– W tym roku skupiłem się na tym, co działo się z tramwajem w czasie wielkiej wojny – powiedział Maciej Dembiniok, zaznaczając, że co roku starają się podczas tego spaceru powiedzieć coś nowego. Spaceru szlakiem cieszyńskiego tramwaju, jaki w niedzielne przedpołudnie 16 lutego poprowadził wspólnie z Leszkiem Lipsą.

    Mimo, że spacery takie odbywają się co roku i było ich już kilka, zainteresowanie nimi nie słabnie. Przychodzą nie tylko mieszkańcy samego Cieszyna, ale i całego regionu. Na tym ostatnim jeden z uczestników pochwalił się przykładowo posiadanym we własnych zbiorach żetonem z tramwaju karwińskiego.

    Grupa chętnych do zapoznania się z historią cieszyńskiej linii tramwajowej wyruszyła w niedzielne, słoneczne przedpołudnie 16 lutego o 10:00 z przystanku Schloßgasse, czyli spod Wzgórza Zamkowego. O historii tramwaju na kolejnych przystankach opowiadał Dembiniok. Lipsa zaś wprowadzał słuchaczy w kontekst historyczny tamtych czasów.

    Przewodnicy zwrócili uwagę na fakt, że w otwartej 12 lutego 1911 roku cieszyńskiej linii tramwajowej na początku wszystko było po niemiecku, co bolało polskojęzyczną prasę. Z czasem jednak to się zmieniło, a w 1917, by otrzymać zatrudnienie w cieszyńskich tramwajach, trzeba było władać zarówno językiem niemieckim, jak i polskim.

    Jeśli chodzi o zatrudnienie, to też wiąże się ono z wojskiem i wojną. – Ci, którzy kończyli służbę, mieli pierwszeństwo jeżeli chodzi o zatrudnienie w tramwaju cieszyńskim. Dodatkowo jeszcze osoby, które odniosły jakieś obrażenia na wojnie, były inwalidami wojskowymi, miały pierwszeństwo. Ale w roku 1917 pojawił się problem z pracownikami. Mianowicie wielu zginęło na froncie. W związku z zaistniałą sytuacją wprowadzono możliwość zatrudnienia kobiet. Ale nadal nie mogły być motorniczymi, mogły tylko kontrolować bilety. Zatem postanowiono, że tramwaje będą jeździły tylko w dwa wozy (wcześniej jednocześnie na linii znajdowały się trzy wozy). A w końcu jeździły tylko rano i popołudniu. Były też takie sytuacje, że informowano, że dnia tego a tego odjedzie z dworca taki a taki regiment. Ponieważ w tym regimencie byli wszyscy motorniczy tramwajów cieszyńskich, to miejscowa ludność wystąpiła z petycją, czy oni mogliby trochę później pojechać – opowiadał Dembiniok.

    Mówił o kwestiach technicznych, takich jak początkowo papierowe bilety, później żetony wielokrotnego użytku, po czym, na skutek inflacji, powrót do biletów papierowych. Wojskowi, czyli oficerowie z ordynansami jeździli za darmo. Taki był zresztą warunek władz Austro-Węgier podczas podejmowania decyzji o uruchomieniu linii tramwajowej w Cieszynie. Nie znaczy to jednak, że nie ma danych dotyczących ilości korzystających z tramwaju pasażerów.

    Tramwaj w liczbach

    – Ludzie często pytają mnie o liczby. A więc: w pierwszym dniu kursowania podróż odbyło 4 tysiące osób. W kolejnych latach liczba rocznie obsłużonych pasażerów oscylowała w okolicy czterystu tysięcy – wyliczał Dembiniok. – A jak liczono wojsko, skoro jeździło za darmo? – padło pytanie z grupy. – Był bilet frei. A jeśli chodzi o wojsko, to w okresie I wojny światowej ta liczba drastycznie się zwiększała. W roku 1918 to było ponad milion 200 tysięcy przewiezionych osób. Oczywiście w ogromnej większości to są żołnierze, którzy kursują między dworcem a koszarami. W kolejnych latach nie wiemy, ilu tych pasażerów było, bo już nikt tego nie spisywał. Liczbę sprzedanych biletów raportowano od roku 1911 do połowy 1919 – wyjaśniał.

    Wiadomo, że cieszyńska linia tramwajowa funkcjonowała krótko, zaledwie 10 lat. Powodem był podział miasta granicą państwową w 1920 roku. Wprawdzie tramwaj nie zaprzestał kursować w momencie ustanowienia granicy na Olzie. Jednak fakt, że był na granicy kontrolowany przez służby graniczne przez nawet 15 minut, podczas gdy całą trasę pojazd pokonywał w 11 minut, sprawił, że jego kursowanie stało się pozbawione sensu. Nim jednak zniknął z pejzażu miasta, przemalowano wcześniej biało-czerwone wagony na zielone, żeby nikogo nie urazić. Bo żadne z państw nie ma koloru zielonego we fladze.

    Historia szyn

    A co stało się z szynami? Po czeskiej stronie zdemontowano je znacznie później, aniżeli po polskiej. – Na zdjęciu konduktu pogrzebowego Żwirki i Wigury widać tory na ulicy Dworcowej, a więc wówczas jeszcze one tam były – wyjaśnia Dembiniok. Po polskiej zaś stronie sukcesywnie je demontowano, a pozyskany w ten sposób materiał wykorzystywano do różnych celów.

    Kawałki szyny, które obecnie upamiętniają cieszyński tramwaj na Rynku, Dembiniok wypatrzył w ogródkach działkowych, gdzie służyły za słupek ogrodzeniowy. Ale zdarza się też, że wykorzystywano je podczas remontów domów. Niedawnym odkryciem jest użycie kawałka szyny jako nadproża jednej z kamienic przy ulicy Szersznika.

    (indi)

    Tagi: , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Walizki
      REKLAMA
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023-2024.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego.