Krzysztof Rojowski
E-mail: krzysztof@zwrot.cz
„Heweliusz” – o tej hitowej polskiej produkcji Netflixa napisano już niemal wszędzie. Mini-serial obrazujący tragedię polskiego statku „Jan Heweliusz”, który zatonął na Bałtyku 14 stycznia 1993 roku, bije rekordy popularności. Co ciekawe, w drugim odcinku można usłyszeć… orkiestrę ze Śląska Cieszyńskiego. O kulisach produkcji opowiada „Zwrotowi” Józef Kuczera ze Strażackiej Orkiestry Dętej w Górkach Wielkich.
„Mówili, że to superprodukcja będzie”
Serial miał swoją premierę na platformie Netflix 5 listopada, a zdjęcia kręcone były w pierwszej połowie roku. Jak opowiada nam nasz rozmówca, ujęcia do „ich” odcinka rejestrowane były na samym początku marca. – Wcześniej nasz kapelmistrz odebrał telefon od kogoś z produkcji. Zapraszali nas do udziału w filmie „Heweliusz”. Wtedy nikt jeszcze nie wiedział, co to ma być (śmiech). Mówili, że to jakaś superprodukcja, że gwiazdy będą, no ale bez szczegółów – zdradza.
Decyzja muzyków w orkiestrze była jednogłośna – wszyscy zgodzili się na udział w nagraniach. – Pojechaliśmy do Chałupek, na dawny dworzec PKS. Mieliśmy grać do końca sceny, potem był „klaps” i mieliśmy przerwać. Dopiero na sam koniec zdjęć poprosili nas, byśmy zagrali ten utwór w całości – to był marsz „Broadway” A.C. van Leeuwena. No i właśnie ten fragment, te trzy minuty zostały użyte – pod koniec drugiego odcinka, gdy jest moment pojawienia się ocalonych i do napisów – wyjaśnia Kuczera.
Trudy planu filmowego
Na planie w przygranicznych Chałupkach pojawili się odtwórcy głównych ról w serialu – między innymi Mirosław Zbrojewicz i Joachim Lamża. – Pamiątkowych zdjęć nie było – na plan przyjechaliśmy 6 marca o 17:00, a kończyliśmy o drugiej w nocy. Było potwornie zimno – obsada miała grube płaszcze, a my staliśmy w swoich mundurach. Okrutnie przemarzliśmy, więc nikt nie miał ochoty jeszcze uganiać się za aktorami. Poszliśmy do takiego ciepłego pawilonu, gdzie była gorąca herbata – wspomina strażak.
– Na zakończenie zdjęć dostaliśmy brawa, zarówno od statystów, jak i reżyserki. Podziękowano nam również przez megafon. Gratyfikacja finansowa też oczywiście była (śmiech) – dodaje Kuczera.
Z dożynek w Brennej do hitowej produkcji
Bardzo ciekawa historia kryje się również za tym, skąd pojawiło się zaproszenie Strażackiej Orkiestry Dętej w Górkach Wielkich do udziału w najdroższym polskim serialu (budżet każdego z sześciu odcinków wynosił 25 milionów złotych!).
– Dowiedzieliśmy się, że jeden z członków ekipy produkcyjnej był dwa lata wcześniej na dożynkach w Brennej. Prowadziliśmy wtedy korowód, no i musieliśmy mu zapaść w pamięć – uśmiecha się nasz rozmówca.



