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego