Izabela Adámek
E-mail: iza@zwrot.cz
Kinga Berdzik de Ortiz urodziła się w Polsce, ale w 2012 roku przeprowadziła się na stałe do Meksyku, podążając za miłością swojego życia. Nie żałuje tej decyzji — uwielbia Meksyk, ale wciąż pielęgnuje polskie tradycje, kulturę i język. Na co dzień aktywnie pokazuje swoją polskość za oceanem, wplatając ją w swoje życie i nie zapominając, gdzie jest jej drugi dom.
Jak to się stało, że jako Polka znalazłaś się w Meksyku?
Zaraz po studiach wyjechałam do Stanów Zjednoczonych, aby pracować jako au pair. Wtedy poznałam mojego męża dzięki wspólnej koleżance. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, a nasza znajomość zaczęła się rozwijać. Mój mąż jest dentystą i miał wtedy szansę rozpocząć specjalizację w Meksyku, więc po około półtora roku znajomości podjęłam decyzję, że przeprowadzę się do niego. Był to 2012 rok, a ja miałam wtedy przekonanie, że Meksyk stanie się moim nowym domem. Nigdy nie myślałam, że to będzie tylko na chwilę, a cała decyzja była zainspirowana miłością do niego. Nie żałuję tej zmiany – cieszę się, że podjęłam tę decyzję.
Czy początki w nowym kraju były dla ciebie trudne?
Chyba jestem trochę nietypową emigrantką, ponieważ wiele moich koleżanek przechodziło przez trudne momenty adaptacyjne, a dla mnie początek w Meksyku był raczej pozytywny. Wydaje mi się, że są dwie grupy – jedni są zachwyceni nową kulturą, a inni przeżywają stres, zauważając każdą różnicę. Ja należę do tych, którzy na początku byli bardzo otwarci i zafascynowani wszystkim, co nowe, choć później zaczęłam dostrzegać więcej rzeczy, które różniły się od tego, do czego byłam przyzwyczajona w Polsce.
Więc nie pojawiły się trudne momenty?
Pierwsze sześć miesięcy było naprawdę okej – mało co mnie dziwiło, a wszystko wydawało się interesujące, choć inne. Dopiero później zaczęłam zauważać różnice, zwłaszcza w codziennym życiu. Pojawiły się pierwsze trudności, które związane były z drobiazgami, np. brakiem odpowiedniego chleba czy masła, a także z tęsknotą za polskimi tradycjami, zwłaszcza podczas świąt Bożego Narodzenia. Mimo różnych trudności, początki były dla mnie łatwiejsze, bo miałam wsparcie rodziny mojego męża, która przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Szczególnie słowo „apapachiar”, które oznacza bliskość, ochronę i czułość, dobrze określa tę styuację. Dzięki tej bliskości czułam się bezpiecznie i nie bałam się tego nowego świata.
A jak to wyglądało, jeśli chodzi o Polonię? Czy po przyjeździe znalazłaś jakieś kontakty?
Na początku nie wiedziałam, że istnieją grupy polonijne, na przykład na Facebooku. Nie wiedziałam, jak szukać innych Polaków. Miałam dużą potrzebę spotkania ich, ale nie wiedziałam, gdzie uderzyć. Pytałam znajomych mojego męża, okazało się, że nikt nie znał żadnych Polaków, więc nie miałam punktu, od którego mogłabym zacząć. Myślę, że teraz jest dużo łatwiej, bo po 13 latach, po wpisaniu „Polska Meksyk” w internecie, od razu pojawiają się grupy na Facebooku czy Instagramie.
Kiedy udało ci się spotkać pierwszego Polaka po przyjeździe do Meksyku?
Po około 5-6 miesiącach w Meksyku poznałam Agatę, pierwszą Polkę, którą spotkałam. To było możliwe dzięki mojej dyrektorce w szkole, w ktróej pracowałam, powiedziała mi, że jedna z mam w szkole jej syna to Polka. Dostałam numer telefonu, skontaktowałam się z Agatą i spotkałyśmy się. To było wyjątkowe spotkanie, szczególnie że byłam po operacji podniebienia i miałam szwy w buzi, ale Agata była bardzo miła.
Czy potem już udało ci się poznać więcej Polaków w Meksyku?
Dzięki Agacie poznałam kolejne dziewczyny. Z biegiem lat sama stałam się osobą, do której Polacy zaczęli się zgłaszać, nie tylko ci, którzy mieszkali w León. Dzięki mojej aktywności w mediach społecznościowych ludzie zaczęli się ze mną kontaktować, mówiąc: „Myślałam, że w León w ogóle nie ma Polaków”. Okazało się, że jest nas spora grupa. Zaczęłyśmy się spotykać, organizując m.in. spotkania z okazji tłustego czwartku czy wspólne śniadania. To były moje początki. Poznałam kilka innych dziewczyn, niektóre z nich pojawiają się i znikają, ponieważ nie wszystkie są tutaj na stałe. Jednak jest kilka osób, które mieszkają tu już od ponad 20 lat.
Jakie ma dla ciebie znaczenie spotykanie się z Polakami, gdy mieszkasz w Meksyku?
Dla mnie spotykanie się z Polakami ma ogromne znaczenie, zwłaszcza, że mieszkanie za granicą, w Meksyku, sprawia, że czuję pewną tęsknotę za naszą kulturą i wspólnotą. Choć Meksyk to już nie tak obcy kraj, a życie tutaj stało się moim normalnym życiem, to jednak wciąż bardzo zależy mi na utrzymaniu kontaktów z Polakami. Moja sytuacja jest trochę trudna, ponieważ mimo że tutaj w León jest spora polska społeczność, to nie wszyscy są chętni do spotkań, a czasami tworzą się zamknięte grupy, które nie zapraszają wszystkich. Przykładem jest to, że kiedy organizuję spotkania, takie jak urodziny moich dzieci, zapraszam całą grupę, ale nie zawsze spotykam się z takim samym entuzjazmem ze strony innych.
Czyli nie jest łatwo…
Czasem czuję się, jakby to ode mnie zależało, aby takie spotkania się odbyły. Dodatkowo, mimo że w León mieszka wielu Polaków, to są to głównie osoby, które mają już meksykańskie obywatelstwo, pochodzące z rodzin, które przyjechały do Meksyku podczas II wojny światowej, gdzie jeden z rodziców jest Polakiem. Choć nie mówią po polsku, to wciąż mają bardzo silne poczucie polskości. Niestety, nie są oni tak aktywni w życiu społecznościowym jak ja, która stara się utrzymywać kontakty, organizować wydarzenia i pokazywać Meksyk. Co więcej, mam wrażenie, że Polacy, którzy żyją tutaj długoterminowo, nie są szczęśliwi w tym kraju i planują wrócić do Polski. To wpływa na ich podejście do spotkań i projektów.
Jak według ciebie powinny wyglądać takie działania w polskiej społeczności za granicą, żeby było lepiej?
Chciałabym, żebyśmy mogli stworzyć silniejszą, bardziej zgraną grupę, która by aktywnie uczestniczyła w życiu społecznym, organizując projekty, wspólne wydarzenia, promując naszą kulturę. Choć nie jest łatwo, staram się budować więzi z Polakami z innych części Meksyku, bo tamte osoby są bardziej otwarte na takie działania. Niestety, tutaj, w León, nie zawsze spotykam się z taką samą chęcią do współpracy. Jednak nie tracę nadziei, że w przyszłości uda się to zmienić.
Istnieją w Meksyku konkretne organizacje polonijne, które wspierają działalność Polaków mieszkających w tym kraju?
Z tego co wiem, mamy dwie organizacje polonijne, ale niestety, jak na razie, ich aktywność jest dość ograniczona. Są to organizacje, które zostały założone przez Polki, ale z różnych powodów nie działają na pełną skalę. Jedna z nich działa przy ambasadzie, jednak jej działalność koncentruje się głównie na dzieciach – prowadzi szkołę dla najmłodszych, a nie na szeroko pojętej działalności kulturalnej czy integracyjnej. Trudność w uczestniczeniu w tych działaniach polega także na dużej odległości – ambasada znajduje się niemal 6 godzin drogi samochodem od mojego miejsca zamieszkania, co uniemożliwia regularne uczestniczenie w organizowanych tam wydarzeniach.
Czy ty jakoś angażujesz się w te sprawy?
