indi
E-mail: indi@zwrot.cz
REGION/ Większość kierowców narzeka na trudności związane z poruszaniem się zimą po drogach. Wyobraźmy sobie, że nie jedziemy małą „osobówką” a 16-tonową „śmieciarą”. Dodatkowo droga jest tak wąska, że nie tylko nie da się na niej wyminąć. Trzeba wykazać się nie lada kunsztem, by z jednej strony nie wpaść do rowu, a z drugiej nie „przyhaczyć” komuś płotu czy dachu. Tymczasem takie karkołomne manewry są nie tylko zimową codziennością kierowców śmieciobusów.
Pogoda śmieciarzy nie rozpieszcza
– Jeszcze w ubiegłym tygodniu były miejsca tak przysypane śniegiem, że nawet nie było widać, gdzie kończy się droga, a zaczyna pobocze. A często koło szos są głębokie rowy. Bywa, że jeden pracownik musi iść przed samochodem i pokazywać kierowcy, którędy ma jechać – opowiada Dorota Havlik, rzecznik prasowy firmy „Smolo” zajmującej się wywozem śmieci w naszym regionie.
Dla pracowników oczyszczania miasta nie ma dobrej pogody.
– No, może na wiosnę, jak już nie pada i nie jest zimno, a jeszcze nie jest gorąco. Jadący na tzw. stopkach śmieciarek pracownicy cierpią z powodu mrozu, wilgoci i przejmującego wiatru. Teraz i tak jest dobrze, dostajemy ubrania ochronne, dobrej jakości rękawice na zmianę. Jak w roku 2001 podejmowałem pracę w spółce komunalnej, to wyposażono mnie tylko w jedną parę płóciennych rękawic. Pod koniec pierwszej zmiany, po przetoczeniu kilkuset ciężkich metalowych kubłów, prawie płakałem ze zmęczenia – mówi Tomáš Lyčka, który najpierw pracował jako śmieciarz, teraz jest szoferem śmieciarki.
– W lecie też nie jest łatwo. Cały dzień gorące słońce, a na stopkach pojazdu pracowników dogrzewa jeszcze system hydrauliczny. Poza tym zapach nie jest przyjemny. Raz kolega z mojej ekipy zwymiotował po podniesieniu wieka, bo prosto w twarz buchnął mu smród i rój much z wnętrzności i głowy barana, które w koszu, na pełnym słońcu dojrzewały przez ponad tydzień. No i kurz. Tego jest najwięcej w zimie, kiedy ludzie wsypują do koszy na śmieci również popiół z kotłów ogrzewania – dodaje kierowca.
Wąskie górskie drogi to nie lada wyzwanie dla szoferów
Dojazd do podgórskich osad łatwy nie jest, a zimą staje się wręcz niebezpieczny. W wioskach o rozproszonej zabudowie z mnóstwem licznych przysiółków jest dużo miejsc, gdzie jezdnia ma dokładnie szerokość ciężarówki.
– Są miejsca, gdzie kierowca pół kilometra cofa, i to ostro pod górkę, bo wąska droga kończy się zabudowaniami i nie ma możliwości zawrócenia dużego samochodu. Szofer musi przejechać tyłem przez mostki tak wąskie, że ma dosłownie po kilka centymetrów po bokach. Albo z jednej strony jest górski potok, a z drugiej zabudowania, których dachy lusterka śmieciarki mijają o kilka centymetrów. Tak jest na przykład w Wędryni pod Jagodną lub za końcowym przystankiem autobusu – opowiada Havlik.
Zdaniem kierowców Wędrynia jest jedną z gmin w regionie, które mają najlepiej utrzymane drogi. – Władze Wędryni dbają o zimowe utrzymanie jezdni, mają swego pracownika, który posypuje je żwirem – chwali Lyčka, który zwozi śmieci od tutejszych obywateli od wielu lat.
Mimo starannego utrzymania drogi i tak są miejsca, w które zimą jest bardzo trudno dojechać. Podobnie jest na Herczawie, w Piosku, Piosecznej i innych podgórskich miejscowościach.
Mieszkańcy też czasem pracy nie ułatwiają
Śmieciarze mówią ze smutkiem, że ludzie przestali sobie cenić ciężką pracę i widać to także w ich zawodzie. – Dzwonią, że kubeł nieodstawiony dokładnie w to samo miejsce, że na dnie brązowego pojemnika na bioodpady zostało trochę przymarzniętych liści, których przy 20stopniowym mrozie nie dało się oderwać. Że na dnie pojemnika został przyklejony foliowy woreczek albo tekturowe opakowanie po lekarstwie i czemu nie doczyszczają pojemników ręcznie.
Tymczasem mieszkańcy powinni sami wystawiać kubły na pobocze drogi. Są tacy, którzy to robią, odśnieżą pojemniki. A niektórzy zostawią je w wysokiej zaspie śniegu zgarniętego przez pług z całej drogi. Każdy ze śmieciarzy opróżnia w trakcie jednej zmiany kilka ton śmieci z 350 do 450 kubłów. W tych warunkach pogodowych, przy zalegającym wszędzie śniegu, który utrudnia dojazd i zabranie pojemników, wszystko zajmuje dużo więcej czasu, niż normalnie – stwierdza Havlik.
Nie zawsze wszędzie da się dojechać
Havlik wyjaśnia, że są na Zaolziu miejsca, do których w dniach największych opadów śniegu wcale nie dało się dojechać śmieciarką. Te miejsca firma musiała obsługiwać małym samochodem, co zajęło więcej czasu albo przesunąć opróżniania kontenerów.
– Najpierw było zimno i szosy były mocno oblodzone. Nastąpiła odwilż, ale śnieg w górach nadal zalega i jest bardzo ciężki. Dodatkowo niektóre drogi w gminach, gdzie przeprowadza się inwestycje, są pokryte śliską warstwą błota. W piątek w Milikowie pod naszą śmieciarą osunęła się nawierzchnia i ciężki samochód trzeba było wyciągać z błota z pomocą ciągnika. Na szczęście wszystko obeszło się bez uszczerbku na zdrowiu – dodaje Havlik.
Zauważa też, że zawód pracownika służb sanitarnych i oczyszczania gmin ze śmieci zaliczany jest do 10 najbardziej niebezpiecznych zawodów na świecie. Zajmuje siódmą poprzeczkę zaraz po np. saperach, taksówkarzach, górnikach i pilotach.
– Pamiętajmy o śmieciarzach, ich ciężkiej pracy, o ich 8 godzinach spędzonych na mrozie, deszczu czy słońcu przy opróżnianiu naszych kubłów na śmieci. Miejmy więcej zrozumienia, jeśli przy takiej pogodzie nie przyjadą dokładnie na czas – apeluje.
(indi)

Wypełnione śmieciami pojemniki ważą często ponad 50 kilogramów. Z zasp ciężkiego śniegu trudno je nawet wyrwać.
V Beskidach jest wiele miejsc, gdzie śmieciara dojedzie tylko cofając pod górkę.
Tagi: wywóz śmieci