„Perun to nie tylko bieg. To próba charakteru”. Rozmowa z Marcelem Žušką – zwrot.cz

OLDRZYCHOWICE / W sobotę 3 maja w sercu beskidzkich szlaków odbyła się dziesiąta edycja Perun Maratonu, który w tym roku miał rangę Mistrzostw Republiki Czeskiej w skymaratonie. Trasa nie należała do łatwych – zawodnicy zmierzyli się z sześcioma wymagającymi podejściami na szczyty Javorowy, Ropica, Příslop, Koziniec, Ostry oraz z sześcioma technicznymi zbiegami. Organizatorem jest Marcel Žuška wraz ze swą żoną Barbarą.

Uczestnicy maratonu musieli pokonać aż 41 kilometrów z przewyższeniem dodatnim 3400 metrów, co czyni Peruna jednym z najtrudniejszych biegów górskich w całej republice. Na trasie czekały cztery punkty odżywcze, ale i tak był to prawdziwy test siły i wytrzymałości. Limit czasu wynosił 9 godzin – i wielu biegaczy mówiło wprost: „to była prawdziwa szychta!”

Równolegle rozegrano także półmaraton na dystansie 22 km z przewyższeniem 1900 m, który okazał się świetną alternatywą dla tych, którzy jeszcze nie czują się gotowi na pełnego Peruna.

Zawodnicy rywalizowali w czterech kategoriach: mężczyźni do i powyżej 40 lat oraz kobiety do i powyżej 40 lat. Choć trasa była surowa i wymagająca, na mecie panowała radosna atmosfera, a organizatorzy już zapowiadają kolejne edycje.


Porozmawialiśmy z głównym organizatorem Perun Sky Maratonu Marcelem Žušką.

Perun SkyMaraton organizujecie już po raz dziesiąty. Co was do tego motywuje?

Tak wymagającego maratonu jak Perun nie ma nigdzie indziej w Czechach. Ale dla nas to nie tylko sportowe wyzwanie — chcemy też pokazać, że Beskidy to coś więcej niż Łysa Góra czy Pustewny. To także Góralia — region z własnym, niepowtarzalnym charakterem, surowym pięknem i dzikością, którą warto odkryć.

Pamiętasz początki? Co się zmieniło od pierwszego biegu?

Oj, tak – takich rzeczy się nie zapomina. Początki mam w pamięci, jakby to było wczoraj. Startowaliśmy spod drewnianej budki przy wyciągu, prąd do bramy startowej szedł z agregatu, a meta znajdowała się na szczycie Jaworowego. W chacie tłum jak mrówki – wszyscy zlani potem, leżeli tuż za linią mety. Tak ich podkręcaliśmy, żeby naprawdę wycisnęli z siebie ostatnie siły.

Dziś finiszujemy na dole – to rozwiązanie dużo wygodniejsze logistycznie i lepsze dla samych zawodników. Flight Park daje nam więcej przestrzeni, a przy okazji wreszcie możemy zorganizować coś także dla dzieciaków. To już zupełnie inna liga.

Ile trwa przygotowanie tak dużej imprezy?

Od pomysłu do realizacji jest jakieś pół roku, czasem dziewięć miesięcy.

Kto za tym wszystkim stoi? Ile osób pracuje przy maratonie?

Przez cały rok działa stały zespół – sześć osób. Każdy ma swoją działkę: ktoś odpowiada za trasę, ktoś inny za logistykę, są też osoby koordynujące współpracę z partnerami i organizujące strefę dzieci. Ale prawdziwa machina rusza dopiero tuż przed startem. Wtedy dołącza do nas około trzydziestu wolontariuszy. To oni znakują trasę, obsługują punkty odżywcze – z wodą, izotonikami i owocami – i przede wszystkim motywują zawodników do dalszego biegu.

To nasza sprawdzona ekipa – niemal co roku ta sama. Niezawodni, zaangażowani, z sercem do działania. Mówimy o nich „żelazna drużyna” – bez nich ten maraton by się po prostu nie odbył.

Z czym jako organizatorzy macie największe problemy?

Najwięcej nerwów co roku kosztują nas rozmowy z CHKO. To prawdziwy „maraton przed maratonem”. Czasami mamy wrażenie, że szukają pretekstu, by po prostu powiedzieć „nie”. Zdarzało się, że tuż przed startem musieliśmy zmieniać trasę – a to kompletnie wywraca całą logistykę do góry nogami.

Drugie wyzwanie to rozmowy z partnerami. Choć tu jest już łatwiej – coraz częściej rozumieją, że ten bieg to coś więcej niż sportowe wydarzenie. To promocja naszego regionu, jego przyrody, ludzi i energii.

Są jakieś momenty z tych dziesięciu lat, które szczególnie zapadły ci w pamięć?

Zdecydowanie! Jednym z takich niezapomnianych momentów był przyjazd samego Marco De Gasperiego – mistrza świata w skyrunningu. To było dla nas ogromne wydarzenie. Pamiętam, że dzień po biegu pogoda kompletnie się załamała – na Jaworowym spadło dziesięć centymetrów śniegu! Marco sam przyznał, że w takich warunkach nie byłby w stanie ukończyć trasy. „Grande Finále” dosłownie wycisnęło z niego wszystko.

Drugi moment – zupełnie innego kalibru, ale równie poruszający – to pierwszy bieg dzieci. Wtedy naprawdę mnie uderzyło: jeśli nie pokażemy młodym, że sport to radość, pasja i droga do czegoś więcej, to jako społeczeństwo zaczniemy się rozpadać. Dlatego w tym roku dzieci otrzymały dokładnie takie same medale jak zwycięzcy maratonu – bo absolutnie na to zasłużyły.

Czy planujecie wprowadzić jakieś zmiany lub nowości w kolejnych edycjach maratonu?

Tak, już w tym roku zrobiliśmy mały, ale ważny krok – wprowadziliśmy półmaraton. Nie każdy ma siłę czy ochotę mierzyć się z pełnym dystansem Peruna, więc chcieliśmy dać ludziom alternatywę. I wygląda na to, że trafiliśmy – krótsza trasa naprawdę się spodobała. Wszystko wskazuje na to, że z nami zostanie.

A co dalej? Mamy kilka pomysłów schowanych w szufladzie, niektóre całkiem odważne. Ale prawda jest taka, że dziś największą niewiadomą nie są nasze plany, tylko to, czy jeszcze pozwolą nam biegać po górach…

Co daje ci największą satysfakcję po zakończonym Perunie?

Chyba najbardziej porusza mnie jedno zdanie, które co roku słyszę od mojego syna: „Tato, zrobisz znowu Peruna, nie?” – i to wystarczy. Dla mnie to znak, że to, co robimy, ma wartość – nie tylko sportową, ale też emocjonalną i pokoleniową.

A druga rzecz, która daje mi ogromną satysfakcję, to reakcje doświadczonych biegaczy. Kiedy ktoś, kto startował w najtrudniejszych maratonach w kraju, mówi z przekonaniem – To był najtrudniejszy bieg w Czechach – wtedy człowiek wie, że nie stworzył kolejnej zwykłej trasy, tylko coś, co naprawdę zostaje w głowie i w nogach. Bo Jawosze czy Příslop nie pytają, czy ci się chce. One pytają: „Czy naprawdę jesteś gotowy?”

Jak układa się współpraca z partnerami, sponsorami i samorządem?

Zdecydowanie formalności. Co roku zaczynamy właściwie od zera – CHKO nie wydaje zgód długoterminowych, więc każda edycja to nowe rozmowy, nowe uzgodnienia, nowe przeprawy. Na szczęście Lasy Państwowe są bardziej otwarte i skłonne do współpracy.

Ale jedno muszę podkreślić – miasto Trzyniec stoi za Perunem, chce, żeby ta impreza się odbywała właśnie tutaj. Tak samo jest ze sponsorami – są tacy, którzy są z nami od początku, rok w rok, i tacy, którzy pojawiają się na chwilę, wspierają jedną czy dwie edycje. I jedno, i drugie doceniamy – bez nich ten bieg nie miałby prawa się udać.

Czy macie grupę wiernych uczestników, którzy wracają co roku?

Oczywiście! Choćby Pavel Brýdl – przyjeżdża z Náchoda. Mistrzyni Czech, Anička Straková – z Pragi. Co roku jest też grupa z Opawy. No i najstarszy uczestnik – ma ponad 70 lat i zawsze kończy Peruna tuż przed limitem. A biegaczy z Trzyńca i okolic – wiadomo, pełno.

Jak oceniasz tegoroczną edycję?

Zdecydowanie na plus! Przed południem pogoda była jak z bajki – słońce, uśmiechnięte dzieciaki wykonujące przygotowane zadania, półmaraton rozegrany w idealnych warunkach. Wszędzie panowała dobra energia i pozytywna atmosfera.

A potem… cóż, klasyka gór – po piętnastej przyszły burze. Musieliśmy przenieść ceremonię wręczenia medali do namiotu, a część zawodników z Grande Finale ściągać z trasy ze względów bezpieczeństwa. Góry nie wybaczają, kiedy pogoda się buntuje.

Ocena? Powiedziałbym: solidna jedynka z minusem. Ale jeśli w przyszłym roku dostaniemy zielone światło na wszystko, co planujemy – to może będzie jedynka z gwiazdką.

Komentarze



CZYTAJ RÓWNIEŻ



 

NAJWAŻNIEJSZE WYDARZENIA NA ZAOLZIU
W TWOJEJ SKRZYNCE!

 

DZIĘKUJEMY!

REKLAMA Reklama

REKLAMA Reklama
Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego