indi
E-mail: indi@zwrot.cz
KOSZARZYSKA / Hubertusowe gonitwy za „lisem” stały się tradycyjnym corocznym świętem jeździeckim. Organizowane w wielu stajniach i klubach stanowią okazję do spotkania pasjonatów jeździectwa i wspólnej zabawy. Choć wspomnienie św. Huberta w Kościele katolickim przypada 3 listopada, imprezy w środowiskach, których jest patronem, odbywają się już od października. W naszym regionie jako jedna z pierwszych świętuje stajnia „Nad Kopytną” w Koszarzyskach – tradycyjnie w ostatnią sobotę września.
Zabawa polega na tym, że jeden z jeźdźców ma przypiętą do ramienia lisią kitę i ucieka, a zadaniem pozostałych jest go dogonić i pochwycić za kitę. Zostaje ona przyczepiona w taki sposób, by po pociągnięciu pozostała w rękach zdobywcy. Ten, komu się to uda, zostaje zwycięzcą hubertusowej gonitwy. Gonitwa rozgrywana jest na wyznaczonym terenie, najczęściej na dużej łące. Uczestnikom nie wolno wyjeżdżać poza określony obszar.
Tradycja gonitw za lisem wywodzi się z Anglii, a więc ze stylu jeździectwa angielskiego. Od dawna jednak przyjęła się w Polsce i z czasem przybrała formę zabawy, w której polowanie ma charakter symboliczny – w rolę lisa wciela się jeden z jeźdźców. Bieg świętego Huberta, popularnie zwany hubertusem, organizowany jest w stajniach jesienią, w okolicach dnia św. Huberta – patrona myśliwych, jeźdźców i koni.
Sama gonitwa za „lisem” nie wyczerpuje programu imprezy hubertusowej. Zazwyczaj poprzedza ją wspólny wyjazd w teren, a kończy się ona biesiadą.
Stajnia „Nad Kopytną” postawiła na bezpieczniejszą formę hubertusowej zabawy
W sobotę 27 września hubertusową zabawę zorganizowano w stajni nad Kopytną w Koszarzyskach. Organizatorzy postawili na bezpieczniejszą i spokojniejszą formę hubertusowej zabawy. Wpierw prawie 40 jeźdźców na koniach różnych ras wyruszyło na kilkunastokilometrowy wyjazd w góry.
Kulminacyjny punkt imprezy, czyli „łapanie lisa”, przeprowadzono w nieco inny sposób niż zwykle w innych stajniach. Zamiast chaotycznej pogoni za jeźdźcem z przypiętą do ramienia lisią kitą, chętni do udziału w zabawie stanęli do wyścigu pod górkę, w linii prostej ku ustawionym tam workom. Liczyła się szybkość – zwyciężał ten, kto pierwszy dotarł do celu – ale także szczęście, ponieważ główną nagrodę krył tylko jeden z worków.
Dzięki przemyślanej organizacji imprezy wszyscy uczestnicy bawili się wyśmienicie, a zarazem bezpiecznie. Na koniec wierzchowce przywiązano na pobliskiej łące na zasłużony popas, jeźdźcy natomiast udali się na przygotowany na ujeżdżalni poczęstunek.
Oprócz szczęśliwca, który „złapał lisa”, nagrodzono także najlepiej prezentujące się pary jeździec – koń. Najlepiej prezentującymi się jeźdźcami wybrano Ivetę Greinerovą na koniu Magic i Vita Gavlasa na koniu Max.
(indi)



































