Ło Jezus Maryja, Izabelko, cóż żeś zaś narobiła?! Jak mogłaś podciąć gałąź naszego zaolziańskiego polskiego światka ukazując gwarę naszą piękną jako zyngrubę wchłaniającą ochoczo wszelkie czechizmy i wulgaryzmy? Jak mogłaś przyłożyć rękę do dzieła tak niecnego („Kogut w rosole” w wykonaniu Sceny Polskiej Teatru Cieszyńskiego z moim tłumaczeniem na „po naszymu”), że nawet profesorowie chwytają za pióra w ramach protestu i oburzają się, że publiczności się podobało? No jak!!!
Po tym nieco teatralnym wstępie pragmatycznie wyjaśniam, że nawiązuje on do wydrukowanej na łamach Głosu recenzji autorstwa prof. Karola Daniela Kadłubca o najnowszej propozycji Sceny Polskiej TC czyli sztuce, w której jest sporo golizny, wulgaryzmów i słów, które nijak nie wpisują się w kanon gwary.
Abstrahując od faktu oczywistego, że komedia „Kogut w rosole” jest odzwierciedleniem rzeczywistości, a nie czasów Wawrosza, na ostatnie pytanie bijące po oczach trzema wykrzyknikami niczym goła pierś Reytana odpowiem: Ano tak, że tu nie o szkółkę niedzielną tustelańszczyzny chodzi, tylko o sztukę.
Inaczej mówiąc, jeżeli Scena Polska zechce wystawić „Pana Tadeusza” w formie kabuki, „Romea i Julię” przedstawić jako konflikt managementu Huty Trzynieckiej ze związkami zawodowymi, z „Dziadów” zrobić wodewil, ze „Świętoszka” pantomimę lub promować „Płyniesz Olzo” jako hymn nudystów za pomocą gołych śpiewających aktorów i aktorek z wiankami na głowie na Moście Przyjaźni, to może. Bo teatr nie jest świątynią słowa tylko agorą ekspresji. Nie tylko na świecie, ale też w Czeskim Cieszynie. Tylko tyle i aż tyle.