O sztuce i teatrze rozmawiamy z Barbarą Szotek-Stonawski, która w tym roku odebrała odznakę honorową Zasłużony dla Kultury Polskiej.

 
Odznaczenia zostały przyznane z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru.  Wiesz, kto cię nominował?
 
Oczywiście, że w okolicach 27 marca najwięcej mówi się o aktorach i teatrze i dzień ten jest okazją do uhonorowania aktorów i twórców teatralnych. Zresztą po to to święto zostało ustanowione w 1961 roku – w celu promocji i międzynarodowej wymiany informacji na temat teatru. Święto inicjuje rozmowy nie tylko środowiskowe na temat kondycji teatru i jego miejsca w świecie.

Od 21 grudnia 2018 roku obchodzimy również stulecie ZASP. Z tej okazji oddział katowicki ZASP nominował do odznaczeń państwowych również członków koła w Czeskim Cieszynie. Jako że byłam przez kilka lat prezesem naszego koła, cieszy mnie, że nasza praca została doceniona. ZASP nie jest na naszym terenie zbyt znany, a przy tym organizacja ta współpracuje z naszym teatrem od wielu lat. Praca w ZASP daje mi wiele satysfakcji, zwłaszcza że podczas 58. Zwyczajnego Zjazdu z udziałem ponad 100 delegatów z całej Polski weszłam w skład Głównego Sądu Koleżeńskiego.

Byłaś jedynym aktorem grającym poza granicami RP, który zyskał tego dnia odznaczenie? 

Nie, nie byłam jedynym aktorem Sceny Polskiej, który odbierał tę nagrodę. Cieszę się, że mogłam na scenie stanąć obok długoletniej koleżanki Lidii Chrzanówny. Ogromną radość sprawiło mi też, że wśród odznaczonych był długoletni aktor i reżyser SP w Czeskim Cieszynie Witold Rybicki. Docenić trzeba również to, że odznaczenia odbieraliśmy w doborowym towarzystwie wspaniałych artystów z całego Górnego Śląska, co stanowiło kolejną promocję naszego teatru w Polsce.

Otrzymywanie nagród to oczywiście przyjemność, ale od święta. Na co dzień aktorzy, reżyserzy, ludzie sztuki, zwłaszcza ci, którzy pracują na prowincji, raczej klepią biedę. Ludzie traktują sztukę jako „luksus”, który nie jest potrzebny społeczeństwu. Myślisz, że można tę postawę sporej części społeczeństwa wobec sztuki jakoś zmienić?

Nie będę odkrywcza, gdy powiem, że bez sztuki nie żyjemy, ale wegetujemy. Każdy z nas w jakiś sposób jest artystą. Tworzy swoją rzeczywistość. Każdy przeciętny zjadacz chleba jest częścią wielkiego tworzenia, olbrzymiego spektaklu, zwanego życiem, tylko nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, a czasami po prostu o tym zapominamy.

Ile razy przyłapałeś się na tym, że to, co stało się w twoim życiu, byłoby dobrym materiałem na film lub sztukę teatralną? A może obraz lub rzeźba oddałaby w pełni to, co przeżywasz?

A artyści profesjonalni są, powinni być, bardziej świadomi swojej twórczości i za nią odpowiedzialni. No i moim zdaniem w sztuce chodzi o to, żeby się wzajemnie inspirować, pobudzać do myślenia, budować lub burzyć poglądy – ewaluować. A mamy obowiązek pracy nad sobą.

Jak można ten stosunek społeczeństwa do sztuki zmienić? Wydaje mi się, że poprzez rozbudowanie samoświadomości jednostki. A szkoła i rodzina powinna odgrywać tu kluczową rolę. Poprzez naukę myślenia i kształtowania własnych poglądów, a nie uczenia się regułek na pamięć. Każde dziecko jest artystą – pomagajmy dzieciom utrzymać w sobie świadomość tego przez całe życie.

Miałaś okazję grać u Krystiana Lupy. Co dała ci współpraca z jednym z największych polskich reżyserów? 

Cenię sobie oczywiście wysoko to doświadczenie. W 2015 roku wystawiliśmy z kolegami dramat S. I. Witkiewicza „Maciej Korbowa i Bellatrix” w Krakowie w teatrze Łaźnia Nowa oraz w Warszawie w Teatrze IMKA. Co mi dała ta współpraca? Na nowo zaczęłam sobie zadawać pytania, o których udało mi się zapomnieć. Nieśmiertelne pytania o to, kim jestem, co tu robię, kim jest aktor, gdzie jest granica między graniem postaci a mną… i wiele innych. Pytania, na które nie odpowiada się raz w życiu, i kiedy odpowiedź jest zadowalająca, to odstawia się je do lamusa, ale cały czas się z nimi pracuje. Cenię sobie otwartość Krystiana w tematach uważanych przez społeczeństwo za tabu. Jego otwartość pozwala odkryć aktorowi nowe, a być może tylko dotychczas niewydobyte przestrzenie do kreowania postaci i jej rzeczywistości. Lupa jest pedagogiem, mistrzem takim z prawdziwego zdarzenia, który nie daje gotowych receptur na sztukę, ale inspiruje, rozumie aktora i jego zmagania z rolą, wspiera, czasami podpuszcza i wymaga. A wszystko to przy olbrzymim szacunku dla pracy po obu stronach – dlatego aktorzy uwielbiają z nim pracować.

Oprócz tych „poważnych” desek teatralnych pracujesz też z dziećmi. Jak zaczęła się ta przygoda, czym dzieci wzbogacają twoje spojrzenie na świat?

Marzyłam zaraz po tym, jak ukończyłam PWST (dziś Akademia Teatralna), żeby uczyć, ponieważ jak mawiała pani profesor Olga Szwajgier: „nieprzekazywana wiedza jełczeje”. Ale widocznie nie dorosłam wtedy jeszcze do tego. Dopiero po tym, jak zostałam sama mamą, kiedy przebrnęłam przez różne pułapki skomplikowanego procesu wychowania własnych dzieci, podjęłam się w 2017 roku pracy pedagogicznej, przejmując prowadzenie kółka teatralnego po koleżance. Jeździłam też na warsztaty teatralno-filmowe do Koszarzysk, żeby wspomóc i też się zainspirować.To dla mnie energia, którą dają mi młodzi ludzie, a ja mogę podzielić się swoim doświadczeniem. Raczej nie widzę różnicy w prowadzeniu dorosłych aktorów a dzieci. Być może tylko w ilości powtórzeń i prostszym języku przekazu, ale podstawowe zasady są takie same jak w profesjonalnym teatrze. Dzieci nie mają tylu zahamowań, co my, dorośli, co otwiera moją wyobraźnię, ba, naszą wspólną. Ale również trafiają mi się dzieci, które potrzebują wsparcia, pomocy, w pracy nad nieśmiałością i prezentacją siebie. Ciekawe to bardzo.

Najczęściej aktorów pyta się o ich ulubioną rolę. Przewrotnie więc zapytam o tę rolę, która kosztowała cię najwięcej krwi i potu. 

Krew i pot…? Wszystkie swoje postacie najpierw poznaję, a potem się pomalutku zakochuję w nich i to jest proces raczej przyjemny niż walka. No, była taka jedna rola u Moniki Strzępki w spektaklu „Prezydentki”, gdzie sama sobie zgotowałam ciężki los. Skojarzyło mi się, że moja postać Maryjki, będąc lekko upośledzoną mentalnie (tak ustaliłyśmy z panią reżyser) może mieć problem z wyrażaniem swoich myśli, artykulacją. I na tę okazję ortodonta przygotował mi specjalną nakładkę na zęby z krzywym i nieco zdewastowanym uzębieniem. Musiałam się tutaj nieźle namęczyć, żeby nauczyć się mówić z tym „czymś”, co miałam w ustach i nie dość, że kosztowało to trochę pracy, ale też bólu. I zdarzało się często, że moje dziąsła krwawiły. Natomiast z efektu pracy byłam zadowolona.

Tagi: ,

Komentarze



CZYTAJ RÓWNIEŻ



REKLAMA Walizki
REKLAMA
Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023-2024.
Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego.