Sylwia Grudzień
E-mail: sylwia@zwrot.cz
W zeszłym tygodniu zakończył się wakacyjny obóz dla dzieci i młodzieży w Łomnej Dolnej, zorganizowany przez stowarzyszenie „Nigdy nie jesteś sam”. To już szósty rok z rzędu podopieczni stowarzyszenia mogli spędzić czas w towarzystwie swoich rówieśników.
Rozmawiamy z wolontariuszką Urszulą Waszut, która uczestniczy w obozie w charakterze opiekunki od samego początku. Jest absolwentką psychologii w Krakowie. Na co dzień pracuje jako doradca wczesnego wspomagania rozwoju dziecka – pomaga rodzinom z dziećmi z niepełnosprawnością do 7 roku życia.
Jest pani opiekunką na obozie stowarzyszenia „Nigdy nie jesteś sam” od samego początku. Pierwszy raz uczestniczyła w nim pani, gdy miała 20 lat? Jak się tu pani znalazła?
Za pośrednictwem pani Renaty Czader, prezeski Stowarzyszenia. To ona rozrzucała swoje wici między różnych znajomych i załapałam się na ten obóz. Pomyślałam sobie, że spróbuję, dlaczego nie? I w ten sposób spędziłam jeden tydzień wakacji.
Jak wspomina pani ten pierwszy obóz?
Pierwszy obóz był bardzo intensywny. Dla nas wszystkich to było pierwsze doświadczenie pracy na obozie z dziećmi z niepełnosprawnością. Wcześniej jeździłam na obozy jako uczestniczka, później jako opiekunka, ale zdrowych dzieci. Opieka nad dziećmi z niepełnosprawnością polega na czymś zupełnie innym. Tutaj wszystko jest inaczej. To jest jak wpłynięcie na szerokie wody.
Czyli praca na tym obozie ciągle stanowi dla pani wyzwanie?
Tak. Doświadczenie to ciągle przynosi nowe wyzwania. Dzieci funkcjonują tutaj trochę inaczej niż jesteśmy przyzwyczajeni.
A czym różni się bycie opiekunką na obozie z dziećmi niepełnosprawnymi w porównaniu ze zwykłymi obozami? Czy ta praca wymaga od pani innych umiejętności?
Większość uczestników obozu nie potrafi samemu powiedzieć, czego potrzebuje. A jeżeli potrafią werbalnie się komunikować, to nie zawsze potrafią swoje potrzeby wyrazić słowami. Czasami zmyślają różne historie, a tak naprawdę chcą powiedzieć o czymś zupełnie innym. Największą trudnością jest więc odczytanie potrzeb uczestników naszego obozu. Jeżeli ktoś płacze, to my nie wiemy, czy płacze, że go boli, jest głodny czy chce się mu pić. Największym wyzwaniem jest odczytanie potrzeb dzieci.
A jak to się stało, że jest tu pani po raz szósty. Wcześniej spędzała pani na obozie część swoich wakacji, a dzisiaj poświęca pani na tę pracę swój urlop. Pewnie zdarzyło się, że jakiś wolontariusz pojawił się w jednym roku, a w następnym już się nie zgłosił?
Czasami tak się zdarza. Ale ogólnie na obozie panuje bardzo dobra atmosfera. Pani Renacie Czader udaje się utrzymać taką atmosferę, aby wolontariusze z nami zostawali i przyjeżdżali drugi raz. Dla mnie to jest odskocznia od pracy. Choć jednocześnie zbieram tutaj bardzo cenne doświadczenia, które wykorzystuje później w zawodzie.
Na przykład widzę, jak rodziny z dziećmi niepełnosprawnymi muszą funkcjonować na co dzień. Do pracy przychodzę tylko na osiem godzin, mówię rodzicom, co mają robić, jak mają stymulować rozwój swojego dziecka. A tutaj uświadamiam sobie, że jednak nie jest to takie łatwe. Rodzice mają ograniczone zasoby energii, tak jak każdy, które w pewnym momencie się wyczerpują. Często nie mają już sił, żeby zaspokoić te podstawowe potrzeby, jakie ma dziecko. A co dopiero starać się o jego rozwój.
Czyli obóz jest dla pani miejscem, z którego wynosi pani doświadczenia przydatne w pracy zawodowej? A czy rozwija się pani jako człowiek?
Jak najbardziej! Podczas pracy z dziećmi z trudnościami wszystkie priorytety w życiu się zmieniają. Trzeba na swoje życie spojrzeć z innej perspektywy. Zastanowić się, czy akurat wszystko dobrze mamy poukładane. Wydaje mi się, że nie jest to żaden problem, aby poświęcić tydzień swojego urlopu na taki obóz. To też może być odpoczynek.
A jak Wam minął tegoroczny obóz?
Ważnym punktem programu każdego dnia było wspólne granie i śpiewanie. Dzieci to bardzo lubią. To niesamowite, że nasze dzieci choć nie mają żadnego wykształcenia muzycznego, muzykę mają w sobie, śpiewają, grają, pamiętają różne piosenki. To jest dla nich wyjątkowy czas. Nawet jeżeli powtarzamy w kółko te same piosenki, to dla nich są one ciągle jak nowe, zawsze przeżywają je z taką samą intensywnością. My, ludzie neurotypowi, potrzebujemy ciągle nowych bodźców, a nasi podopieczni potrafią się cieszyć tą samą piosenką tak, jakby słyszeli ją po raz pierwszy.
A co jest dla pani najważniejsze w tej pracy?
My się już wszyscy na obozie dobrze znamy. Widzimy, jak dzieci rosną, jak się zmieniają, rozwijają, jak coraz lepiej funkcjonują. Widzimy, że relacje z nami są dla nich bardzo ważne, że nas pamiętają. I czujemy, że jesteśmy dla nich ważnymi osobami w życiu.
Rozmawiała Sylwia Grudzień.
Tagi: Renata Czader, Stowarzyszenie Nigdy nie jesteś sam, Urszula Waszut, wakacyjny obóz dla dzieci