Sylwia Grudzień
E-mail: sylwia@zwrot.cz
Jesienią zeszłego roku rozpoczął się po raz kolejny międzynarodowy program rozwoju talentów literackich CELA. Na temat trwającego aż cztery lata programu rozmawiamy z jego tegoroczną uczestniczką, tłumaczką z języka polskiego na czeski – Agnieszką Buchtovą.
Program CELA ma w założeniu umożliwić kontakty młodym tłumaczom i pisarzom z doświadczonymi już przedstawicielami tych profesji. Jak wygląda ten projekt od środka? W czym brała już pani udział?
Kiedy wybrano mnie do projektu, czekałam jeszcze, aż będą znane wszystkie nazwiska autorów i tłumaczy. Potem organizator wysłał nam listę pięciu autorów polskich – były to same kobiety. My, tłumaczki z języka polskiego na języki inne, miałyśmy wybrać trzy autorki spośród nich. Na podstawie fragmentów ich książek wybrałyśmy trzy młode autorki. Są to: Barbara Woźniak z książką zatytułowaną „Niejedno”, za którą otrzymała Nagrodę Literacką im. Witolda Gombrowicza, Marta Hermanowicz z książką „Koniec” i Marta Karpińska – „Żywopłoty”.
Czyli autorki macie wybrane. Co będziecie robić teraz?
Każda z nas dostanie mniej więcej po cztery strony tekstu z książek autorek, które wymieniłam. Naszym zadaniem będzie przetłumaczenie ich na język główny – ja tłumaczę na język czeski, są koleżanki, które tłumaczą na inne języki.
Na jesień mieliśmy spotkanie online. Potem mieliśmy spotkanie w Pradze. Jesteśmy też w kontakcie z tłumaczkami języka polskiego na języki inne. Każdy z tłumaczy ma swojego mentora, najczęściej jest to absolwent ubiegłego turnusu projektu. Mentorzy konsultują z nami te tłumaczenia i dają nam wskazówki, jak poruszać się w świecie literackim, jak rozmawiać z wydawnictwem, jak polecić daną książkę wydawnictwu i siebie jako tłumacza tej książki. Więc to nie chodzi tylko o to, żeby przetłumaczyć fragmenty książek, ale potem będziemy się starać sprzedać tę polską książkę czeskiemu wydawnictwu.
Czyli rzeczywiście projekt jest dalekosiężny.
Tak, ten projekt będzie trwał cztery lata, a my jesteśmy dopiero na początku. Oddaliśmy już nasze tłumaczenia, które konsultowaliśmy z mentorami. Pod koniec stycznia spotykamy się wszyscy w Turynie we Włoszech – tłumacze, autorzy, organizatorzy, mentorzy. Tam odbywają się różne warsztaty, wykłady, będziemy dalej się uczyć.
Wybrane przez komisję pisarki są początkujące, a czy tłumaczki również muszą być początkujące?
Tak. Tłumacze też w założeniu mają być początkujący. Kryterium było takie, że kandydaci mieli mieć na swoim koncie nie więcej niż tłumaczenia trzech książek wydanych w wielkich wydawnictwach.
Jak się pani dostała do tego projektu?
Od dawna obserwuję stronę Biblioteki Morawskiej w Brnie. Zobaczyłam apel, żeby zgłaszać się do konkursu. Zgłosiłam się i udało mi się dostać. Konkurencja przy niektórych językach jest bardzo duża.
Jaka jest w wypadku języka polskiego?
Tego niestety nie wiem.
Co do tej pory było dla pani najbardziej wartościowe?
Najbardziej wartościowe są kontakty, wykłady online, warsztaty na temat literatury, nowych trendów w tłumaczeniach, odpowiedzialności tłumacza. Lista zajęć, na które można się zgłaszać, jest bardzo ciekawa. Miejsca na te najciekawsze wykłady, na przykład o tym, jak z pozycji tłumacza znaleźć wydawcę, wynegocjować kontrakt i dobrze promować książkę, zostały bardzo szybko zajęte. Uczymy się, nawiązujemy kontakty i jeszcze do tego mamy szansę zadebiutować w jakimś wielkim, fajnym wydawnictwie czeskim.
Tłumaczyła pani „Godki śląskie” Józefa Ondrusza na język czeski. Co prawda, było to już kilkanaście lat temu, ale proszę powiedzieć, czy trudno było tłumaczyć tekst, w którym jest tyle gwarowych wyrażeń, na język czeski?
Swoją pracę rzeczywiście zaczynałam od tłumaczenia książek dla dzieci. Tłumaczenie Józefa Ondrusza było dla mnie szczególnie ważne, bo właściwie czytali mi go obaj moi dziadkowie, między innymi podanie o Ondraszku. W tym tłumaczeniu było wiele wyzwań związanych ze słownictwem. Na przykład w języku czeskim nie ma ciupagi, więc nagłowiłam się, jak tę ciupagę przetłumaczyć. W końcu zdecydowałam się na „obušek”, choć ten wyraz ma trochę inne znaczenie w języku czeskim niż ciupaga w języku polskim. Praca tłumacza przypomina często pracę detektywa. I to najbardziej lubię w tym zawodzie.
Czym się więc różni „obušek” od ciupagi? Bo mnie pani zaintrygowała…
W języku czeskim „obušek” kojarzy się z bajką o kiju samobiju. A ciupaga jest jakby siekierką. Więc miałam dylemat między wyrazami: „sekerka” i „obušek”. Skończyło się na „obušku” w tekście i ilustracjach, żeby lepiej zobrazować, o czym mowa. Dzisiaj podeszłabym do tego inaczej – zrobiłabym głębszy research na ten temat. Dziś jest większa dostępność różnych narzędzi. W internecie można znaleźć mnóstwo artykułów na temat tłumaczeń, są strony, na których można porównywać tłumaczenia. Do tego dochodzi AI, które jest dobrym narzędziem, żeby porównać swoje tłumaczenia. AI jeszcze nie może wyręczyć tłumaczy literackich, ale muszę powiedzieć, że jest dobrym pomocnikiem, na przykład, jeżeli chodzi o transformację interpunkcji. To jest ciekawe ćwiczenie: samemu przetłumaczyć tekst i potem porównać go z tłumaczeniem sztucznej inteligencji.
Przeczytaj więcej o programie CELA: