Rozmowa z Jarosławem jot-Drużyckim – etnografem, publicystą, od kilku lat zajmującym się problematyką Zaolzia. Jego teksty pojawiały się na m.in. na łamach Tygodnika Powszechnego, Rzeczpospolitej, Głosu Ludu, Zwrotu oraz na blogu kurjer.salon24.pl. Ostatnio wydał książkę pt. „Hospicjum Zaolzie” (nad którą nasz miesięcznik objął patronat medialny) poświęconą Polakom mieszkającym w naszym regionie.

    Czy to prawda, że Twoja pierwsza przygoda z Zaolziem rozpoczęła się od „Czarnej Julki” Gustawa Morcinka?

    Nie ukrywam, że przejeżdżałem w przeszłości wielokrotnie przez Czeski Cieszyn, przemykałem tylko, wchodziłem na jedno piwko do „Dwójki” – a nie wiedziałem wtedy jeszcze, że tak się potocznie mówi na tę dworcową restauracyjkę – i czekałem spokojnie na pociąg do Pragi, gdzie mieszkał mój wieloletni przyjaciel. Wiedziałem jedynie, że jestem na Zaolziu, ale przechodziłem nad tym do porządku dziennego.

    Natomiast moją prawdziwą inspiracją do zainteresowania się regionem była właśnie „Czarna Julka”. Kiedy byłem jeszcze młodszym nastolatkiem i Pani czytała nam tę książkę w szkole, język i fabuła spodobały mi się na tyle, że ją wypożyczyłem z biblioteki i przeczytałem. Potem, na długi czas, odłożyłem.

    Któregoś razu, a już miałem dobrze po trzydziestce, wpadłem na pomysł, żeby przeczytać ją własnym dzieciom. Wtedy też zacząłem się zastanawiać, na ile opisywane są tam prawdziwe wydarzenia, a na ile wątek historyczny miesza się już z fikcją literacką, co z resztą krytycy zarzucali Morcinkowi.

    Zaintrygował mnie grób inżyniera Racka, czy jest, czy go też nie ma, czy rzeczywiście był taki człowiek, który zjechał z brygadą górników, ratowników, żeby pomóc tym, którzy leżeli zawaleni w kopalni?

    I trafiłem do Karwiny, odnalazłem grób Racka, a potem rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem, że miasto, o którym pisał Morcinek, ta jego mała ojczyzna i centrum wszechświata, już nie istnieje, że go po prostu nie ma. Jedyne, co pozostało to cmentarz, przechylony kościół św. Piotra z Alkantary, szyby kopalni „Gabriela”, pola, drzewka, parę pojedynczych domków – nic, po prostu nic.

    Napisałem wtedy reportaż do „Tygodnika Powszechnego” i tak to się zaczęło.Można powiedzieć, że zacząłem swoją przygodę z Zaolziem od dołu a potem wspinałem się „na góraliję”.

    I postanowiłeś dalej drążyć temat Zaolzia…

    Ten region mnie mocno zainspirował. Zaskoczyło mnie, że w ciągu krótkiego czasu poznałem bardzo, wielu ludzi z obu brzegów Olzy, nawiązałem bliskie przyjaźnie.

    W Warszawie, w której mam również wielu znajomych i kolegów, z taką serdecznością się nie spotkałem. I to jest zadziwiające w kontekście stereotypu Ślązaków, którzy nie są ludźmi specjalnie wylewnymi.

    Jestem człowiekiem Wschodu, moje zainteresowania zawsze skierowane były na Wschód, jestem zafascynowany prawosławiem, ale tutaj przecież nie ma żadnej cerkwi, a mimo wszystko cholernie mi się tu podoba i nie mam ochoty stąd wyjeżdżać. To właśnie tutaj zostawiłem kawałek swojej duszy, swojego serca, a może i całe serce?

    …I nie chodzi tylko o moją pracę w Książnicy Cieszyńskiej, czy teksty pisane do prasy zaolziańskiej. Zaolzie to moja miłość, którą tak, jak zwykle bywa z miłościami, trudno zracjonalizować. Po prostu nagle pstryk i się zaczyna…

    Moim marzeniem, tak często półżartem mówię, jest być pochowanym na cmentarzu komunalnym w Cieszynie.

    Skąd ta pewność, że się nie odkochasz? Czy nie bierze się stąd, że nie wypada zostawiać umierającego, bo Zaolzie, jak go sam nazwałeś w tytule swojej książki, to przecież hospicjum…

    Wiesz, ja już etap zakochania mam za sobą. To już naprawdę jest wielka miłość, więc o odkochaniu mowy nie ma. A kocha się do śmierci albo swojej, albo tej bliskiej i ważnej osoby. W tym wypadku jest to owa polskość na Zaolziu.

    Dlaczego w takim razie polskość na Zaolziu umiera? Obumiera z przyczyn bardzo prostych. Jesteśmy na terenie zupełnie innego państwa, gdzie jest inny język urzędowy. Najgorsze jest jednak to, że jest on dość zbliżony do języka, w jakim mówi się tutaj w domu, więc proces asymilacyjny jest zdecydowanie łatwiejszy, niż gdybyśmy posługiwali się np. niemieckim.

    (EC)

    Całą rozmowę z Jarosławem jot-Drużyckim można przeczytać w styczniowym numerze Zwrotu. Miesięcznik można kupić również w formie elektronicznej.

    Po za tym jest do nabycia w sekretariacie redakcji Zwrotu (ul. Strzelnicza 28, Cz. Cieszyn), w Księgarni i Klubie Polskiej Książki (ul. Czapka 7, Cz. Cieszyn), w Trzyńcu (kiosk przy dworcu autobusowym obok apteki DR. MAX), w Bystrzycy (kiosk obok Tesco), w Gródku (sklep gospodarstwa domowego), w Nawsiu (kiosk na dworcu kolejowym), w Jabłonkowie (kiosk na rynku).

    Tagi: , , , , , , , , , , , , , , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Walizki
      REKLAMA
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023-2024.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego.