Halina Szczotka
E-mail: halina.szczotka@zwrot.cz
JABŁONKÓW / Domy, których już nie ma, jabłonkowskie uliczki, które także zniknęły w wirze historii i zastygli w bezruchu jabłonkowianie, spoglądający na nas tak, jak patrzono kiedyś na fotografa, który wkładał do aparatu szklaną płytkę pokrytą warstwą kolodionu, aby zdjąć na niej rzeczywistość. Ale w tym wypadku to nie negatyw, lecz pozytyw i pozytywne, bajkowe „obrozki” Antoniego Szpyrca, zdobiące ściany niejednego domu na Zaolziu.
„Na ścianie nóm wiszóm barewne obrozki
Na szkle malowane z ulicy Polski.
Wyrazimy do ni z rynku od Myntelki
Głowato przewraco rumek wielki”.
Tak o malowidłach, które ma w swej domowej kolekcji, śpiewa Tomasz Tomanek z „Blafu”. Ale teraz i on, i wielu przyjaciół „naiwnygo malyrza” wypożyczyło je na wystawę do sali ślubów jabłonkowskiego ratusza.
Niepowtarzalna to okazja, by zobaczyć w jednym miejscu rozproszone na co dzień „obrozki”, które tuż przed drugą rocznicą śmierci swego autora spotkały się ponownie. Tak jak spotkali się na wernisażu ludzie, których życie splotło się z jego życiem, by wspomnieć, by porozmawiać, by stwierdzić wreszcie, że w przypadku Szpyrca jak najbardziej sprawdzają się słowa Horacego – „non omnis moriar”.
Bo Antek, Tonik nie umarł cały. I nie tylko żyje w swej twórczości, ale także w tym, co dał swoim krajanom, w tym impulsie, który doprowadził do tego – jak to ujął podczas otwarcia wystawy zastępca burmistrza Stanisław Jakus – że „obudził w nas to, co w nas spało”. Że zainteresował innych małą ojczyzną, Jabłonkowem, jakby wbrew intencji tych, którzy przed dekadami postanowili zastąpić jego barwną średniowieczną tkankę banalnością i nudą z wielkiej płyty.
Tagi: Antoni Szpyrc, malowane na szkle
Komentarze