Renata Staszowska
E-mail: renata@zwrot.cz
BYSTRZYCA / Spotkania poświęcone tradycyjnym metodom przetwarzania żywności to nie tylko okazja do zdobycia wiedzy, ale także źródło inspiracji. Tak było 2 października w MUZ-IC w Bystrzycy, gdzie w ramach cyklu „Kiszenie-Suszenie-Przechowywanie” (Kvašení – Sušení – Uchovávání) wystąpili m.in. Janek Michalik oraz rodzina Turoňów.
Na początku Janek Michalik z humorem opowiadał o swoich doświadczeniach z kiszeniem – od ogórków po czerwone buraki. Dzielił się sprawdzonymi metodami i praktycznymi wskazówkami, podkreślając jednocześnie, jak pozytywny wpływ mają kiszonki na zdrowie.
Następnie głos zabrali Martina, Janek i Maruška Turoňowie, którzy pokazali, że ogród, przetwory i domowe metody konserwacji to nie tylko praktyczne zajęcia, lecz także sposób na wspólne, rodzinne spędzanie czasu.
Ogród jako sens życia
Martina Turoňová opowiedziała, jak zaczęła się jej przygoda z ogrodnictwem i domowymi przetworami.
– Cały wolny czas poświęcam ogrodowi. Zaczęło się, gdy byłam na urlopie macierzyńskim. Patrzy się wtedy na świat inaczej – zaczęłam się zastanawiać, co możemy jeść zdrowego i naturalnego. Najpierw sadziłam i uczyłam się uprawy, a potem okazało się, że nie potrafię tego wszystkiego odpowiednio przechować i przetworzyć. Musiałam więc szukać kolejnych rozwiązań – jak suszyć, kisić, robić syropy. – opowiadała.

– Dziś największą część mojego ogrodu zajmują owoce: maliny, jeżyny, borówki i aronia. Robię z nich syropy, które wykorzystujemy na co dzień. Z warzyw to klasyka – marchew, pietruszka, seler, cebula, czosnek, ziemniaki – a do tego zioła. To dla mnie ma sens. Moja energia wraca w postaci czegoś, co daje radość i zdrowie całej rodzinie. Staram się też niczego nie marnować. Skorupki jajek trafiają do kur albo do kwiatów, a ze skórek jabłek robię ocet. Chodzi o to, by nic się nie zmarnowało – wyjaśniała.
Z męskiej perspektywy
O swojej roli w ogrodzie i kuchni opowiadał też jej mąż Janek Turoň.
– Staram się zapewnić zaplecze – buduję podwyższone grządki, przygotowuję donice, pomagam tam, gdzie potrzeba siły. Żona mnie zaangażuje, a ja wykonuję (śmiech). Zakręcam butelki, sieję, kopię, orzę, bronuję – takie typowe męskie wsparcie. W tym roku spróbowałem też czegoś nowego. Postanowiłem zrobić powidła – wypestkowałem śliwki, ugotowałem, no i udało się! To była satysfakcja, bo nie tylko pomogłem, ale też sam czegoś się nauczyłem – zdradził.
Największy produkt: wspólny czas
Rodzina Turoňów podkreśla, że najważniejszy nie jest sam efekt pracy – słoiki z powidłami czy butelki syropu – lecz czas spędzony razem. Wspólna praca w ogrodzie i przy przetworach pozwala im uczyć dzieci, wspierać się nawzajem i cieszyć się tym, że tworzą coś wspólnie. To właśnie te chwile są dla nich najcenniejszym „produktem” całego wysiłku.
Spotkanie w Bystrzycy zakończyła degustacja. Uczestnicy mogli spróbować domowych kiszonek, suszonych owoców i syropów – a także przekonać się, że za każdą butelką i słoikiem kryje się coś więcej niż tylko przepis: rodzina, pasja i wspólne wartości.

