Obecnie jestem w trakcie rozmów z nową ambasador oraz konsulem, którzy właśnie dostosowują się do nowej sytuacji w Meksyku. Zostało mi przekazane, że ich celem jest zwiększenie aktywności polonijnej, co daje nadzieję na rozwój tych organizacji i na stworzenie nowych, które mogłyby angażować szerszą grupę Polaków w Meksyku. Na razie jednak, ze względu na zmiany we władzach, wszelkie zmiany i nowe inicjatywy muszą poczekać na realizację.
Co chciałabyś zrealizować w ramach działalności polonijnej?
Osobiście marzę o stworzeniu polonijnej szkoły w León, która mogłaby obejmować dzieci z polsko-meksykańskich małżeństw oraz potomków Polaków, którzy osiedlili się tutaj podczas II wojny światowej. Tego typu inicjatywy mogłyby pomóc w kultywowaniu polskich tradycji, nauce języka oraz w organizowaniu wspólnych wydarzeń kulturalnych. Bardzo liczę na to, że w przyszłości będziemy mogli organizować wspólne projekty z innymi Polakami z Meksyku, Kanady, Stanów Zjednoczonych, a także z Brazylii, gdzie polonijne organizacje działają bardzo prężnie. Wierzę, że takie działania mogłyby pozytywnie wpłynąć na większą integrację i aktywizację Polonii w Meksyku.
Czy w Meksyku istnieją jakieś możliwości nauki języka polskiego dla dzieci, jeśli nie ma polskich szkół?
W Meksyku nie ma polskich szkół, ale istnieją inne możliwości nauki języka polskiego. Jedną z opcji może być organizowanie zajęć weekendowych lub kursów językowych, które odbywają się lokalnie, dzięki organizacjom polonijnym, choć ich dostępność jest często ograniczona. Jeśli jednak takich inicjatyw brakuje, nauka w domu, poprzez rozmowy, gry, czy wspólne zabawy, jest również skuteczną metodą. Warto również rozważyć intensywne wyjazdy do Polski, które mogą pomóc dzieciom zanurzyć się w języku i kulturze.
Jak Meksykanie odbierają Polonię i Polaków, którzy mieszkają w Meksyku?
Meksykanie generalnie bardzo pozytywnie odbierają Polaków, a także całą Polonię. Jako Europejczycy jesteśmy lubiani, a nasze pochodzenie wywołuje zazwyczaj sympatię. Choć Hiszpanie mogą mieć pewne uprzedzenia związane z historią podboju Meksyku, Meksykanie w dużej mierze nie mają takich negatywnych doświadczeń z Polakami. Warto zauważyć, że w Meksyku bardzo ważną postacią jest Jan Paweł II, który był ukochanym papieżem wielu Meksykanów. Jego wpływ jest widoczny na ulicach i w szkołach, które często noszą jego imię. Poza tym Meksykanie są bardzo religijnym narodem, co tylko wzmacnia ich pozytywne nastawienie do Polaków.
Są jeszcze jakieś elementy, które łączą Polaków i Meksykanów?
Na pewno, naprzykład wspólna pasja do piłki nożnej również sprzyja nawiązywaniu więzi. Robert Lewandowski jest znany w Meksyku, a wspomnienia o Lechu Wałęsie i wydarzeniach z lat 80. i 90. są nadal żywe w świadomości niektórych Meksykanów. W ogólnym odczuciu bycie Polakiem w Meksyku jest naprawdę przyjemne, ponieważ Meksykanie często fascynują się europejską kulturą, marząc o podróży na „stary kontynent”. Ostatecznie, Polacy cieszą się tutaj dużym szacunkiem i są bardzo dobrze postrzegani.
A ty sama często wracasz do Polski?
Staram się wracać raz w roku. W tym roku, jeśli wszystko pójdzie dobrze, będę w Polsce dwa razy. Moim wielkim marzeniem jest, aby być tam dwa razy w roku – raz z rodziną, a drugi raz na jakimś wydarzeniu projektowym, do czego dążę. Mogłabym latać częściej, ale podróż jest długa, nie jest to jak jazda samochodem czy szybki lot jednym samolotem. Zazwyczaj, jeśli nie chcę przekroczyć określonego budżetu, podróż trwa około 18–24 godzin, obejmując zazwyczaj 2–3 samoloty plus pociągi, więc to kosztuje sporo czasu i pieniędzy. Żeby cała rodzina pojechała, musimy wydać około 15–20 tysięcy złotych tylko za bilety, co sprawia, że takie wyjazdy są dość kosztowne.
Więc wierzysz, że uda Ci się częściej odwiedzać Polskę…
Dzięki mojemu zaangażowaniu, mam nadzieję, że będę mogła pojawiać się w Polsce częściej. Bardzo ważne są dla mnie uroczystości rodzinne – w maju będę na komunii mojej siostrzenicy, a postanowiłam zostać na cały miesiąc, aby spędzić jak najwięcej czasu z rodziną. Moje pobyty w Polsce staram się planować na minimum 3 tygodnie, a nawet 4, by maksymalnie wykorzystać długą podróż. Z moją mamą udaje mi się spotykać przynajmniej raz w roku, niezależnie od tego, czy to ja jestem w Polsce, czy ona przyjeżdża do Meksyku. Dla mnie najważniejsze jest to, by spotykać się z rodziną.
Jakie uczucia towarzyszą ci, kiedy wracasz do Polski?
Zawsze płaczę, gdy wracam do Polski, to niesamowite uczucie. Najczęściej latam do Berlina albo Pragi, ponieważ są to tańsze loty. Każdy powrót do Polski, zwłaszcza przekroczenie granicy z Czech do Polski, sprawia, że czuję się, jakbym wracała do siebie. To cudowne uczucie, wiedzieć, że jestem u siebie. Mimo że żyję na dwa domy – w Meksyku i w Polsce – zawsze czuję się związana z oboma miejscami.
Zauważasz w Polsce jakieś zmiany, odkąd się przeprowadziłaś?
Po ponad 15 latach na emigracji, w Meksyku i Stanach Zjednoczonych, zauważam, jak bardzo zmienia się Polska. Zmienia się bez mojego udziału, ale to także fascynujące. Choć czuję się tutaj jak u siebie, zdarza się, że wciąż traktuję Polskę jak miejsce turystyczne. Wciąż mnie zaskakuje, co sprawia, że każde moje odwiedziny są wyjątkowe.
Mieszkasz w Meksyku, ale Polska wciąż jest ci bliska, jest twoim drugim domem. Staracie się utrzymywać polskie tradycje w swoim codziennym życiu?
Tak, zdecydowanie staram się utrzymywać polskie tradycje i wplatać je w nasze codzienne życie. Choć mieszkam w Meksyku, moje korzenie w Polsce są dla mnie bardzo ważne. Moja meksykańska rodzina, w tym teściowa, bardzo chętnie poznaje polskie zwyczaje. Na przykład uwielbia słuchać o polskich tradycjach, a ja staram się wprowadzać je do naszej codzienności. Na Boże Narodzenie udało mi się przywieźć opłatek z Polski, co miało dla mnie ogromne znaczenie.
Spotkałaś się z jakimiś wyzwaniami w tym kierunku?
Wielkanoc to jednak dla mnie wyzwanie. W Meksyku ten okres nie jest obchodzony tak, jak w Polsce, a sam sposób świętowania jest dość odmienny. Tradycja święcenia koszyczków, której tak bardzo mi brakuje, nie jest obecna tutaj. W tym czasie wiele osób wyjeżdża na wakacje, więc to bardziej czas odpoczynku niż świąt. Brak Polonii w Meksyku utrudnia przekazywanie tradycji, ale mam nadzieję, że z czasem uda nam się stworzyć polską społeczność tutaj, która będzie bardziej aktywna w tym kierunku.
Co przekazałabyś Polakom, którzy mieszkają poza granicami kraju? Masz jakieś przesłanie, które mogłoby ich zainspirować?
Wydaje mi się, że przesłaniem jest to, aby nie być samemu. Szukajmy Polaków, szukajmy siebie nawzajem. Nawet jeśli zdarzy się, że spotkamy kogoś, kto nazywa siebie Polakiem, a okaże się, że nie czuje tej polskości lub nie ma potrzeby, by się nią dzielić, to szukajmy dalej. Jeśli tylko masz w sobie choć odrobinę polskości, którą chcesz pokazać i podzielić się nią z innymi, idź naprzód, nie zważaj na to, co mówią. Nie przejmuj się, jeśli ktoś zapyta, po co mieszkasz w Meksyku, albo jeśli usłyszysz, że jesteś bardziej Meksykanką niż Polką – niech to nie będzie powód, by się zatrzymać.